Rozdział 3

222 12 3
                                    

Miłego czytania! <3


🙤 · ┈┈┈┈┈┈ · ꕥ · ┈┈┈┈┈┈ · 🙦


- Absolutnie. - Powiedziała Gemma, wyciągając rękę z dłoni Louisa.

Pęd do przodu zepchnął Louisa z kamienistej ścieżki na miękką trawę, zanim zdążył zarejestrować jej sprzeciw. Odwrócił się, ślizgając się tylko trochę, by zobaczyć Harry'ego za plecami Gemmy, którego spojrzenie obleciało ciało Louisa.

- Gem... - Jęknął Louis, w stu procentach gotowy do bycia tak obleśnym, jak tylko potrzebował, by dopiąć swego.

- Nie.

- To jako bramkarz.

- Och, to ma mnie przekonać? - Zapytała Gemma, unosząc jedną brew. - Louisie Williamie Tomlinsonie, wiesz jak drogie były te szpilki?

- Mam przeczucie, że szybko mi o tym powiesz. - Nie była to mądra riposta. Wiedział o tym. Jednak dzień, w którym był w stanie kontrolować swoje usta, był naprawdę rzadki. Jego oczy napotkały wzrok Harry'ego.

- Nie warto poświęcać na to energii, kochanie. - Powiedziała Gemma, a on skupił się z powrotem na problemie. - Możesz zostac sobie z Harrym. Idę znowu poszukać Nialla.

Louis dał czadu. Czas włączyć tryb idealnego chłopaka. Potrafił to zrobić. - A kim jest ten Niall? Mam go pobić?

To zdecydowanie było parsknięcie. I nie było to atrakcyjne. I tak ją kochał. - Jest ładnym chłopcem, który podaje mi alkohol, zamiast zmuszać mnie do tarzania się w błocie przed ślubem mojego arcywroga, oto kim jest Niall.

- Barman. - Mruknął Harry w tym samym czasie.

Farbowane na blond włosy i szeroki uśmiech. Ten obraz pojawił się w umyśle Louisa i był zdumiony, że w ogóle na to wpadł. Ledwo zauważył cokolwiek poza Harrym przez całe to małe spotkanie w piekle, jakim był przedślubny lunch. I wcale nie dramatyzował. Louis z pewnością zasłużył na darmowe drinki.

- W takim razie podwójny ślub, tak? - Zapytał Gemmę.

Harry wybuchnął śmiechem, a Louis nigdy nie słyszał czegoś tak ujmującego. Wstrząsnął całym jego ciałem i rozświetlił twarz, którą szybko ukrył za dłonią. Louis żałował, że to zrobił.

- Och, byłbyś takim szczęściarzem. - Gemma zrobiła ofensywny gest palcami układając je w „V" i ruszyła ścieżką z powrotem w kierunku alkoholu i uroczego, jeśli dobrze pamiętał, barmana.

- Myślę, że właśnie się obraziłaś, kochanie, jeśli dobrze zrozumiałem. - Zawołał za nią Louis, nie chcąc rezygnować z ostatniego słowa. Nawet jeśli Gemma kazałaby mu za to później zapłacić.

Było jednak warto, bo dzięki temu Harry chichotał. A chichot Harry'ego był widokiem, który trzeba było zobaczyć.

Wczesno popołudniowe słońce wpadało w jego loki, ślizgało się po ostrej linii szczęki, tworzyło cienie w zagłębieniu pod jabłkiem Adama. Piękny. Bardzo, bardzo piękny. Nie chodziło tylko o jego rysy twarzy. To sposób, w jaki się uśmiechał, nawet gdy tłumił śmiech za malinowymi ustami, które były stworzone do grzechu. Chodziło o sposób, w jaki się prezentował, otwarty i gotowy na wszystko, gdzie tylko Louis go zaprowadzi. Sposób, w jaki się uśmiechał i zabawiał panie z piekielnego lunchu, a potem szukał samotności, kiedy tylko mógł.

To sposób, w jaki wpatrywał się teraz w Louisa, jakby postradał zmysły, bo, kurwa, Jezu Chryste, podczas gdy Louis pisał sonety w swojej głowie, najwyraźniej pieścił go też czule wzrokiem. Czy Louis mógł być jeszcze dziwniejszy?

When The Stars Come Out | L.S. | Tł. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz