6. Verlon

1 0 0
                                    

Cisza bywa zmienna. Czasem jest uosobieniem krzyku i lamentu, czasem jest uprzejmością, choć najczęściej bywa zwykłą koniecznością.


Od śmierci ojca Kaia rzeczy zaczęły zmieniać się bardzo dynamicznie. W ich domu istniały tylko dwa główne tematy: co zrobić, żeby unieszkodliwić Edgara oraz kwestia Cole'a i jego potencjalnego bezpieczeństwa. Kai miał ochotę opuścić swój dom raz na zawsze gdy tylko jego siostry się rozkręcały i rozpoczynały całe długie, bezsensowne dysputy. Jego co do zasady drugi temat nie interesował go zbytnio, a ten pierwszy wcale.

Kai nie potrafił martwić się stanowiskiem Kanclerza, skoro nigdy do niego nawet nie aspirował. Było mu do tego problemu tak blisko jak do stanowiska burmistrza w Miggystone czy kwestii głodu na świecie. I naprawdę współczuł Redzie przykrej sytuacji, ale wciąż uważał, że to nie był jego problem, więc grzecznie mógł się od niego odstosunkować.

Żywym dowodem długiej kolejki do wyimaginowanego tronu była czwórka jego starszego rodzeństwa. Nieistotność jego jestestwa w rodzinie podkreślali już samym swoim istnieniem i kolejnością urodzenia.

W praktyce jednak, mimo że Kai znajdował się na samym końcu rodzinnego łańcucha pokarmowego, Shira, Reda i Viru zawsze były obok niego, gotowe zrobić absolutnie wszystko by chronić swojego najmłodszego, ukochanego braciszka. Może czuł się tak szalenie dziwnie, bo role nagle się odwróciły.

Kai doskonale wiedział, że dopóki ma swoje siostry dookoła siebie, potencjalnie nic mu nie grozi, nawet jeśli jego własna głupota i lekkomyślność któregoś dnia przekroczą granicę zdrowego rozsądku. Nawet Cole stawał się względnie nieszkodliwy. 

Względnie, bo gdy był młodszy, Cole wprost kochał stroić sobie żarty jego malutkimi jeszcze rękoma. Choćby taka pamiętna afera gumowa w ich domu. Ośmioletni Cole przynosił mu po szkole wybitnie paskudne, klejące się cukierki przez cały miesiąc i powiedział, że musi je przyklejać w bibliotece pod niskim stolikiem, ale koniecznie od strony czerwonego fotela, bo tylko wtedy zamienią się w jego ulubione landrynki i będzie można je ponownie zjeść. Do tego kazał mu za każdym razem wypowiadać zmyślone zaklęcie i obracać się na jednej nodze dziesięć razy.

Jedyne w co się przemieniły cukierki to w czystą wściekłość wuja Edgara, gdy którejś nocy w końcu przykleił się do stolika. Wpadł wtedy na granicy furii do bawialni, mało ich nie zabijając. Czteroletni Kai oczywiście się przyznał, a Edgar wrzeszczał na niego aż do momentu powrotu Richarda (dość długo).

Ojciec oczywiście dość szybko domyślił się, że to Cole maczał w tym paluchy (głównie z uwagi na fakt, Kai w tamtym okresie był uosobieniem małego, grzecznego aniołka). Jego starszy brat szybko się przyznał, ale wtedy oczywiście nikt już nie był zły. Wszystko rozeszło się po kościach, za wyjątkiem traumy Kaia i jego nowej, nieprzezwyciężonej do dnia dzisiejszego awersji do wuja.

Innym razem Cole wmówił mu, że na dnie rzeki znajdzie samorodki złota. Podczas gdy pięciolatek naiwnie ich szukał, on z kolegami powiesili go za spodnie na gałęzi nad rzeką i tam też zostawili. Kai wisiał tam dobre dwie godziny, zanim udało mu się zeskoczyć (lub bardziej spaść) bez spodni do lodowatej wody, skręcić sobie nadgarstek i wrócić przemoczonemu do domu, wciąż bez spodni, ale za to w akompaniamencie ogłuszającego rechotu brata i jego koleżków.

Tamtego dnia Reda dosłownie pobiła się z Colem (warto również zaznaczyć, że wygrała), a on sam wyszedł z tego obolały i upodlony. Nie da się ukryć, że od tamtej pory Cole był już nieco subtelniejszy.

Rzeczy z wiekiem nie zmieniły się szczególnie, może za wyjątkiem stopnia naiwności Kaia. Shira niejednokrotnie hamowała Cole'a gdy trening nie był już treningiem a wykańczalnią dla Kaia, a Viru zawsze zamieniała się z nim po cichu obiadem, gdy Cole umyślnie nasypał mu do niego pietruszki (szczerze nienawidził pietruszki).

Upadek KrólaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz