Rozdział drugi

418 21 12
                                    

- Jesteś wyższy, oszukujesz. - Mówił Bartek nadal próbując wyłączyć ten głośnik. - Dobra, wygrałeś, niech leci to twoje coś. - Mówił zirytowany tym, że Oliwier wykorzystał "nielegalny" krok. Przecież tak się nie robi, nie uczciwa walka.

- Super. - Ucieszony usiadł ponownie na desce. - Jedziemy do sklepu? - Spytał biorąc ostatniego łyka piwa. - Wiem, że nie bez powodu nie przyjechałeś swoim autem. - Dodał znając go na wylot, poprosił ojca żeby go przywiózł, więc było coś na rzeczy. Jego ładne sportowe auto z bezlimitowanym dostępem do paliwa?

- Nie chciałem żebyś czuł się alkoholikiem pijąc samemu. - Zaśmiał się, po czym podniósł z ziemi i sprawnym ruchem nogi podniósł deskę.

- Coraz lepiej ci wychodzi. - Skomentował, wyrzucił gdzieś w stronę ulicy butelkę, po czym sam podniósł się z ziemi i innym sposobem także bez schylania się podniósł deskorolkę. - Tego też cię nauczę kiedyś. - Podniósł głośnik i powiesił go na ramieniu.

- Jaaasne. - Przewrócił oczami mając obraz tego irytującego nadepnięcia na tył deski, tak by podskoczyła do góry i można było ją złapać w rękę.

- Jedziemy tam gdzie zawsze. - Poinformował Bartek odpychając się na desce, po czym zrobił z małej rampy kickflipa. Muzyka nadal leciała, ale ciszej, Bartek uważał, że wyglądają jak patusy, gdy jeżdżą z muzyką na fulla.

Oliwier raczej tak nie uważał, głośna muzyka nie robi z kogoś odrazu żadnego bandziora.

- Możemy jechać bliżej. - Powiedział patrząc się w stronę sklepu, który z niedaleka było widać stąd.

- Nie, bo tam mi nie sprzedają, a nie chce żebyś ty kupował alkohol kiedy mam swoje siano, pozatym żabka jest za droga. - Mówił wracając do momentów, gdy Bartek kupował alkohol, bo jako jedyny z ich dwójki był pełnoletni, zawsze kupował za swoje nie biorąc nic od Oliwiera, a on tego nie nawidził.
A kupowanie w żabce? Może i miał teraz trochę pieniędzy, ale nie był tak bogaty, że było go stać na zakupy w żabce.

- Irytuje mnie ta twoja praca, jebiesz wachą w chuj z kilometra. - Mówił akcentując słowo "praca". Oliwier nie odpowiadając na to, sprawnym Ollie przeskoczył gałąź na drodze. Droga była całkowicie asfaltowa i nie jeździło tu dużo aut, patologiczna, ale przyjemna dzielnica.

Chociaż co można było spodziewać się po Bałutach w Łodzi.

- Dwuseta na pół? - Spytał patrząc na Bartka, ale nie było mu dane odpowiedzieć, bo kasjerka zaczala coś mówić.

- Jolka mówiła, że dopłacisz 2 ziko bo im brałko i jak zawsze zadeklarowała, że oddasz. - Chłopak jedynie westchnął ciężko i podał monetę. - Będziesz miał na jutro tak z dychę? - Spytała patrząc w coś w telefonie.

- Do twojego? - Dopytał chłopak zerkając na zirytowanego Bartka.

- Ta. - Rzuciła jak zawsze gdy on był w sklepie, mając wyjebane na wszystko i chyba oglądając jakieś tiktoki.

- Będzie. - Odpowiedział biorąc 2 piwa z półki, po czym przeszedł za kasę i sam wziął sobie dwusetke kolorowej wódki, bo przecież Bartek nigdy nie pił czystej.

- Dowód poproszę. - Powiedziała kasjerka, gdy Bartek kupował swoje piwo, a Oliwier zaczął się śmiać. - A, bo on z tobą, dobra już pamiętam. - Zawsze taka była strasznie skołowana, albo zjarana albo naćpana, nic dziwnego, że myliła fakty.

Kiedy wyszli ze sklepu Oliwier wziął Somerka od Bartka, po czym schował wszystko w pojemne spodnie typu bojówki, taki był plus noszenia takich spodni, a nie jakiś obcisłych jeansów.
Nigdy nie musiał prosić się, żeby mu schował, on po prostu wiedział, że ma to zrobić.

- Irytują mnie ci twoi znajomi. - Skomentował starszy.

- Bez przesady, ona jest niezła wariatka, tylko czasem się za bardzo naćpa. - Rzucił czekając, aż Bartek pojedzie pierwszy.

- Z kim ja się przyjaźnie. - Mruknął pod nosem powoli jadąc w stronę skate parku.

Oliwier poważnie nie raz sam się nad tym zastanawiał, czym on zasłużył na przyjaźń z Bartkiem. On był z nim zawsze, dosłownie zawsze, czy było źle czy nie, on od paru lat był z nim przez cały czas. Absurdalnym było to jak bardzo się różnili charakterami, czy to jak bardzo różne były ich życia.
Byli jak ogień i woda, mimo inności oboje w połączeniu ratowali się.

Gdy ogień jednego z nich był tak wielki, że wszystko wokół płonęło to drugi gasił go jakby wodą próbując ratować sytuację i pomóc jak najbardziej się tylko dało.

Gdy dotarli na miejsce docelowe ponownie usiedli na tej samej wysokiej rampie. Oliwier wyciągnął alkohol z kieszeni, po czym zaczął otwierać swoją Perłę zapalniczka, a wiedząc, że Bartek nienawidzi otwierać piwa, zaczął otwierać za niego, a raczej każda próba otwarcia przez starszego, albo robiła mu siniaki na dłoni przez mocne uderzanie kapsla ręka, zahaczonego o twardą powierzchnię, albo miał poranione palce od prób otwarcia zapalniczka, które zawsze i tak kończyły się tym, że ktoś otwierał za niego.

- Nie otwieraj zębami. - Skomentował przypominając sobie, że Oliwier nie raz ukruszył sobie zęby.

- Somerka mogę, tylko ta Perła jest upośledzona i ciężko idzie. - Mówił, a tamten jedynie przewrócił oczami.

Zawsze tolerował głupie i nieodpowiedzialne zachowania drugiego, bo wiedział, jak trudno było go przekonać żeby czegoś nie robił, a jak trudno było przekonać go do zmiany pracy.

- Poniedziałek szkoła? - Spytał ściszając te irytujące piosenki których tak bardzo nie lubił.

- Robota. - Rzucił krótko.

- Kiedy wreszcie przestaniesz to robić? - Znowu zaczął temat którego oboje nie lubili.

- Jak znajdę coś innego, co da mi tak szybko taki zarobek. - Rzucił po raz setny.

- Pójdziesz siedzieć za to, Oli, otwórz oczy. - Znowu się zaczęło. On to wiedział, było to bardziej niż oczywiste.

Za kradzież paliwa z aut i stacji groziło mu do 5 lat, chociaż wiedział, że aż tylu nie dostanie, może półtora roku, nie więcej.
Na ten moment skuteczność tego zarobku wysoka, byli tak ostrożni, że nie ma szans, by zostali rozpoznali na monitoringu.

Kradzież paliwa i sprzedaż znajomym o jakiś % taniej? Zarobek idealny jeśli nie zostanie się złapanym. Zysk przychodził łatwo, klientów nie brakowało, a byli to tylko bardzo bliscy znajomi, tak by zachować jak największą anonimowość.

Nie było łatwo, jego matka nie pracowała, a brała tylko zasiłki z MOPS'U. Ktoś musiał przecież pracować. Nie ważne jak, ważne, że był z tego zysk.

Przecież musieli jakoś żyć, oboje musieli zarabiać na swój problem z alkoholem.

_________________________

Śmieszne, że jakaś część fabuły tego rozdziału to zachowania jak moi znajomi, albo ja XD

Ground Zero | Bartek x KostekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz