Rozdział 2.

35 4 0
                                    

Kolejny ranek. Tak bardzo nie chcę iść do tej głupiej szkoły. Zostaję w domu.
Wstaję z łóżka i kieruję się do kuchni, by coś zjeść. Z lodówki wyjmuję 4 jajka na jajecznicę. W czasie, gdy jajka się smażą, robię sobie czekoladowe Cappuccino. To moje ulubione.

Nie mam dziś jakoś weny do pisania wierszy. Siadam więc do stołu i jem. Rozmyślam o tym wszystkim, co działo się przez kilka ostatnich dni. O tym, że każdy ma mnie gdzieś, że się tnę i tak naprawdę nie znaczę zbyt wiele dla tego świata. To przykre, ale tak właśnie jest. Często mam myśli o odebraniu sobie życia, choć gdzieś tam tli się we mnie resztka nadziei, że może jestem komuś potrzebna, tylko nie wiem o tym.

W tej samej chwili spostrzegam, że skończyło się jedzenie, została tylko resztka Cappuccina. Szybko dopijam i postanawiam wyjść na spacer.
Kieruję się do pobliskiego parku. Zazwyczaj chodzę po jego obrzeżach, aby nikt mnie nie zauważył. Wieczorami jest łatwiej się ukryć, ponieważ jest ciemno. Za dnia muszę radzić sobie uciekając, gdy tylko ktoś pojawi się w zasięgu mojego pola widzenia. Kocham samotność. Wtedy prawdziwie jestem sobą. W tłumie ludzi często się gubię.

———————————————————

Będąc już w parku dostrzegam na ławce pewnego chłopaka. Kojarzę go już z widzenia, on mnie raczej też, bo od pewnego czasu uśmiechamy się do siebie nawzajem. Zawsze siedzi na ławce z książką w ręce. Jest strasznie chudy i nosi okulary. Ma ciemne włosy i brązowe oczy. Nie wiem dlaczego, jednak bardzo mi się podoba. Wydaje się być ogarnięty i spokojny. To jednak moja osobista opinia. Pewnie gdyby mnie znał, uciekłby dowiedziawszy się o moich bliznach. No nic, idę dalej.

Po przejściu kilkunastu kroków czuję, jak moje nogi uginają się, a obraz rozmazuje przed oczami. Kręci mi się w głowie i czuję jak upadam. Później nie pamiętam już nic.

———————————————————

Budzę się w nieznanym dla mnie miejscu. Jest mi jednak ciepło i przyjemnie, a wokół czuję miły zapach. Leżę przykryta kołdrą na jakimś łóżku. Obok znajduje się stolik z czerwonym obrusem. Na nim stoi kubek z ciepłą herbatą. Musi być bardzo ciepła, najpewniej gorąca, bo dostrzegam unoszącą się nad naczyniem parę. Ściany pomieszczenia są białe, a na jego środku leży ogromny niebieski dywan. Drzwi są przymknięte. Słyszę, że ktoś jest w pomieszczeniu obok. Postanawiam poczekać jeszcze chwilę i zobaczyć, co się wydarzy.

Za kilka minut do pokoju, w którym leżę wchodzi chłopak. Ten sam, którego widziałam w parku. Patrzymy na siebie przez chwilę nie wydając ani słowa.
Po kilku sekundach nieznajomy mówi ciche:
- Hej...
- Cześć - odpowiadam prawie szeptem.
- Słuchaj, wybacz ale chciałem Ci tylko pomóc. Zobaczyłem, jak upadasz. Na szczęście oddychałaś, uznałem więc że to nic poważnego i potrzebujesz po prostu poleżeć w cieple - dokończył.
- Jasne, dziękuję - odpowiedziałam.
- Zrobiłem Ci herbatę z cytryną, nie wiem czy taką lubisz.
- Może być - uśmiechnęłam się i usiadłam, gdy chłopak wyciągnął do mnie rękę z ciepłym napojem.

Nagle, z przerażeniem zauważyłam, że mam na sobie inne ubranie, niż to, w którym wyszłam z domu.
- Co to jest?! - wykrzyknęłam.
- Słuchaj, miałaś mokry sweter, dlatego dałem Ci swój - chłopak wydawał się być przestraszony moim nagłym krzykiem.

Ja jednak szybko podciągnęłam rękawy, a naszym oczom ukazały się krwawe blizny, niektóre niezbyt dobrze zagojone. Popatrzyłam na niego, a on tylko spoglądał na mnie ze smutkiem.

- Nie powinieneś był tego zobaczyć - powiedziałam.
- Wybacz, ale początkowo nie spodziewałem się, że to robisz... - chłopak cały czas mówił ze smutkiem w głosie.
- Słuchaj no! Kto pozwolił Ci w ogóle zabierać mnie do swojego domu, co?! To nie Twoja sprawa, że się okaleczam! Zajmij się sobą, dobra?

Po chwili pożałowałam swoich słów. Nastolatek wydawał się być przerażony moimi krzykami. Siedział na przeciwko z opuszczoną głową.

- Tak bardzo Cię przepraszam... Skąd mogłem wiedzieć, że się tniesz? Chciałem Ci tylko pomóc. Jeśli chcesz, możesz już iść, gdybyś jednak miała jakiś problem, zawsze możesz na mnie liczyć - wyszeptał.

Szybko zrzuciłam z siebie pierzynę i pobiegłam do drzwi wyjściowych. Założyłam swoje buty, zaraz potem kurtkę i wybiegłam z jego mieszkania trzaskając drzwiami. Nie powinnam była się tak zachowywać, jednak to jego wina. To on mnie rozzłościł. Z tego wszystkiego zapomniałam o tym, że mam na sobie nie swoje ubrania.
To zdenerwowało mnie jeszcze bardziej.

Po powrocie do domu napuściłam do wanny zimnej, lodowatej wody. Następnie wzięłam żyletkę i kolejny raz pocięłam swoje nadgarstki. Tak naprawdę, nie wiele zostało na nich wolnego miejsca. Cięłam się więc po starych bliznach, otwierając rany na nowo. To moja sprawa, co zrobię ze swoim życiem. Nikt nie ma prawa mówić mi, co mam robić, pomyślałam.
Cała woda zabarwiła się na czerwony kolor. Wyszłam z wanny i powoli zaczęłam się wycierać.
Cholera, ręcznik również się zabrudził. Trzeba będzie go wyprać, tak żeby rodzice się nie zorientowali. Chowam go więc do mojej szafy i wypuszczam wodę. Następnie idę do pokoju. Poczytam coś. Albo nie, napiszę kolejny wiersz.

Po kilkunastu minutach powstaje nowe dzieło. Nadaję mu tytuł "Tęsknota".
Całość prezentuje się w następujący sposób:

Gdyby to było takie proste,
Już dawno bym nie żyła
Podciąć żyły jest przecież tak łatwo
Lecz ja nie mam odwagi...

Niektórzy mówią, że jestem silna
Choć tak naprawdę umieram z tęsknoty

Zupełnie nie wiem, dokąd iść
Unoszę się z wiatrem targana myślami
Wszystko jest jasne, a zarazem nic
Tęsknota zabija mnie co dnia

Teraz leżę z krwawiącymi dłońmi
Każdy czasem musi się odważyć
W milczeniu spoglądam przed siebie
Wspominam dawne chwile...

"Przepraszam..."Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz