Rozdział 4

77 6 6
                                    

     Hermiona wpadła do pokoju i z impetem rzuciła się na łóżko. Wściekłość sprawiła, że całkowicie zapomniała o płaczu i dzisiejszym smutku. Złapała poduszkę, przycisnęła ją do twarzy i warknęła w nią głośno. Potrzebowała odreagować, nie mogła tak po prostu pozwolić, aby Malfoyowi uszło to na sucho. 

     Cisnęła poduszką w kąt, po czym całkowicie nabuzowana zerwała się na równe nogi i niewiele myśląc niemalże wbiegła do pokoju wspólnego, celując różdżką w Malfoya. 

     — Ty bezczelny, mały karaluchu! — Cedziła przez zęby, a zebrani dookoła uczniowie nieco się cofnęli. 

     W odpowiedzi Draco Malfoy z rezerwą i wyraźnym uśmiechem zerknął na Hermione, ignorując jej wściekłość.

     — Och, Granger, ty i ten twój temperament. Myślisz, że zaklęcia to jedyny sposób, abyś mogła wzbudzić nasz szacunek? Może powinnaś spróbować czegoś bardziej subtel... — Zanim zdał sobie sprawę, ruch różdżki Hermiony wycelowanej w niego już zbliżał się do końca.

     — Oscausi! — Draco z trudem uniknął zaklęcia, stawiając krok w tył i boleśnie wykręcając jej nadgarstek w inną stronę. Popatrzył na nią z pogardą, a następnie z uśmiechem rzekł:

      — Ciekawa próba, Granger, ale myślę, że musisz jeszcze popracować nad precyzją. I zapamiętaj,  nie wszystko da się rozwiązać różdżką.

     — Puszczaj! — Warknęła, próbując się wyszarpnąć. 

     Draco tylko skrzywił się na jej próby wydostania się z uścisku, mocniej naciskając na jej nadgarstek.

     — Granger, Granger... Teraz widzę, że są pewne rzeczy, których nie nauczą cię w szkole. Może powinnaś skupić się na nauce prawdziwego życia, jeśli chcesz tu przetrwać? — Patrząc na jej bezradność, poczuł przypływ dziwnej satysfakcji.  

     — Powiedziałam puszczaj, ty niewychowany cymbale! — Gryfonka boleśnie wbiła mu końcówkę różdżki w podbródek. — Twój ojciec przed trafieniem do Azkabanu zapomniał wpoić ci jakieś maniery, prawda? Ach nie, przepraszam, nie pamiętał o tobie, bo  był zbyt zajęty lizaniem tyłka Czarnego Pana! Chamstwo to u was kwestia nazwiska czyż nie, Malfoy? Wy macie to we krwi! 

     Draco poderwał brew, zaciskając zęby w gniewie.

     — Otóż widzisz, Granger, zawsze wychodzi to, co się w nas kryje, czyż nie? Ty też próbujesz być chamska, nieudolnie, ale nadal. — Jego uścisk nieco osłabł, ale nadal był na tyle silny, aby ją kontrolować. Hermionie wydało się, że gdy wspomniała o Lucjuszu, w jego oczach na chwile pojawił się jakiś niebezpieczny błysk. 

      Gryfonka, mimo bólu, nie ustępowała.

      — To śmieszne, Malfoy, że mi to zarzucasz. Szkoda, że twoje szlachetne maniery nagle znikają, gdy w pobliżu nie ma McGonagall. Gdybyś zawsze potrafił zachować się jak na arystokratę przystało, może łatwiej byłoby cię znosić. 

     Draco spojrzał na nią z cichą wzgardą, a potem wypuścił ją, przerywając kontakt fizyczny.

      — Wiesz Granger, to tylko kwestia czasu jak się tu załamiesz. Naprawdę radzę ci nauczyć się żyć w rzeczywistości, w której nie na każdym twoje słowa robią wrażenie. — Draco rozejrzał się po zebranych Ślizgonach, a gdy Hermiona poszła jego śladem, zauważyła, że niemalże wszystkie różdżki są wycelowane w jej stronę. 

     — Zabierzcie Szlame od Dracona! — Ryknęła rozwścieczona Parkinson. 

     Chwilę później Nott i Zabini prowadzili ją w stronę dormitorium. 

The Kiss CurseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz