Nie było wczoraj, ale — jak obiecałam — jest dzisiaj!
Miłego weekendu!
———
Jesień bardzo szybko zamieniła się w zimę, co sprawiało, że Louis był jeszcze bardziej marudny i jeszcze bardziej nie chciało mu wychodzić się z domu. Halloween minęło mu na pracy oraz na unikaniu przebranych ludzi, ponieważ mimo że lubił ideę całego wydarzenia, to nie lubił szumu. Później były święta, podczas których był chociaż te dwa dni z rodziną. I chociaż naprawdę ich kochał, był już tak przyzwyczajony do cichego życia we własnym mieszkanku, że te dwa dni wykończyły go ponad wszelką miarę. No i tak zbliżał się sylwester. Znów znajdował się w Londynie i zastanawiał się, co robić. Wszyscy dookoła gdzieś się wybierali, a on zaś rano szedł jeszcze do pracy.
Dziwne sny nie nawiedzały go więcej, ale kilka dni po pierwszym czuł się dziwnie. Przecież nie zakochał się w Harrym, więc dlaczego widział go w takiej scenerii? Tego nie rozumiał, ale wprowadził w życie brak książek po spotkaniu z nim i wydawało się, że przynosiło to rezultaty.
Zastanawiał się, czy nie zapytać Stylesa o jego plany, ale ostatecznie stchórzył, kiedy już miał wysyłać wiadomość. Oczywiście potem czuł się źle, bo czuł, że ten również będzie siedział sam. Ale jak zwykle zaczął myśleć bez powodu, wymyślając najgorsze scenariusze, które nie powinny mieć nawet miejsca. Przecież nadal się widywali, życzyli sobie nawet wesołych świąt przez telefon, chociaż później Louis marzył, że zrobiliby to przez wiadomości, ponieważ później rodzina pytała go, czy kogoś poznał.
W jego głowie cały czas pojawiały się myśli związane z celebrowaniem nowego roku z Harrym. Bo takie myśli wydawały mu się bardzo kuszące, ale i przerażające. Bo co, jeśli ten powiedziałby mu, że nie chciał? Albo że przyjechał Zayn albo inny stary przyjaciel i Louis przestałby być już ciekawym towarzystwem. Czuł się rozdarty między tym, czy jednak go zapytać, czy nie. Ostatecznie postawił na chyba najbardziej odważne i na najgłupsze rozwiązanie, na jakie tylko mógł wpaść. Po prosu postanowił pojawić się pod drzwiami Stylesa i zobaczyć co będzie. Wpadnie niby przypadkiem po pracy, z jakimś słodkim wypiekiem, ponieważ uparcie nadal się uczył nowych umiejętności w kuchni oraz z drobnym prezentem. Co prawda był robiony przez niego samego i niejako przez jego siostry. Te widziały gdzieś w Internecie filmiki na zrobienie małego bukieciku kwiatów z papieru. I Louis w zaciszu wieczoru zrobił samemu jeden, mając na myśli właśnie Harry'ego. Wyszło mu to całkiem ładnie, kiedy połączył kilka papierowych różyczek i czegoś, co w jego opinii miało przypominać wrzos lub lawendę. Owinął to kolejną, brzoskwiniową karteczkę. Może ktoś uznałby to za głupi prezent albo mały dodatek. Jednak nie miał aż tak wiele oszczędności po świętach, a poza tym wiedział, jak bardzo ten kochał kwiaty. Kupowanie atlasów roślin brzmiało jeszcze gorzej, a to zrobił do siebie, tak od serca.
I tak właśnie w ostatni dzień grudnia, tuż po wyjściu z księgarni, stanął przed drzwiami do mieszkania Harry'ego. Westchnął kilka razy, szukając w sobie siły i czekał z ciężko bijącym sercem, aż ktoś mu otworzy. Bo może on wcale nie chciał spędzić z nim tego dnia? Przecież brunet sam mógł wyrazić chęć czy zapytać. A może czekał aż Louis zrobi to sam i ponieważ szatyn siedział cicho, to Harry poczuł się urażony? Ale przecież Tomlinson również czekał, może nieco samolubnie. Znali się już kilka miesięcy, więc wymówka z tym, że się bał przestawała mieć jakąkolwiek moc. Nie powinien obawiać się pytania w stronę własnego przyjaciela, prawda? Poza tym, Harry mógł mu jedynie odmówić. Co innego miałby zrobić? Ugryźć go? Zepchnąć ze schodów? To dopiero brzmiałoby jak paranoja, ponieważ przy nikim innym nie czuł się tak bezpiecznie, jak przy właścicielu kwiaciarni.
CZYTASZ
Whispers of Solitude
FanfictionHarry jest... Cóż, jest dziwnym wampirem. Na pewno nie takim, na jakim kreują go mainstreamowe media (nie, żeby specjalnie zawracał sobie nimi głowę). Może i ma w sobie coś pociągającego, ale ludzie z grubsza go nie interesują, niespecjalnie potrafi...