Od 3 godzin chodziłem po ciemnych ulicach Bronxu, który może za dnia wyglądał, jak jedna wielka melina i nikt normalny nie zdecydowałby się tutaj mieszkać, gdyby miał możliwość wyboru, za to w nocy miał swój niepowtarzalny nowojorski klimat i niekiedy bywał urokliwy. Próbowałem przetworzyć to co się wydarzyło i pozbierać wszystkie myśli, które kotłowały się w mojej głowie. Powoli się w tym zatracałem, a ból tylko narastał z każdą sekundą, w której myślałem o wydarzeniach sprzed kilku godzin. Cały czas przed oczami miałem obraz martwej mamy, w uszach nieprzyjemny pisk i dźwięk pistoletu, a w głowie ból połączony z myślą, jak zajebać skurwysyna, który pociągnął za spust.
Było pół godziny po dwudziestej, noce o tej porze roku były zimne, a ja chodziłem w samej bluzie. Musiałem, gdzieś się zaszyć na najbliższych kilka godzin, bo bym zamarzł. Najlepszą opcją wydawała się nasza kameralna siłownia, dzięki niej mogłem zapomnieć o tym co mnie otacza i wypocić cały ból, który ogarniał moje ciało. Miałem nadzieje, że nikogo nie spotkam, tego wieczoru chciałem być sam nie miałem ochoty na rozmowę z innymi. Wstęp na siłownie miałem ja i moi znajomi, ale tak naprawdę byli dla mnie drugą rodziną, tylko trochę bardziej popierdoloną i nie do końca normalną. Wszedłem do budynku, a do moich nozdrzy wdarł się przyjemny zapach męskiego potu. Usłyszałem w oddali dźwięk stalowych ciężarów, obijających się o siebie. Nie byłem z tego powodu zadowolony, ale nie ucieknę od całego świata na zawsze, w końcu i tak bym musiał z kimś pogadać, więc może lepiej, że zrobię to od razu. Chciałem wejść do szatni, ale zza rogu wyszedł wysoki, czarnoskóry mężczyzna, miał cienkie warkoczyki w większości związane w kitkę, poza jednym, który spadał mu na czoło.
- Siema C. – odezwał się ciepło Isaiah.
- Siema. – odparłem i próbowałem wejść do szatni, ale Isaiah złapał mnie za bark i lekko obrócił w swoją stronę. Staliśmy twarzą w twarz i wiedziałem, że teraz już na pewno nie uda mi się uniknąć rozmowy.
- Co jest stary? Zachowujesz się, jak nie ty. – zapytał spokojnie mężczyzna.
- To znaczy? – próbowałem zgrywać idiote, ale Isaiah był zbyt mądry i znał mnie na tyle długo, że niemożliwe było ukrywanie przed nim prawdy.
- No kurwa, Caden zawsze jak wchodzisz tutaj, czy do garażu, to drzesz mordę tak, że cię po drugiej stronie Bronxu słychać. Nie wspomnę już o tym, że nie możesz przestać gadać i do szatni cię siłą trzeba zaciągać. – trafnie wypunktował Isaiah.
– Coś się stało? Tylko mi kurwa nie wciskaj jakiegoś taniego kitu. – dorzucił lekko poddenerwowany i zaniepokojony. Do oczu napłynęły mi łzy, które próbowałem zatrzymać za wszelką cenę, ale jedna z nich uciekła i wydrążyła ścieżkę na moim poliku.
- Nie wiem, stary kurwa nie wiem co ja mam zrobić, to wszystko mnie chyba przerasta, nie wiem co robić minęły, tylko 4 godziny. – Włączył mi się słowotok osoby pogrążonej w bólu.
- Kurwa, Caden powoli i mów co się odjebało. – Wydarł się Isaiah, żebym się otrząsnął. – powoli, od początku. Wszystko. – dodał.
- Wracałem z Masonem do domu, mama czekała jak zawsze przy furtce, nagle podjechał jakiś motocykl, potem padły dwa strzały. Kurwa zamordowali mi matkę. – Starałem się wytłumaczyć przyjacielowi co się stało, ale mój ból zmieszany ze złością spowodował, że moja wypowiedz była jednym, wielkim chaosem. Najważniejsze jednak było to, że wiadomość, której wymagał mężczyzna do niego dotarła.
- Kurwa, Susan nie żyje? – zapytał zdezorientowany mężczyzna. Jednym, szybkim ruchem przyciągnął moje ciało i mocno przytulił, tak jakby próbował zabrać ode mnie część negatywnych emocji, które we mnie buzowały i wziąć je na siebie.
CZYTASZ
Lower Than Hades [WSTRZYMANE]
ActionCaden Carter to dwudziestodwuletni Amerykanin, na którego spadło wiele nieprzyjemnych rzeczy. Zaczął mieć problemy w radzeniu sobie, ze swoimi emocjami, ale z pomocą rodziny oraz przyjaciół chce wyjść na prostą. Jego największą obsesją stała się zem...