6. Dział Ksiąg Zakazanych

65 5 10
                                    

Sophia stąpała delikatnie, czujnie rozglądając się na boki. Na zamkowych korytarzach panowały teraz mrok, tajemnica i głucha cisza. Pochodnie na ścianach ledwo się żarzyły i chyba tylko magia sprawiała, że w ogóle nie gasły. Cienie, rzucane przez zbroje, podrygiwały złowieszczo, a mieszkańcy portretów, pogrążeni byli we śnie. Sophia bardzo nie chciała ich zbudzić – wciąż pamiętała portret krzykliwego starca i nawet nie chciała sobie wyobrażać, jak by zareagował, gdyby ją zobaczył.

Po całym dniu dziwnego osłabienia Sophia stała się nagle wyjątkowo pobudzona. Ostatecznie, jej bezowocne inicjatywy dostania się do Działu Ksiąg Zakazanych sprawiły, że teraz doskonale znała drogę do biblioteki.

Wtem wydało jej się, że coś usłyszała i przystanęła. To były czyjeś kroki – cichy, miarowy stuk obcasów o kamienną posadzkę. Sophia poczuła, jak coś osunęło jej się w brzuchu i pociągnęła klamkę najbliższych drzwi. Były zamknięte. Prędko podeszła do następnych i szarpnęła rozpaczliwie za klamkę. Też były zamknięte. Sophia rozejrzała się szybko, niepewna skąd dobiegają kroki – mogła uciec, ale mogła też wpaść na osobę, którą właśnie słyszała. Po sekundzie pacnęła się w czoło i wyciągnęła różdżkę.

Alohomora – szepnęła roztrzęsiona.

Zamek wydał ciche kliknięcie i Sophia pospiesznie wkroczyła do środka. Otoczyła ją gęsta ciemność, a zapach unoszący się w pomieszczeniu wskazywał, że sala musiała być pokryta gęstym kurzem. Coś niespodziewanie dotknęło jej twarzy, a Sophia odsunęła się z piskiem, machając energicznie rękoma.

Ze wstrętem strząsnęła z siebie pajęczynę i zaczęła nerwowo wysłuchiwać zbliżających się kroków. Czy ten ktoś ją usłyszał...? Spojrzała z lękiem na pasek światła pod drzwiami. Kroki były coraz głośniejsze. Nagle światło przysłonił cień, a Sophia wstrzymała oddech. Po chwili znów zobaczyła światło, a kroki się oddaliły. Westchnęła cicho z ulgą.

Odczekała kilka minut i wyszła z opuszczonej sali lekcyjnej. Więcej nie natrafiła na nikogo, a gdy dotarła pod bibliotekę, Sebastiana jeszcze nie było. Niepewnie rozejrzała się po ciemnym korytarzu, szukając w kieszeni swojego eliksiru. Nagle wzdrygnęła się, słysząc ciche syknięcie.

– Sophia, chodź tutaj!

W cieniu zbroi zobaczyła nieznaczny ruch. Szybko podeszła do Sebastiana i zgięła się w pół tak jak on.

– Znasz zaklęcie kameleona? – zapytał cicho.

Sophia spojrzała na niego ze zgrozą i pokręciła głową.

– Żaden problem, później cię go nauczę... – Sebastian nie zwlekając, wyciągnął różdżkę i wycelował nią w Sophię.

Zdusiła okrzyk, gdy poczuła, jakby Sebastian właśnie oblał ją lodowatą wodą. Sophia stała teraz dziwnie oziębła – jakby jej krew zaczęła wolniej krążyć w żyłach. Uniosła dłonie, które były teraz praktycznie niedostrzegalne – widziała tylko ich delikatny zarys. Spojrzała zaskoczona na Sebastiana, który też stał się teraz tylko lekkim zarysem – czymś mniej widocznym od ducha. To była bardzo dziwna magia – nie miała smaku ani zapachu. Sophia skupiła się i zobaczyła niewielkie, niemal niedostrzegalne lśnienie na sylwetce Sebastiana.

– Teraz możemy iść, nie będziemy widoczni. – wyjaśnił prędko. – Ale uważaj, żeby nikt się do ciebie nie zbliżył, bo cię zobaczy.

Sebastian poruszył się i całkowicie zniknął z jej oczu. Sophia prędko podeszła do drzwi biblioteki i sięgnęła do klamki.

– Są zamk... – Sebastian urwał w pół słowa.

Zamek puścił, a drzwi lekko się uchyliły.

– Jest otwarte – wyszeptała Sophia z niepokojem.

Tylko w ciemności widać gwiazdy | Sebastian SallowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz