3🥀

788 43 91
                                    

- Kostek dobrze się czujesz? - Spytała Hania siedzącą niedaleko mnie.

Raczej nic dziwnego, od 10 minut siedzę próbując zjeść tosta. Strasznie boli mnie gardło i czuję się okropnie.

- Ta. - Odpowiedziałem znowu skupiając wzrok na jedzeniu.

Wiedziałem, że Hania strasznie się o mnie martwi. Tylko dlaczego? Przecież niedługo mi przejdzie, to tylko chwilowe.

Wszystko było okej, do momentu gdy znów złapał mnie kaszel. Tym razem niestety na oczach Hani, której przed chwilą mówiłem, że czuję się okej.

Zanim przyłożyłem chusteczkę blisko ust, krew zdążyła polecieć na talerz z tostami, chociaż teraz nie będę musiał już ich jeść.

- Kostek, wszystko okej? - Słyszałem głos Hani, ale skupiłem się na tym, że poczułem coś w ustach.

Płatek czerwonej róży.

Nie rozmyślając długo nad tym, by Hania nie zauważyła zawinąłem chusteczkę z płatkiem róży. Skąd kwiatek w moich ustach?

Kaszel ustał, ból nadal mi towarzyszył.

- Oliwier daj sobie odpocząć, widzę jak c.. - Chciała dokończyć, ale ktoś jej przerwał.

- Hej, ktoś chętny na odcinek do mnie? Przed chwilą Świeży zrezygnował. - Mówił Bartek parę razy głośniejszym tonem niż Hania.

- Ja mogę. - Zgłosiłem się.

- Ty nigdzie nie idziesz. - Powiedziała Hania groźniejszym tonem, ona zawsze była spokojna, więc gdy jej głos nie był neutralny, to było coś na rzeczy.

- Bo? Czuję się dobrze. - Wytarłem usta z resztek krwi.

- Nie denerwuj mnie Oliwier. - Odpowiedziała.

- Serio czuję się dobrze, więc pozwól mi decydować o sobie. - Odpowiedziałem, spoglądając na talerz tostów we krwi przedemna.

- Oliwier do cholery! Ty umierasz. -  Podniosła głos, a bardzo rzadko to robi.

- Czuję się bardzo dobrze i wcale nie mam zamiaru umierać. - Odpowiedziałem idąc wyrzucić te tosty.

- Hania ma rację, odpocznij dziś Oliwier. - Zaczął Bartek, lekko zabolały mnie jego słowa mimo że miał rację.

Poczułem znowu ten sam ból, więc cofnąłem się do stolika, gdzie siedziałem wcześniej po chusteczkę, zaczyna się.

Nie myliłem się, parę sekund później znowu zaczął się atak kaszlu.
Krwi nie było tak dużo jak chwilę temu, ale pojawiły się kolejne 3 płatki czerwonej róży.

Słyszałem, że Hania i Bartek rozmawiali ze soba, ale byłem tak zajęty soba, że nie słyszałem o czym, oni coś wiedzą?

Reszta dnia minęła spokojnie. Nie robiłem nic, a atak kaszlu pojawił się tylko raz od ostatnich dwóch.

O co chodzi z tymi kwiatami? Nie jadłem nigdy żadnych róż, więc skąd one się wzięły?

Mimo, że pół dnia spędziłem sam w pokoju to poczułem spory głód, co zmusiło mnie zejść na dół.
Na dole było parę osób z Genzie i ekipy.

- Co jest? - Spytałem patrząc na płaczącą Julitę, która pocieszała Hania.

Nikt nie odpowiedział na moje pytanie, a Julita widząc mnie rozpłakała się bardziej.

- On nie umrze, będzie dobrze Julita. - Mówiła do niej Hania gładząc ręka jej plecy.

Popatrzyłem na Bartka, którzy patrzył na mnie strasznie smutnym wzrokiem.

- O co tu chodzi, czemu każdy ma taką minę, kto umrze? - Powiedziałem głośno. Czemu każdy wie oprócz mnie.

- Oliwier musimy pogadać. - Powiedziała Hania, ja tylko kiwnąłem głową. - Usiądź, będzie wygodniej. - Powiedziała, a ja usiadłem koło Bartka.

- Więc? Kto umrze? Komuś z nas coś się stało? - Zacząłem zniecierpliwiony zadawać pytania. Ktoś z Genzie? Może Qry skoro Julia płacze.

