Rozdział 10

194 9 0
                                    

W moim całym życiu rzadko kiedy spotykałam miejsca, w których czułam się w 100% komfortowo. Czasem to wygląd otoczenia mnie odpychał, a czasem ludzie, którzy w nim przebywali, bądź po prostu jego aura.

Nie raz byłam w sytuacji, gdy myślałam, że odnalazłam swoje bezpieczne miejsce, w którym mogę być sobą, bez przejmowania się opinią innych ludzi na temat mojego zachowania, bądź wyglądu, lecz po pewnym czasie urok tego miejsca znika i ukazuje się jego mroczne obilcze. W tamtym czasie zrozumiałam, że ludzie mogą być naprawdę fałszywi.

W tym moim komfortowym z początku miejscu posiadałam wielu przyjaciół, którym się zawsze ze wszystkiego zwierzałam. Uważałam wtedy te osoby za największy i najcenniejszy dar od losu. Niestety byłam w okropnym błędzie, którego postanowiłam, że już nigdy nie popełnię.

Ci "przyjaciele" okazali się wstrętnymi ludźmi, zepsutymi do szpiku kości, którzy chcąc dostarczyć sobie przyjemności niszczą życie innych, ośmieszając ich. Tak było niestety w moim przypadku. Te osoby wykorzystały wszystkie moje sekrety przeciwko mnie, przez co nie miałam już życia w tamtym miejscu.

Na szczęście przez wpływy mojej matki zmieniliśmy otoczenie i mogłam w końcu odciąć się na dobre od tej okropnej przeszłości, która i tak zostawiła jakiś ślad na mojej psychice. Naprawdę wiele razy żałowałam, że zaufałam tym ludziom, oraz że tak bardzo przywiązałam się do tamtego miejsca.

Opuszczenie go bardzo bolało, tym bardziej że tym miejscem było miasteczko, w którym mieszkałyśmy wtedy z mamą przez 3 lata. Również bolał mnie fakt, że opuściłam miejsce, gdzie przed laty wychowywał się mój tata. To miejsce było jednym z moich ulubionych bezpiecznych miejsc.

Innym takim miejscem był na pewno mój dom, w którym pod koniec mieszkałam z mamą, zanim została zamordowana. Należy również wspomnieć o moim pokoju u państwa Jones, gdzie mogłam sobie odpocząć od tej irytującej suki Margaret. Naprawdę bardzo jestem wdzięczna losowi, że nie muszę teraz obecnie się z nią przebywać.

Coś czuję, że gdybyśmy jednak miały, jeszcze parę lat ze sobą mieszkać, to często dziewczyna miałaby poobijaną buźkę.

Park, w którym się właśnie znajdowałam był miejscem idealnym. Był przepiękny, dokładnie taki jak z jakiegoś filmu. Nie należy również pominąć kwestii ludzi, którzy są naprawdę życzliwi. Ogólnie to miejsce ma taką beztroską i radosną aurę. Jest to miejsce idealne, do spędzenia czasu ze znajomymi, jak również, żeby pobyć samemu i uporządkować wszelkiego rodzaju myśli w głowie.

Właśnie przyglądałam się starszej pani siedzącej naprzeciwko mnie, która zaczęła dokarmiać gołębie, gdy ktoś nagle dotknął mojego barku.

Momentalnie wzdrygnęłam się i poczułam ścisk w brzuchu. Wiedziałam, że powinnam się odwrócić, ale bałam się kogo ujrzę. Naprawdę błagałam w myślał, aby to nie okazał się jeden z ludzi Ethana, przecież Emily zadała sobie bardzo duży trud, aby mnie ukryć. Pomimo strachu odwróciłam się naprawdę bardzo powoli i gdy zobaczyłam twarz osoby, która mnie przed chwilą dotknęła, wypuściłam powietrze z płuc, które nieświadomie wstrzymałam.

-Hej, Lizzy. Co tam? Sorki jeśli cię trochę wystraszyłem, ale często zjawiam się znikąd, więc szybko się przyzwyczaisz.

Chłopak obszedł ławkę dookoła i usiadł po mojej lewej stronie.

-Cześć, Liam. Słuchaj, błagam cię, żebyś w moim towarzystwie tak się nie skradał, ponieważ mogę przez ciebie dostać zawału, a nie chce mi się jeszcze umierać.

Na moje słowa chłopak roześmiał się pod nosem. Miał chyba nadzieję, że tego nie zauważę, lecz niestety się mylił. Jednak pomimo tego, że byłam na niego nieco wkurzona nie chciałam się z nim przegadywać o to, że ze mnie się śmieje.

Escape from destinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz