Rozdział 7

4 0 0
                                    

Xaron, więzienie, układ Ronteona

Ten sam dzień, wschód słońca

Amber staneła przed celą Bena i zapukała w kraty. On leżąc przechylił głowę w jej stronę i otworzył oczy. Ona uśmiechnęła się i powiedziała:
- I co namyśliłeś się dla kogo pracujesz?
- Dobrze znasz moją odpowiedź - odparł Ben.
- Jeśli pracujesz dla Patersitów, to nie wyszła im próba twojego ratunku - oznajmiła i wzięła krzesło metalowe spod ściany pod cele i usiadła na nim.
Ben usiadł na ławce i spytał zdziwiony:
- Walczyłaś z nimi?
- Nie - powiedziała Amber.
- Stchórzyłaś i wysłałaś kogoś? - Zaśmiał się.
- Nie. Może nie znasz moich metod niszczenia wroga i nikogo nie wysyłałam, poszłam sama.
- Czyli co im zrobiłaś?
- Zostawiłam list z gratulacjami i informacjami o zepsutym statku, który zniszczyłam oraz o ich zbliżającym się kresie życia.
- A co oni na to?
- A co mieli powiedzieć? Zanim zdążyłby ich generał wyjść ze sterowni to by już umarł. A właściwie to nie powinnam ci mówić tak dużo rzeczy.
- Przecież jestem zwykłym ziemianinem i nic nikomu nie powiem - odparł Ben.
- Każdy ma jakieś pochodzenie, a nawet ucieczka tego nie zmieni. Może jakbyś rozwinął międzyplanetarnie ziemię, to byś się jej nie wstydził.
- Nie masz żadnych ważniejszych spraw na głowie, zamiast ciągłego przesłuchiwania mnie?
- Zaraz idę do rady Bramu opowiedzieć o Patersitach. Potem pójdę do Rudego.
- To możesz już iść, bo ja chcę iść spać.
Amber wstała, przesuneła krzesło pod ścianę i zaczęła iść korytarzem. Głośno dodała tylko:
- Jeszcze tu wrócę!

Xaron, pałac, układ Ronteona

około godziny 10

Amber wracała z głównego sądu i podeszła do Kory przeglądającej dokumenty przy blacie recepcji. Położyła ręce na blacie pełnym kartek, a Kora z długopisem w ustach i papierach w rękach spojrzała na nią.
- Długo tam siedziałaś - odparła Kora odkładając papiery i wyjmując długopis z ust.
- Tak, bo chcieli uslyszeć o Patersitach i Benie - powiedziała Amber i wzięła ciastko z koszyczka.
- Pomocnik Martylyi tu był i powiedział aby ci przekazać, że Rudy całkowicie wyzdrowiał i możesz go odebrać.
Nagle przez drzwi wejściowe do pałacu weszło kilku uzbrojonych nieładystów, a za nimi strażnicy Bramu. Mieli czarne chusty na ustach i byli ubrani cali na czarno. Amber spojrzała się na nich poważnym wzrokiem. Oni podeszli do Kory i powiedzieli:
- Byliśmy umówieni na rozmowę z Radą.
- Tak, tak wiem - odparła wystraszona recepcjonistka i przełknęła ślinę - to jest w sali... yyy.
- W głównym sądzie - powiedziała Amber, po tym jak przeczytała z kartki Kory - Mogę zaprowadzić.
- Księżniczka Amber? - spytał jeden z nich
- Na Xaronie generał Amber, na Dakktu księżniczka. Łatwo zapamiętać.
- Chcieliśmy przyjść na spotkanie - odparł drugi - zaprowadzi nas generał?
- Z wielką chęcią. Proszę za mną.
Amber zaczęła iść w stronę głównego sąfu i nawet się nie obejrzała czy przybysze idą za nią. Chciała pokazać swoją ważność wśród Bramu. Strażnicy Bramu uderzyli o ziemię swoimi włóczniami i wraz z gośćmi ruszyli za Amber.
Kiedy wreszcie doszli do głównego sądu, Amber wzięła głęboki oddech i zapukała, a potem weszła do środka wraz z resztą osób. Gdy miała już opuszczać sąd usłyszała głos ojca:
- Amber, możesz zostać z nami?
Dziewczyna spojrzała ze zdziwieniem na ojca i przytaknęła po czym stanęła pod ścianą.
- Chcielibyśmy aby Ena znów się zjednoczyła jak za czasów naszych przodków - odparł przywódca nieładystów, Moler i wyszedł na przud - Za czasów starego Brana, Hasolna i mojego wiernego przodka Molera.
- Molerze, każdy wie jak historia z nimi się skończyła - powiedział Bran - podzieleniem.
- A my chcemy złączyć, nie dzielić - kontynuował Moler
- Ale wasze warunki łączenia nie są realne.
- My po prostu nie chcemy dalszej wojny, nie chcemy zabijać własnego ludu.
- Nie zapomnij Molerze, że to stary Moler podzielił przyporządkowanych i stworzył nieładystów - odparła Kasania.
- Chcemy to naprawić, ale królowo przyznaj, że zasady Bramu były i nawet są zbyt surowe. Czy przymus każdego obywatela do wojska i wojny był w porządku? Przymuszanie wszystkich do jednego prawa nie jest normalne - powiedział rozłoszczony Moler.
- Jakby Dakktu i Bram się wtedy nie przyłożyli, nie bylibyśmy taką potęgą jaką jesteśmy teraz - oznajmiła Kasania - Wprowadzamy porządek międzyplanetarny.
- Zastraszacie mieszkańców innych planet.
- Boją się, bo nie umieją się dostosować do jedynych zasad do utrzymania pokoju. To nie nasza wina - powiedziała królowa.
- Królowo spróbuj nas zrozumieć.
- Sami się sprzeczacie, a my tylko wprowadzamy porządek i bezpieczeństwo.
- Dość tego! - odparł Bran - Czego znowusz tak bardzo chcecie?
- Zmienienia praw Bramu i złączenia Eny - odpowiedział Moler.
- Te prawa są święte nie zmienimy ich - powiedział Mart.
- Żyjemy w strasznych warunkach i to pod groźbą wojny - odparł jeden z nieładystów.
- To nie jest nasza wina - odparł Mart.
- Jeśli to wszystko co macie do powiedzenia to dziękujemy - powiedział z ironią Moler - siedzicie na tych stołkach i nie wychodzicie z Xaronu. Nie widzicie prawdziwego świata. To Amber powinna tam siedzieć.
- Co?! - odparła Amber i przestała opierać się o ścianę.
- Ona jedyna stąd wychodzi i widzi ten okrutny świat. Ryzykuje życiem dla waszych głupich praw. Walczy i roznosi śmierć, gdy wy sobie tu grzejecie miejsca - kontynuował Moler.
- Amber to generał - odparł Bran - nie jest członkiem Rady.
- Branie walczysz tylko w wielkich wojnach, a Amber w każdej. Widzi co tam się dzieje.
- Tylko, że ty Molerze nie masz na to wpływu, bo to my tu rządzimy - odparł Bran.
Zapadła chwila ciszy. Bran wziął głęboki oddech a królowa spoglądała to na niego, to na Molera aż w końcu powiedziała:
- Złączenie Eny to zbyt ambitny pomysł. Jak sobie wyobrażasz ronderów z przyporządkowanymi? Z wychowanymi dobrze, nauczonymi kultury Enami, a złodziejami, rabusiami i łajdakami. To nie jest realne.
- Zawsze warto się dobrze przygotować, a takie zmiany potrzebują czasu - powiedział Moler - Nie mówię, że te zmiany zajdą za naszych czasów, ale możemy je powoli zapoczątkować. One będą trwały kilkadziesiąt lat, lecz niech nasi potomkowie żyją w dobrych czasach, czasach złączonej Eny.
- To dobrze Molerze, że dbasz o dobro potomków, bo to oni uformują przyszłość, ale powtórzę jeszcze raz, że to nie jest realne - odparła Kasania.
- Dalsze rozmowy dzisiaj nie mają sensu - powiedział Bran i wstał.
- To kiedy będą miały sens? - spytał dowódca nieładystów unosząc rękę do nich.
- Raczej nigdy - odparł Daren.
- Nie ujdzie wam to tak łatwo - wymamrotał Moler i tylko Amber go usłyszała - zemsta do was wróci.
- Molerze nie przejmuj się, kiedyś twoim potomką twój pomysł może się spodoba i się uda - powiedziała Kasania - Amber, odprowadziłabyś gości?
Amber przytaknęła i wyszła za drzwi razem z nieładystami i strażnikami Bramu. Wśród nich panowała cisza aż gdy doszli do wyjścia z pałacu zatrzymali się i Moler powiedział do Amber:
- Nie doceniają cię tutaj. Nie spełniasz się w swojej roli. Stać cię na dużo więcej, na duże rzeczy, a te mniejsze cię nudzą. Nie lubisz prawa, widać to po tobie nawet nie musisz nic mówić. Siedzisz jak na smyczy. Nie pomyśl sobie, że cię zachęcam do nieładystów. Chcę tylko abyś nie marnowała się w Bramie. To tyle. Wiem, że chciałabyś walczyć nie dla zasad tylko dla przyjemności. Czasem można złamać zasady.
Amber nie wiedziała co odpowiedzieć. Czuła dziwne uczucie, bo z jednej strony przeczuwała, że to co mówi Moler jest prawdą. Nie dopuszczała jednak tej myśli, ale była za silna i starała się nie okazywać tego. W końcu powiedziała:
- Jestem generał księżniczka Amber Enejska i żyję po to by walczyć dla zasad. Każdy ma je inne, a ja wybieram za czyje nadstawiam życie, bo Molerze tak robi wojownik.
Nieładysta uśmięchnął się szyderczo i odparł:
- Twoja odpowiedź może mieć wiele znaczeń i chyba tak chciałaś, bo za dużo ci tu nie wolno powiedzieć. Spadłabyś wtedy ze stołka generała, a nawet niżej.
- Każdy interpretuje moją wypowiedź na swój własny sposób i na to co chce usłyszeć - powiedziała z powagą Amber.
- Rozumiemy się. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy, ale narazie mam do ciebie jedyną prośbę. Abyś zajrzała do mojego przyjaciela Wyza Tera i pogadała z nim. On ci wszystko rozjaśni.
Moler uśmiechnął się do niej i wyszedł z pałacu wraz z innymi nieładystami ubranymi w chłopski, a za nimi udali się strażnicy. Amber stała chwilę w tym samym miejscu i patrzyła jak goście odchodzą. Nie wiedziała co sądzić o tej sytuacji. W końcu ułożyła myśli i wyszła z pałacu. Szła przez główną ulicę Xaronu i patrzyła tylko w podłogę. W jej głowie było mnóstwo myśli. Mieszkańcy przechodzący obok dziwnie się patrzyli na nią i próbowali domyśleć się czy coś się stało, jednak nikt nie podszedł i nie spytał.
Wreszcie dotarła do królewskiej stajni. Była bardzo duża i długa i znajdowało się w niej dziesiątki koni. Otworzyła delikatnie drzwi i zobaczyła, że kilkadziesiąt metrów dalej stoi Martylya, która czesała Rudego. Księżniczka zamknęła drzwi za sobą i podchodziła powoli do nich. Było słychać tylko odgłos stąpania butów po kamiennej podłodze i parskanie koni. Stajenna nie zauważyła jej, bo stała za koniem, a gdy Amber podeszła uśmiechnęła się i powiedziała:
- Nie zauważyłam, że idziesz generale. Koń już zdrowiutki i gotowy do walki.
- Bardzo się cieszę, dziękuję ci za opiekę nad nim - odparła i pogłaskała Rudego.
- To moja praca. - Zaśmiała się.
- Wiem, ale ten koń to najważniejsza rzecz w moim życiu i nie wyobrażam sobie co by było gdy coś mu się poważnego stało.
- Rozumiem. Nie...nieładyści byli w pałacu - powiedziała Martylya po chwili ciszy - też tam byłaś?
- A co tak szybko się plotki rozchodzą? - Księżniczka zaśmiała się.
- Mój pomocnik był w pałacu i Kora mu wszystko opowiedziała.
- Nadal ten jedenastolatek Sanit u ciebie siedzi?
- Jego matka nie żyje, a ojciec leży w szpitalu wojskowym. Nie ma co robić po szkole wojskowej, a nie chce iść do ośrodka dzieci Bramu w pałacu.
- Wiesz, że jego ojciec za niedługo umrze?
- Wiem - odparła Martylya i spojrzała w podłogę.
- A on wie?
- Tak. Widzę, że próbuje się na to przyszykować, ale na śmierć nie da się przygotować i to jeszcze w takim wieku. Pewnie się załamie jak to się stanie, ale dlatego nie chce go zostawiać samego i chcę mu pomóc.
- Jesteś dla niego jak starsza siostra, wreszcie się doczekałaś "rodzeństwa".
- Mam osiemnaście lat i dopiero teraz. - Zaśmiały się - Ale trzeba przyznać, że jest z niego niezłe ziółko.
- Jeśli nie będzie się ciebie słuchał to zaprowadź go do mnie i już nie będzie broić.
Martylya uśmiechnęła się i pogłaskała konia, a Amber odwzajemniła uśmiech.
- W najbliższym czasie przyjeżdża Królowa Konstancja z planety Cerków - odparła po chwili Amber.
- Słyszałam o tym - powiedziała Martylya.
- Jak uda się z nimi zawrzeć sojusz to będzie dobrze.
- A ona przyjeżdża tu czy na Dakktu?
- Tu spędzi noc i zobaczy potem Dakktu. Po jej wyjeździe ja i rodzice jedziemy do nich, dlatego potrzebuje konia.
Po tych słowach księżniczka wsiadła na Rudego i pogłaskała go, a Martylya odsunęła wiadro ze szczotkami. Amber pożegnała się, po czym jej koń uniósł przednie kopyta i wyruszył w stronę wyjścia ze stajni.

-------------------------------------------------------

Rozdział wyszedł bardzo długi, ale mam nadzieję, że wam się spodobał:)

Przepraszam za tak długą przerwę niestety ostatnio mam bardzo mało czasu na pisanie, ale postaram się wszystko nadrobić

Miłego dnia!!

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 07 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

YOMDU AMONIUMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz