Rozdział 2

102 6 4
                                    


     Tracey Davis, Nymphadora Morgan oraz Elladora i Arabella MacFarlan, to właśnie do tej czwórki dokooptowali Hermione. Mimo że dziewczyny uczyły się razem tyle lat, młoda wiedźma praktycznie nie znała bliźniaczek MacFarlan i panny Morgan. Dlatego też ciężko było jej ocenić jej nową sytuację mieszkalną. Jedyne co wiedziała o dziewczynach, to że Arabella przez jakiś czas chyba spotykała się z Zabinim, a to jej zdaniem nie świadczyło o niej dobrze. 

     Jeśli chodziło zaś o Davis, cóż tutaj sytuacja lekko się komplikowała. Granger doskonale wiedziała, że dziewczyna od dawna przyjaźni się z siostrami Greengrass i Parkinson, a te z kolei za Hermioną szczerze nie przepadały. 

     Właśnie z tego powodu, zamiast spać, z obawy przed ewentualnym atakiem, młoda wiedźma, siedząc pod kołdrą, raz za razem ponawiała zaklęcie Lumos i studiowała dobrze już jej znany podręcznik ze starożytnymi runami. 

     — Hermiono, czy mogłabyś przestać? — Wyszeptała na wpół śpiącym głosem Morgan. 

     — Przepraszam — odparła cicho Hermiona. Nie do końca wiedziała, jak teraz mogłaby zadbać o ty, by nie zasnąć. Wiedziała, że jutro na zajęciach będzie czuła się fatalnie, ale wolała to od bezbronności. 

     Nie wiedząc jak inaczej mogłaby nie przeszkadzać swoim nowym współlokatorkom, postanowiła udać się do pokoju wspólnego Ślizgonów. Nie spodziewała się spotkać tam nikogo, dlatego też na krótkie spodenki i top narzuciła jedynie kusy, czerwony szlafrok. Bezszelestnie zamknęła za sobą drzwi i ruszyła przed siebie na palcach. 

     Zastanawiała się, czy Seamus czuje się już dobrze. Nie miała jeszcze okazji porozmawiać z nim o tej całej klątwie, nie wiedziała nawet, czy oby na pewno to wszystko jest prawdziwe. Martwiła się jednak słowami Ginny, skoro jej najlepsza przyjaciółka aż tak bała się tej klątwy, to czy i Hermiona nie powinna? 

     Przekraczając próg pokoju wspólnego zatrzymała się gwałtownie. Miała nadzieję, że zastanie pomieszczenie puste, tymczasem, na tej samej kanapie co wcześniej,  w samych bokserkach i niezawiązanym szlafroku siedział Draco Malfoy. Chłopak ewidentnie musiał usłyszeć jej kroki, bo ich spojrzenia skrzyżowały się od razu, gdy tylko weszła do pomieszczenia. Dosłownie przez chwilę jego spojrzenie zatrzymało się na jej gołych nogach, zaraz jednak przeniosło się na czytaną przez niego książkę.  

     Granger nie potrafiła ruszyć się z miejsca. Nigdy nie lubiła Malfoya ba, wręcz go nienawidziła! Wszytko to, co działo się między nimi od śmierci Dumbledora do pokonania Voldemorta jeszcze bardziej pogłębiło jej nienawiść. Samo patrzenie na niego wywoływało u niej odruch wymiotny. Naprawdę nie potrafiła zrozumieć uczniów Hogwartu i ich chorej fascynacji jego osobą.  Owszem, bez jego zaklęć rozpraszających Czarnego Pana, Harry najpewniej nie miałby szansy na pokonanie Riddlea, ale dla niej jego nagłe olśnienie i przejaw odwagi nie zmieniało między nimi nic. 

     Nadal doskonale pamiętała śniące jej się w koszmarach wydarzenia z Malfoy Manor a blizna szpecąca jej lewe przedramię i wiele innych pozostawionych przez Bellatrix skutecznie przypominały jej o tym, że ta tchórzofretka jej nie pomogła. Tak, starała się rozumieć jego sytuacje, postawić na jego miejscu, w końcu niekoniecznie miał szanse zrobić cokolwiek, mimo to... Po prostu nie potrafiła go nie nienawidzić. Zwłaszcza że po powrocie do Hogwartu Malfoy był takim samym wrednym dupkiem. Zmieniło się jedynie to, że Harry nie był już jego celem. Od początku roku szkolnego, może nie rozmawiali, ale mijając się na korytarzach, wymieniali się pełnymi szacunku skinięciami. Szacunku zresztą nabrał do niego nie tylko Potter, ale i cała szkoła. Tego Hermiona też nienawidziła. 

The Kiss CurseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz