6. Prezent

20 1 0
                                    



- Jesteś pewny, że chcesz to dzisiaj zrobić?

- Przed świętami drugiej, takiej szansy już nie będzie. – Odpowiedziałem i poszedłem do sklepu, naprzeciwko którego zaparkowaliśmy samochód.

Mały osiedlowy sklepik o urokliwej nazwie "richard's friendly shop" z sympatycznym właścicielem, a jednocześnie jedynym pracownikiem. Ten mały sklep znajdujący się na rogu ulic E 178th St. i Monterey Ave. był dla niego wszystkim, nie licząc rodziny, a raczej tych, którzy mu z niej zostali. Przesiadywał w nim od rana do wieczora sześć dni w tygodniu. Richard, bo tak miał na imię, był porządnym facetem i uczciwym człowiekiem. Nie znam jego przeszłości, ale wiem, że od dziesięciu lat utrzymuje się z prowadzenia tego miejsca. W środku nie było dużo miejsca, w kolejce do kasy, której i tak nigdy nie było, mogły się zmieścić trzy, może cztery osoby. Wszędzie były poukładane artykuły spożywcze w taki sposób, żeby zmieścić ich jak najwięcej, ściany były ciemne i obdrapane, a światło wołało, żeby je wymienić. Richard nie miał funduszy na zrobienie tego, ale się tym nie przejmował, cieszył się z możliwości prowadzenia własnego małego biznesu, zawsze każdego klienta witał z takim samym, szczerym uśmiechem. To miejsce stało się swego rodzaju codziennością w naszym, a przynajmniej moim życiu. Za każdym razem, kiedy potrzebowałem coś kupić chodziłem tutaj, nie lubiłem wielkich supermarketów, a wiedziałem, że tutaj zazwyczaj kupie wszystko czego potrzebuje. Z rzeczy, które również przemawiały za tym miejscem był ten serdeczny człowiek, który zawsze do ciebie zagada, a jak będzie trzeba to i doradzi, nieraz zdarzy mu się rzucić żartem, często nieśmiesznym, ale mimo wszystko poprawiającym humor, ze względu na urok z jakim starszy pan stara sie go poprawić. Darzyłem go wielkim szacunkiem, za to jakim człowiekiem jest oraz za to, że obdarzył moją mamę pomocą, kiedy ta ledwo wiązała koniec z końcem. Oferował jej drobne prace w sklepie, za które otrzymywała nieadekwatnie duże kwoty. Potrafił ją poprosić, żeby go zastąpiła na godzinę za kasą, a on chciał jej płacić cały utarg, który udało jej się zarobić podczas jego nieobecności, nawet jeśli zarobiłaby w tym czasie tysiąc dolarów. Oczywiście nie przyjmowała takich kwot, ale sam fakt sprawiał, że robiło się ciepło na sercu, za każdym razem, kiedy się patrzyło na tego człowieka. Ludziom mieszkającym w okolicy zdarzało się go nazywać aniołem z Bronxu, co wydawało się jak najbardziej trafnym określeniem. Był miły dla wszystkich, nie zwracał uwagi na to, czy dana osoba również była dla niego uprzejma.

- Dzień dobry młodzieńcze. Co dla ciebie? – Spojrzał na mnie z rozgrzewającym uśmiechem na twarzy.

- Dzień dobry panie Smith. Przepraszam,  zamyśliłem się – Odwzajemniłem uśmiech, lekko zawstydzony. – Dwie puszki Sprite'a poproszę.

- Już się robi – starszy mężczyzna z siwymi włosami, wyróżniającymi się na tle ciemnej skóry sięgnął po dwie puszki, po czym je skasował. – Coś jeszcze dla ciebie? – Uśmiech na jego twarzy wydawał się coraz większy.

Na blacie nieopodal kasy leżały dwie ostatnie pary zimowych rękawiczek w czarnym kolorze. Pomyślałem, że mogą się przydać na dzisiejszy wieczór, mimo że mieliśmy wszystko dopięte na ostatni guzik. Zawsze stąd wychodziłem z czymś co jest mi zupełnie niepotrzebne. Chęć pomocy temu staruszkowi była większa niż zdrowy rozsądek, dlatego starałem się szukać wymówek, żeby kupić więcej niż to konieczne.

- Dobre te rękawiczki? – Zapytałem siwego mężczyznę.

- Rękawiczki, jak rękawiczki. Ręce ogrzeją. Całkowicie wykonane z wełny z tego co mi wiadomo.

- Wezmę obie pary. – Złapałem za nakrycie rąk i podałem staruszkowi. Wklepał kod na kasie fiskalnej, ponieważ nie było na nich kodu kreskowego.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 07 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Lower Than Hades [WSTRZYMANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz