12. Kokosowy wunder baum

43 5 1
                                    

- Co ty robisz? - zapytałam starając się dotrzymać chłopakowi kroku.

Nie dość, że miał cholernie długie nogi, to jeszcze przebierał nimi o wiele za szybko.

- Zabieram nas z dala od tej dwójki - rzucił wychodząc z podwórka Jenkinsa.

- Ale po co? - zmrużyłam oczy - Mógłbyś z łaski swojej, trochę zwolnić? - zasapana, zatrzymałam się przy ogrodzeniu.

Brunet przystanął, słysząc zapewne, że postanowiłam odpocząć.

- Bo mamy do pomówienia z Silvą - obrócił się w moją stronę, obrzucając mnie zniecierpliwionym spojrzeniem.

Moje brwi powędrowały ku górze.

- Co? Hola, ja nie powiedziałam, że w to wchodzę - uniosłam ręce, na znak, że niezbyt chcę mieć z tym cokolwiek wspólnego.

- Jacksonowi nic się nie stanie, Hudson - Nick warknął, trochę nazbyt ostro.

- Nie unoś się na mnie - ostrzegłam - Czemu mam ci wierzyć?

Nicholas odwrócił głowę z bok, wypuszczając z siebie powietrze nosem. Ewidentnie rozbawiło go moje pytanie.

Dziwne, bo było nad wyraz trafne.

- Nie bądź głupia - zmroził mnie spojrzeniem - Gdybym chciał mu zrobić krzywdę, to już bym to zrobił na ognisku - zrobił krok w moją stronę - No ale jeśli nie chcesz pomóc z nim pogadać, to faktycznie będę musiał sam go poprosić - ostatnie słowo wypowiedział z takimi akcentem, że miałam stuprocentową pewność jak ta "prośba" będzie wyglądała.

- To szantaż - oburzyłam się, i dotarło do mnie, że niepotrzebne w ogóle dosiadałam się do niego - Nie możesz tak robić.

- Zakład? - spytał sucho.

- Jesteś potworem - wysyczałam przez zęby, czując jak do moich oczu zaraz napłyną łzy.

Wciągał mnie w całe to bagno, bez żadnych wyrzutów sumienia. Widać było, że dąży po trupach do celu. A mi jeszcze przed chwilą było go szkoda. Był tylko okropnym, egoistycznym dupkiem.

- Jestem dużo gorszy niż myślisz, Hudson, i nie zmuszaj mnie żebym ci to demonstrował - niektórym ciężko byłoby uwierzyć, że takie ładne usta, mogły wypowiadać tak okropne rzeczy - Pakuj tyłek do auta, nie mam czasu na scenki - wyjął z kieszeni kluczyki, i za moment zobaczyłam niedaleko błysk świateł, i piknięcie samochodu.

Kotłowało mi się w głowie, nie chciałam z nim nigdzie jechać, ani pakować się w to wszystko. Co jeśli coś poszłoby nie tak? I zostałabym powiązania z napadem? Moje życie zostałoby zrujnowane. A wszystko to, przez feralny zbieg okoliczności. Jednak myśl, że to z mojej winy, komuś może stać się krzywda, zaważyła. Powstrzymując łzy cisnące mi się do oczu, minęłam bruneta i ruszyłam w stronę jego auta. Bez słowa wsiadłam na miejsce pasażera i zapięłam pasy. Chwilę później Nick znalazł się tuż obok, po stronie kierowcy. Wyjechał na ulicę, od razu rozpędzając się do dużej prędkości. Nie odzywałam się, a jedynie lustrowałam wnętrze Mercedesa. Od mojego ostatniego pobytu w tym aucie niewiele się zmieniło. Wciąż panował tu nienaganny porządek. Zwróciłam jednak uwagę na zapach w samochodzie, ponieważ był bardzo intensywny. Spojrzałam na lusterko wsteczne, na którym wisiała zawieszka w kształcie choinki. Aromat bardzo mi się spodobał, mocno pachniał kokosem. Hayes musiał zawiesić go tutaj niedawno.

- Nie mieli gumy balonowej - rzucił zwyczajnie, zauważając chyba jak patrzę na zawieszkę.

Nie odpowiedziałam, bo nie miałam ochoty teraz z nim rozmawiać. Przeniosłam wzrok na szybę po swojej stronie, oglądając przez nie, nocne ulice Gorton. To miasto nie tętniło za bardzo życiem w tych godzinach.

Diamonds HeistOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz