Rozdział 1

127 12 26
                                    

     Hermiona pośpiesznie pokonywała po dwa stopnie naraz, w tej chwili marzyła, aby jak najszybciej dostać się na piętro i popędzić do biblioteki nim pierwsze łzy spłyną po jej policzkach. Jak McGonagall mogła zaproponować tak absurdalne "rozwiązanie tymczasowe"? Że niby ona, złota dziewczyna, bohaterka wojenna miałby chować się po kątach? 

     Miała żal do dyrektorki, do przyjaciół, do siebie samej. Oczywiście, rozumiała, że trzeba było znaleźć jakieś rozwiązanie i że trzymanie Rona na dystans od niej, było racjonalnym pomysłem, ale że niby miałaby z tego powodu tymczasowo zamieszkać w lochach? Kpina! 

     Mimowolnie żałowała, że zaprotestowała, gdy McGonagall chciała wydalić rudzielca z Hogwartu. Musiała usiąść, przemyśleć to wszystko, pozbierać myśli i znaleźć jakieś wyjście z tej patowej sytuacji. Tylko co tak naprawdę mogła zrobić? Może powinna wrócić do gabinetu dyrektorki i oznajmić jej, że zmieniła zdanie i jednak nie chcę dłużej oglądać gęby Weasleya w szkole? 

     Nie, przecież nie mogła tego zrobić Molly i Arturowi. Wiedziała, że nikt by jej nie winił, ale czuła, że nie umiałaby spojrzeć w oczy żadnemu posiadaczowi rudej czupryny, a już zwłaszcza Ginny. Jej drogiej, głupiutkiej Ginny, która zaproponowała to chore rozwiązanie. 

     Oczywiście pierwowzór jej pomysłu zakładał, że to jej stuknięty brat zostałby przeniesiony, ale McGonagall obawiała się, że Ślizgoni nie dadzą mu żyć, a wybuchowy temperament rudzielca sprawi, że w końcu się powybijają. Tylko dlaczego Minerwa doszła do wniosku, że Grengerówna mogłaby się tam wpasować? Czemu w domu Salazara, który tak bardzo cenił sobie selekcje uczniów, miałaby być potraktowana lepiej niż jej były przyjaciel? 

     Wydawać by się mogło, że po wojnie wszystko się zmieni. Wielu mieszkańców Slytherinu wykazało się podczas tego okropnego wydarzenia, brali czynny udział w bitwie i uratowali wiele istnień. Z tego też powodu niejeden naiwny uczeń myślał, że łatwiej będzie się teraz dogadać ze Ślizgonami. Nic bardziej mylnego. 

     Kiedy tylko szkoła została doprowadzona do stanu używalności i uczniowie w końcu mogli znów zamieszkać w murach Hogwartu, arogancja zielonych widoczna była jakby ze zdwojoną siłą. Cały czas przechwalali się swoimi zasługami i dokonaniami a Malfoy, który koniec końców postawił się ojcu, w ostatniej chwili zwrócił się przeciw Czarnemu Panu i pomógł Harremu pokonać Voldemorta, dla wielu stał się ikoną. 

     Jako że rok szkolny zaczął się niespełna dwa tygodnie temu, Hermiona nie mogła co prawda powiedzieć nic na temat tego, jak takie pochlebstwa wpłynęły na najgorszego w jej oczach ze Ślizgonów. Głęboko wierzyła jednak, że ten, który miał ją za najgorszą z najgorszych, nie pozwoli, żeby ot tak plątała mu się po dormitorium. 

     Gdy wpadła do biblioteki, głowa pękała jej od natłoku myśli. Usiadła w kącie jak najdalej od drzwi i w końcu pozwoliła łzom popłynąć swobodnie. Chciała chwilę pobyć sama, potrzebowała ochłonąć, żeby móc zmusić się do powrotu do swojej sypialni. Musiała przecież spakować kufer i pozbierać się na tyle, żeby dumnie przekroczyć próg domu Ślizgonów. Na samą myśl o tym, przechodziły ją ciarki. 

     Dodatkowym ciosem był fakt, że przez takie rozwiązanie najpewniej długo nie zniknie z języków uczniów, a przecież i tak od dwóch dni w całym Hogwarcie nie było ciekawszego tematu, jak rzucona na nią klątwa i to, w jaki sposób ukarany został Ron. 

     — Miona! Tak bardzo cię przepraszam, nie zdawałam sobie sprawy...

     — Szy!  

     Uciszona przez jednego z uczniów Weasleyówna skrzywiła się, usiadła naprzeciwko swojej przyjaciółki i nakryła jej dłonie własnymi, ściskając je lekko. 

The Kiss CurseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz