Wziąłem głęboki wdech, zanim Alice pociągnęła mnie za rękę w stronę budynku szkoły. Weszliśmy do środka, a wtedy dziewczyna od razu zaczęła mnie zapoznawać z każdym szczegółem dotyczącym naszego liceum. Nie gadać z tymi, tam są szafki, ta jest dziwna, tam jest szatnia, ten to zboczeniec, tu są poszczególne klasy... Nie podzielałem entuzjazmu szatynki, ale starałem się robić dobrą minę do złej gry. Uśmiechałem się i ochoczo kiwałem głową, gdy opowiadała mi historię powstania świata. W końcu stanęliśmy na dziedzińcu, a ja poświęciłem chwilę na rozmyślania i własne interpretacje otaczających mnie osób. Alice była rozgadaną, szurniętą wróżką, która zamierzała służyć mi pomocą do końca szkoły, ale była dość płytka, bo co pewien czas parę minut nawijała bez przerwy o sobie. Wokół roiło się od członków szarego tłumu, który właściwie mnie nie interesował. Alice niemal od razu przedstawiła mnie swojej paczce. Maximilian, który nienawidził, gdy skraca się jego imię, był szczupłym, wysokim blondynem o zielonych oczach. Frederike, Niemka o figurze klepsydry, wolała skracać swoje imię w przeciwieństwie do swojego brata bliźniaka i przedstawiła się jako Fred. Następna była Kornelia, na którą wołali Cory, a dalej Felix. I, oh, cara mia... Jaki on był elektryzujący... Wpatrywał się we mnie tymi szarymi oczami, które prześwietlały mnie jak promienie rentgenowskie. Zadrżałem uświadomiwszy sobie, że chyba wpadłem w oko najprzystojniejszemu chłopakowi w szkole. Przełknąłem ślinę, gdy ucałował moją dłoń po przedstawieniu się.
Nawet dwa tygodnie później, gdy już się zaklimatyzowałem, a ja i Felix zaczęliśmy się umawiać (ja oczywiście pod przykrywką dziewczyny, którą musiałem udawać po tym, jak cała szkoła uznała mnie za dziewczynę), Alice dalej opisywała ludzi dookoła, a mnie nagle w polu widzenia pojawił się chłopak inny niż wszyscy. Był trupioblady, wysoki, szczupły, a swoimi prostymi, długimi blond włosami przypominał mi charta afgańskiego. Do tego w nosie i wargach miał kolczyki, a co za tym idzie, w uszach pewnie też. Septum oraz labret w lewym dolnym kąciku ust. Do tego miał idealnie zrobiony smoke eye, jak prosto od kosmetyczki. Przy tych wszystkich niecodziennych cechach był naprawdę... Piękny. Majestatyczny. Na pewno był outsiderem, wydawało się, że wokół niego roztacza się jakiś krąg, który zatrzymuje każdego dwa metry od niego. Miał na sobie spodnie od garnituru, czarną luźną koszulę, coś na kształt peleryny odchodzącej od ciasno ściśniętego gorsetu oraz wysokie glany że sprzączkami. Był inny, ale... Taki... Cóż, nie potrafiłem tego określić. Ale oczy były najbardziej niezwykłe w wyglądzie blondyna. Były jaskrawobłękitne, czysto niebieskie. Jak dwa morza. Albo jeziora. Albo jak niebo w południe. Do tego na nosie miał okulary połówki na łańcuszku. Po sekundzie zorientowałem się dlaczego. W smukłej dłoni zwieńczonej pierścionkami I czarnymi paznokciami trzymał książkę i ją czytał. Nagle uniósł wzrok, a nasze spojrzenia się spotkały. Czym prędzej odwróciłem wzrok czerwieniąc się jak burak; nie mogłem znieść widoku rentgenowskich tęczówek blondyna.
-Co jest, kotku?- spytał Felix patrząc, jak chowam twarz w dłoniach.
-Nic- uciąłem.- I mówiłam ci, że masz mi tak nie mówić- mruknąłem niezadowolony.
-Ale to naprawdę ci pasuje, kochanie...- zaczął mruczeć obejmując mnie w talii. Oderwałem się od niego czując, jak błądzi dłońmi po mojej pupie.
-A-a-a!- pokręciłem mu palcem przed nosem.- Nie w szkole, Felix.
-Ale ty właściwie nie wychodzisz z domu, gdzie indziej mam okazywać moją nieskończoną miłość do ciebie?- mruknął chłopak znów mnie obejmując. Pozwoliłem mu mnie przytulić, ale nie spodziewałem się, że weźmie mnie na kolana. Pisknąłem zaskoczony i zacząłem się wyrywać. Nie lubiłem siedzieć komuś na kolanach. To nieprzyjemnie kojarzyło mi się z przeszłością, w której często dorośli mężczyźni rozbierali mnie, bo nie chcieli uwierzyć, że jestem chłopakiem. Patrzyli na moje miękkie rysy twarzy, zadarty nosek, duże jasnoszare oczy, piegi i nie wierzyli, że mógłbym mieć przyrodzenie pomiędzy nogami. Nawet zwykle krótkie fryzury nie potrafiły ich przekonać, że jestem chłopcem, więc po paru latach zrzekłem się krótkich włosów na rzecz kasztanowych ciasnych loczków z rudymi refleksami. Te loki, no i druciane okulary, nadawały mi wygląd wróżki czy elfa.
CZYTASZ
Martwe kwiaty
Teen Fiction"-Czego chcesz? Głos, który mi odpowiedział, dochodził zewsząd. Z każdego rogu, każdego cienia. -Duszy tego dzieciaka. Wiesz o tym, Galanis. -Czemu akurat jego?- zapytałem drżącym głosem. -Jest czysty, mimo że tyle razy go zbrukano... Nie czujesz te...