- Oliwier kochasz kogoś, prawda? - Zaczęła, a ja nie wiedziałem o co chodzi, co ma to pytanie do głównego wątku rozmowy.

- No tak, a co to za różnica? - Przecież nawet gdyby ktoś dowiedział się, że kocham Bartka to on siedzi obok mnie i raczej nie wygląda jakby miał umrzeć.

- Kochasz kogoś bardzo mocno, tak mocno, że zachorowałeś na Hanahaki, na pozór piękną chorobę, wydawać by się mogło, że romantyczną, chodź tragiczną. - Mówiła, po czym na chwilę przerwała. - Z nieodwzajemnionej miłości zrodziła się Hanahaki, bardzo rzadka choroba dotykająca nieszczęśliwie zakochanego. Rzadka, na pozór piękna choroba, chodź teraz słychać o niej coraz więcej. Coraz więcej osób na nią choruje. Pojawia się, gdy ktoś darzy kogoś uczuciem tak silnym, że w głębi serca umiera z braku dotyku. Choroba przejawia się tym, że w płucach zapuszczają się kwiaty. Zaczyna sie od wykaszlenia paru płatków, aż w końcu dochodzi do tragedi. W zależności jak wielkim uczuciem darzy się drugą osobe, tak choroba szybko się rozprzestrzenia. Od paru dni do paru nawet i lat. W twoim przypadku są to czerwone róże, które przez swoje kolce ranią cię od środka, dlatego kaszlesz krwią. - Mówiła Hania.

- Po pierwsze skąd wiesz o tych czerwonych różach, a po drugie skąd wiesz, że takie coś istnieje. - Starałem zachować spokój, mimo, że całe moje ciało drżało ze strachu.

- Widziałam ten płatek i od pierwszego ataku kaszlu już wiedziałam, że to Hanahaki, a dzisiejszy dzień potwierdził to do końca. A skąd to wiem? Moja przyjaciółka parę lat temu miała to samo, niestety odeszła tydzień od zachorowania. - Jej wyraz twarzy posmutniał.

- Więc ja na to choruje i za tydzień umrę? - Zapytałem starając się podtrzymać łzy.

- Właśnie. Są na to metody pierwsza polega na chirurgicznym usunięciu kwiatów, ale wiąże sie to z całkowita utrata wspomnień z kochana osoba. Po takiej operacji już nigdy nie można odczuwać żadnych uczuć z tą osobą, a z tego powodu większość chorych decyduje się na śmierć. Dla nich zapomnienie tej osoby byłoby najgorsza rzeczą na świecie, ich uczucia wydają się dla nich cenniejsze niż ich własne życie, ale jest jeszcze jedna metoda. Kiedy osoba którą kochasz wcześniej lekko czuła coś do ciebie i w tym czasie pokocha cię do końca to choroba ustaje. Chociaż trzeba uważać, bo gdy pokocha cię tylko pod pryzmatem tego, że jesteś chory i umrzesz wtedy tą miłość nic nie zmienia, osoba którą ty kochasz musi pokochać ciebie najszczerszym uczuciem. - Tłumaczyła Hania, a ja milczałem.

Próbowałem powstrzymać łzy, ale rozpłakałem się jak dziecko. W pewnym momencie poczułem jak ktoś lekko mnie przytula. Był to Bartek siedzący po mojej lewej. Na początku lekko się do niego przytuliłem, a gdy pomyślałem, że mogę stracić wspomnienia z nim przytuliłem się do niego bardzo mocno. Chciałem, by ta chwila trwała wieki, niecodziennie się przytulamy mimo, że się przyjaźnimy.

- Oliwier podejmij się operacji błagam. - Szepnął mi do ucha.

- Nie mogę nic ci obiecać. - Powiedziałem cicho. Chciałem obudzić się z tego koszmaru. Chciałem by był to tylko zły sen, a w rzeczywistości mogę nadal cieszyć się życiem.

- Oliwier, nie umrzesz przecież, prawda? - Spytał Bartek nadal mnie przytulając.

Z tym pytaniem Oliwier męczył się do końca dnia. Nie umrze przecież? Czy jednak jego miłość jest za duża.
Może Oliwier uważa, że odda życie za Bartka.
Czy to jest definicja miłości ponad życie?

🥀________________🥀
Hej! Jak myślicie? Jak zdecyduje Oliwier?

Pamiętajcie o możliwości zostawienia gwiazdki jeśli się podobało.

Hanahaki | Kostek x BartekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz