wraith

136 13 2
                                    

westchnęłam ciężko, siadając na schodach przed domem. było kilka minut po pierwszej w nocy i akurat zaczęło padać. wgapiałam się pusto w niebo, ściskając mocno telefon w dłoniach. podniosłam się dopiero wtedy, gdy deszcz całkowicie mnie zaatakował, jednak nie miałam zamiaru wracać do domu. mieszkanie z matką i ojczymem pod jednym dachem było jedną wielką porażką i najchętniej już dawno bym się wyniosła. problem był jednak w tym, że nie miałabym co ze sobą zrobić. moja przyjaciółka, lucy, też miała całkiem sporo głowie i nawet nie chciałam jej mówić o co chodzi. znając ją, namawiałaby mnie żebym nie robiła niczego głupiego. ale przecież nic takiego nie chciałam.

ruszyłam ulicą w dół, śpiewając pod nosem. gdy rozpadało się jeszcze bardziej, zaśmiałam się pod nosem, wykonując ruchy które uważałam za taniec. pierwszy raz tak naprawdę czułam się wolna i nie chciałam żeby ktoś przerwał mi tę chwilę.

była pierwsza trzydzieści, gdy zobaczyłam cię po raz drugi. siedziałeś na huśtawce ze słuchawkami w uszach. uśmiechnęłam się lekko sama do siebie, ruszając powoli prosto. z jednej strony chciałam podejść i chociaż się przywitać. nie zdążyłam zrobić tego za pierwszym razem. z drugiej jednak nie wydawało mi się, żebyś potrzebował towarzystwa. na dodatek było późno w nocy. co tu tam w ogóle robiłeś? zamiast usiąść na huśtawce obok ciebie, usiadłam po turecku na ławce starając się nie patrzeć ciągle w twoją stronę. jednak zawsze byłam ciekawa wszystkiego. nie wiedziałam, czy w ogóle mnie zauważyłeś. zdawałeś się być "w swoim świecie". rozłożyłam się i zamknęłam oczy.

z moich słuchawek akurat można było usłyszeć the killers, gdy twoja sylwetka zasłoniła mi jedyne źródło światła pochodzące od lampy. podniosłam się z ławki, wyciągając jedną słuchawkę i potarłam oko, przyglądając ci się. nie miałeś tego uśmiechu jak wtedy gdy zobaczyłam cię pierwszy raz. usiadłeś obok, także wyciągając słuchawkę. wyłączyłam muzykę i schowałam telefon do kieszeni, nie odwracając wzroku od ciebie. po chwili podałeś mu słuchawkę, włączając jakąś piosenkę. uśmiechnęłam się nieznacznie, wsadzając słuchawkę do ucha i oparłam głowę o ławkę, zamykając oczy. prosiłam cię o powtórzenie piosenki trzy razy, bo nie potrafiłam się do niej przekonać. przynajmniej tak ci powiedziałam, a ty posłusznie to zrobiłeś. prawdą było to, że spodobała mi się za pierwszym razem, jednak bałam się że po prostu odejdziesz, gdy dobiegnie końca. tak jak wtedy, gdy odszedłeś jeszcze szybciej niż się zjawiłeś.

"jest całkiem w porządku" odezwałam się w końcu, pocierając policzek. nie miałam pojęcia jak się zachować. zazwyczaj nie przebywałam wśród chłopaków. ty tylko skinąłeś głową, po czym zapadła cisza. spojrzałam na ekran twojego telefonu. przeglądałeś cały album zespołu peace, którego włączyłeś mi piosenkę. postanowiłam to zapamiętać.

"chyba powinnam już wracać" to jedyne co przyszło mi na myśl. oddałam ci słuchawkę i podniosłam się z ławki, poprawiając sweter. uśmiechnęłam się do ciebie po raz kolejny, nie wiedząc co robić. z jednej strony chciałam zostać. a z drugiej od dawna powinnam być w domu.

"zostajesz tutaj?" spytałam, obracając się przez ramię, gdy postanowiłam wracać. czekałam aż coś powiesz, ale ty po raz kolejny skinąłeś głową, co zaczęło mnie wkurzać. po chwili jednak sama wykonałam podobny ruch i wciskając ręce do kieszeni, ruszyłam do domu.

mixtape | afi [wolno pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz