4

153 25 1
                                    

Ha, to już czwarty! I dalej trzymam się planów!

Miłego weekendu (dla mnie nie, bo rozjebane nogi to koszmar XD) ♥


———


Następnego dnia w księgarni miał dopiero drugą zmianę, co pozwoliło mu na to, aby wyspać się tak, jak lubił oraz zebranie sił, żeby ruszyć w stronę kwiaciarni. Czekoladowe babeczki schowane były w plastikowym pudełku i tylko czekały na to, aby zostać zjedzone. Na szczęście wyszło im ich całkiem sporo i kilka zostawi dla siebie.

Dzień był nieco pochmurny, a kiedy sprawdził telefon już wiedział, że zanosiło się na deszcz. To powodowało, że nie czuł takiej radości na wyjście z domu, ale w końcu udało mu się zmusić, mówiąc, że przecież nie mógłby wyrzucić tylu babeczek. Byłaby to najwyższa forma marnotrawienia nie tylko jedzenia, ale i włożonych w to pieniędzy.

— Nie patrz tak na mnie, Haroldzie. Gdyby nie ty, wcale nie musiałbym czegoś takiego robić — mówił do drewnianej figurki, kiedy sprawdzał, czy pudełko w torbie na pewno było dobrze zamknięte. Nie chciał, aby wszystko się poniszczyło. — Może i jesteś fajnym towarzyszem, ale za bardzo mnie oceniasz.

Oczywiście kawałek wyrzeźbionego drewna nie mógł oceniać go w żaden sposób, ale okłamywał się w taki sposób, chcąc dać sobie nieco więcej motywacji do czegokolwiek.

Na szczęście znał już drogę, a w jej czasie, miał jedynie nadzieję, że kwiaciarnia nie będzie oblegana przez wielu klientów. Ale nie było żadnego święta, więc wierzył, że uda mu się ukraść Harry'emu ze dwie minuty z jego cennego czasu. Chciał dać mu te muffinki, życzyć miłego dnia i cóż, liczyć, że odzyska pudełko jeszcze w tym samym czasie, ponieważ bądź co bądź wiecznie gdzieś je zapodziewał i musiał kupować nowe.

W okolicach kwiaciarni zaczął odczuwać lekkie zdenerwowanie. A co jeśli właśnie się naprzykrzał? W końcu niejako wyrównali swoje rachunki i żaden nie był nic temu drugiemu winien. Może Harry uzna, że jest bezpodstawnie nagabywany i wyprosi go za drzwi? Nie wyglądał co prawda na takiego, ale może się mylił, nie był w końcu najlepszy w odczytywaniu ludzkich emocji.

Do wejścia zmusiła go wiadomość od siostry, która upomniała go, że jeżeli tam nie wejdzie, to ona sama tam przyjedzie i nakopie mu do dupy. Taka groźba podziałała chociaż trochę, więc wciągnął powietrze i wszedł.

— No wie pan... Chciałem kwiaty na przeprosiny, dla żony. Taki wielki bukiet!

Louis czuł się trochę głupio, że wszedł tak do środka, kiedy był klient, ale przecież kwiaciarna to nie był konfesjonał, żeby zachowywać jakąś wielką tajemnicę. Po prostu stanął gdzieś z boku, udając, że niczego nie słyszy.

— Na przeprosiny? — zapytał Harry, brzmiąc na nieco zaskoczonego. — Jeżeli zapomniał pan o ważnym wydarzeniu, być może wystarczyłaby rozmowa?

— Nie, nie, potrzebuję z większej okazji. Bo ah, pan to na pewno zrozumie, serce nie sługa.

Louis odwrócił lekko głowę, aby spojrzeć na swojego nowego znajomego (o ile w ogóle mógł go tak nazwać) i wydawało mu się, że brunet był zbity z tropu. Tak jakby za żadne skarby nie rozumiał swojego klienta i tego, o co mu chodziło. Właściciel tego miejsce zamrugał kilka razy ze zmarszczonymi brwiami, nadal wpatrując się w mężczyznę. W końcu jednak powiedział:

— Nie sądzę, że mogę w tym przypadku pomóc. Ani ja, ani moje kwiaty.

— Co? — Tym razem klient brzmiał już na oburzonego. — Przychodzę tutaj zostawić moje pieniądze, a pan sobie raczy wydziwiać.

Whispers of SolitudeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz