Shindou Takuto x Kirino Ranmaru

207 12 10
                                    


Shot dla: KlaraKrzysztaowicz

Słowa: 2473

Seria: GO

"Kotek"

*

Weekend, słoneczny i piękny. Odpoczynek od szkoły zasłużony za te godziny nauki, morderczych treningów i kłótni rodzinnych przeplatanych smrodem papierosów dostających się do jego pokoju. Promienie naturalnego, złocistego światła dostawały się do pokoju wodospadem, opadając na jasną, chłopięcą twarz. Leżał z zamkniętymi oczami, myśląc nad ostatnimi pięcioma dniami, o tym czy wszystko na pewno dopiął na ostatni guzik tak jak zapiął dziś swoją białą, elegancką koszulę. Jego rodzice wymagali od niego takiej perfekcji, że musiał nosić się tak sztywno nawet we własnym domu.

Nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy odpoczywając, faktycznie czuł się zrelaksowany. Większość czasu leżał, gdy jego ciało dochodziło do siebie, jednak umysł miał zajęty silną burzą, sztormem na ocenie nieskończonych myśli. Wszyscy czegoś od niego chcieli. Drużyna oraz trener wymagali silnego kapitana unoszącego drużynę na duchu, rodzice chcieli samych wzorowych ocen, babcia uwielbiała słuchać, jak gra na fortepianie, odwiedzając ją.

Shindou nie był w stanie stwierdzić czy lubi którąkolwiek z tych rzeczy. Kiedy faktycznie miał czas wolny, leżał. Czy to plackiem na kanapie, czy to na łóżku pod kocem, czy to przy biurku skulony, po prostu nie zajmował się niczym, co każdy, kto miał się za przyjaciela Takuto uznawał za jego zainteresowania.

Oczywiście, były rzeczy, które lubił. Ale nie miał na nie czasu przez chore wymagania otoczenia. Jak starał się dogodzić jednej części, to druga podupadała. Nikt nie próbował zrozumieć i zapytać o samopoczucie chociażby, ale każdy pierwszy do krytyki.

Młody Takuto niemal usypiał w takiej pozycji. Prawie mu się udało odlecieć w jedyne szczęśliwe dla niego miejsce, jednak koło głowy chłopaka rozpoczęły rozbrzmiewać burzliwie głośne wibracje oraz jakaś melodyjka zagrana na pianinie - dzwonek w telefonie. Niechętnie leniwym gestem sięgnął po brzęczący prostokąt i dostrzegł nazwisko swojego jedynego prawdziwego na tym świecie przyjaciela, jakiego mógł sobie wymarzyć. Potrafił go wysłuchać i zrozumieć, ale niestety Shindou nie mógł powiedzieć mu wszystkiego. Nie gdy chłopak sam miał swoje problemy.

Pianista odebrał telefon, przykładając urządzenie do ucha.

— Hej, Shindou, uhm… Głupia sprawa, masz może trochę wolnego?

— Mam — mruknął i ziewnął.

— Obudziłem cię? — rozmówca brzmiał na wystraszonego.

— Nie. Co się stało, Ranmaru?

— Znalazłem bezdomnego, wystraszonego kota, ale ja się nie znam się na kotach! Ty masz aż dwa i myślałem czy może nie przyjdziesz i nie pomożesz mi się nim zająć? Biedak zmarzł i… po prostu przyjdź do parku! Jestem niedaleko stawu, koło wierzby, pa! — I się rozłączył…

Brzmiał na spanikowanego tak bardzo, że Shindou natychmiast się rozbudził i poleciał ubrać buty. Było ciepło, nie musiał nic na siebie narzucać, nie informował nikogo z domu o swoim wyjściu, by nie słuchać pretensji i po prostu opuścił dom. Kiedy Kirino potrzebował pomocy, Shindou mu pomagał, taka była zasada. Zwłaszcza, że tak spanikowany głos miał w pewnym przykrym dla niego momencie, w ogóle z bezdomnym kotem niepowiązanym…

Minęły może trzy minuty i nieuczesany, ziewający Takuto trafił pod wierzbę, niedaleko stawu. Dostrzegł dwa różowe kucyki klękającego nad czymś przyjaciela i bez wahania ruszył w tę stronę. Kirino usłyszał szelest trawy poruszanej przez buty i odwrócił się do bruneta - ucieszył się na jego widok niesamowicie.

Piłkowe Opowiastki - Inazuma Eleven one shotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz