[2] Nic o tobie nie wiem

10 8 0
                                    

Od razu zgłosiłam włamanie do mojego mieszkania w wydziale. Wraz z innymi dokładnie wszystko obejrzałam, jednak nie było żadnych śladów włamania. Zamki w żaden najmniejszy sposób nie zostały uszkodzone, a jedynym śladem była ta pieprzona róża.

Nawet włamywać się umiał perfekcyjnie.

Dodatkowo wie już gdzie mieszkam.

Nie wiem, czy dodatkowe zamki w drzwiach by coś dały, ale nie jestem aktualnie w stanie pozwolić sobie ani na kamery czy alarm włamaniowy, ani na zmianę miejsca zamieszkania. Muszę więc być uważna i mieć oczy dookoła głowy, bo... on tu był. Był tutaj, w moim mieszkaniu, kiedy ja spałam. Kurwa, przecież ja mogłabym już być martwa. To ja miałam znaleźć jego, a zamiast tego to on znalazł mnie, a to oznaczało dla mnie ogromne niebezpieczeństwo. ON oznaczał ogromne niebezpieczeństwo. 

Jednocześnie oznaczało to, że był bardzo blisko. Naprawdę BARDZO blisko. Gdyby chciał mnie zabić, z całą pewnością już by to zrobił. Miał do tego idealną okazję, a jednak tego nie zrobił. Próbował mnie tylko nastraszyć, a więc jest możliwość, że będzie chciał to zrobić znowu. Wtedy jednak będę na to gotowa. Będę gotowa na konfrontację.

Zmęczona tą całą sytuacją zbieram się w końcu, aby iść do pracy. W tym celu idę do łazienki i na szybko myję zęby. Zerkam przed siebie w lustro, które lekko popękało w dolnym prawym rogu i zauważam na swojej bladej twarzy wyraźnie odznaczające się sińce pod oczami. Od momentu, kiedy się obudziłam i odkryłam różę, nie mogłam już spać, co z mojej twarzy da się wyczytać niemal od razu. Nie mam jednak siły przykrywać tego makijażem, dlatego tylko przemywam twarz zimną wodą, aby trochę się orzeźwić, a następnie zaczesuje swoje ciemno brązowe włosy w kucyk. Wracam do swojego pokoju, gdzie zakładam na siebie te same ubrania, które miałam wczoraj, czyli beżową koszulę z długim rękawem, którą wsadzam do czarnych jeansowych spodni, oraz pas główny z miejscem na odznakę, broń i parę innych rzeczy.

Gotowa, wychodzę z mieszkania i wsiadam do mojego starego, czarnego nissana, po czym odjeżdżam, zmierzając w stronę komendy na Bexar Street. Po paru minutach docieram na miejsce i ruszam w stronę dużego budynku z beżowej cegły, wraz z oszklonym wejściem, przez które wchodzę do środka.

-Cameron? -Dociera do mnie po chwili głos Clintona, więc zatrzymuję się i odwracam w jego stronę. -Co ty tutaj robisz?

-Przyjechałam do pracy? -Mówię, marszcząc brwi w zastanowieniu się o co mu chodzi. Mężczyzna natomiast przez moment wpatruje się jedynie we mnie jakbym miała najzwyczajniej w świecie nierówno pod sufitem.

-Przecież Washington ze względu na włamanie dał ci dzień wolnego -Tłumaczy, a ja o mało nie wybucham złością.

Jak to kurwa dzień wolnego? Nikt mi nic o tym nie powiedział. Od razu czuję, jak robi mi się gorąco, a dłonie od mocnego zaciskania ich w pięści powoli zaczynają mi drżeć z bólu.

-I dlaczego nic o tym nie wiem? -Wyrzucam z siebie ostro, rozkładając ręce w oczekiwaniu na odpowiedź.

-Nie mam bladego pojęcia -Wzrusza ramionami, jak gdyby nigdy nic. -Ale sądząc po twoim wyglądzie, słusznie pozwolił ci zostać w domu. Wyglądasz fatalnie.

-Gdybym wiedziała to z pewnością bym w tym domu została -Mówię zdenerwowana, nie odpowiadając na jego złośliwe doczepki.

-No to idź do niego i z nim pogadaj.

A z chęcią się do niego wybiorę, żeby mi wytłumaczył, co tu jest grane. Przecież gdyby dał mi dzień wolnego, to raczej powinien zadbać o to, aby ta informacja do mnie dotarła. Natomiast ja fatygowałam się specjalnie, aby tu przyjechać i dowiedzieć się, że mam wracać do domu? Natychmiast ruszam w stronę biura mojego szefa, aby uzyskać odpowiedź na to pytanie. Zatrzymuję się jednak jeszcze na chwilę i ponownie odwracam się w stronę gdzie stał Richard.

The Glitter RosesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz