Rozdział 2

255 15 4
                                    

Głupi, głupi, głupi.

Gdyby istniała piosenka o życiu Harry'ego, byłyby to tylko te słowa ułożone do jakiejś naprawdę okropnej melodii, takiej jak "It's a Small World After All", aby naprawdę podkreślić, jak śmieszny był.

Z pewnością pasowało to do jego obecnej sytuacji, w której pomyślał, że dobrym pomysłem będzie próba oszukania Gemmy, by myślała, że nic się nie stało. Wiedział, że gdy tylko jej uśmiech zniknął, a oczy nabrały podejrzliwego blasku, przez to, że jego uśmiech był zbyt jasny. Zbyt niewinny. Przejrzała go na wylot tak jak zawsze to robiła.

Jej spojrzenie powędrowało obok niego i przeskanowało pokój, a on wiedział dokładnie, w którym momencie zatrzymało się na Louisie.

Poczucie winy. Skrucha. Pożądanie. Dezorientacja. Plątało się w brzuchu Harry'ego, zaciskało jak imadło wokół kręgosłupa, szarpało drogi oddechowe. Nie żeby zrobił coś złego. Ale niewiele brakowało. Gdyby pukanie nie zaskoczyło ich obu, Harry zrobiłby coś tak żenującego, że musiałby opuścić kraj i zmienić nazwisko. Coś w stylu podrywania nowego chłopaka siostry.

(Okej, więc może i masturbował się na myśl o wsadzeniu sobie w usta kutasa Louisa, ale to było między nim a odpływem prysznica. I naprawdę nie miało nic wspólnego z obecną sytuacją).

- Gemma! – Już nadmiernie się kompromitował, ale już zaczął podążać tą ścieżką i nie wydawało by miał z niej zejść w najbliższym czasie. Jej oczy wróciły do niego, śledząc jego twarz. - Co za wspaniała niespodzianka!

O Boże. To... nie było normalne. Ani naturalne. Co za wspaniała niespodzianka? Co do kurwy nędzy? Dlaczego stracił wszelkie pojęcie o normalnej konwersacji?

Jego uwagę zwrócił ruch za nim. Ach, no tak. Właśnie dlatego. Louis.

Louis. Louis. Nawet jego imię było ładne. Gemma wspomniała o nim mimochodem. Idę na drinka z Louisem. Właśnie wróciłam z meczu z Louisem. Pojawiał się nawet na jej Instagramie, ale zawsze były to tylko przebłyski światła i rozmyte kadry. Odrobina niebieskich oczu, której Harry tak naprawdę nie dostrzegał. Louis był mglistym wyobrażeniem, przyjacielem Gemmy z Londynu, który kiedy się o nim pomyślało wydawał się być jak synonim dobrej zabawy.

Ale, Boże. Louis w prawdziwym życiu, na żywo? To było jak jakiś cud religijny.

Harry pochylił głowę, pozwalając swoim lokom ukryć rumieniec na policzkach przed Gemmą i cofnął się, gdy ta przepchnęła się obok niego. Wciąż nic nie mówiła i robiło się trochę strasznie.

- Szukałaś mnie, kochanie? - Zapytał Louis, a Harry'emu ścisnęło żołądek. Miłość. Nie ma to jak wyraźne przypomnienie, że Louis był hetero i w związku, aby naprawdę pokazać, jak głupie i niemądre było podkochiwanie się w nim przez Harry'ego.

- Yhym. – Mruknęła Gemma.

- Wpadłem tu, kiedy brałaś prysznic. - Wyjaśnił Louis i mówił trochę za szybko. Jakby czuł się winny. Ale tak nie mogło być. - Harry właśnie pokazywał mi swoje portfolio. Całkiem imponujące.

- Czyżby? - Gemma zapytała z dziwnym napięciem w głosie.

Czy myślała, że Louis go zasmucił? Oczywiście, że tak. Ale nie celowo. Nie mógł pozwolić aby ona tak pomyślała.

- Em, tak? - Wtrącił się Harry. Nie mógł sobie wyobrazić poczucia winy, jakie by czuł, gdyby faktycznie był odpowiedzialny za ich sprzeczkę. Ponieważ myśl, że tego pragnął dręczyłaby by go zbyt mocno. - Tylko moje najnowsze zdjęcia. To, co wysyłałem, wiesz?

Gemma w końcu się rozluźniła. Może jego wyraz twarzy złagodniał po mieszance paniki i podniecenia. Można mieć tylko nadzieję.

Louis widocznie też zauważył tą zmianę i wyciągnął rękę, by przyciągnąć ją do siebie. Podążyła za jego ręką, pozwalając, by ich ramiona się zderzyły, a Harry'emu zachciało się płakać z powodu wszystkich niesprawiedliwości tego świata. Palce Louisa spoczęły na jej biodrze, a Gemma pochyliła się w jego stronę. Wyglądali razem tak uroczo. Kurwa.

When The Stars Come Out | L.S. | Tł. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz