Rozdział 10

1 0 0
                                    

Minęły trzy dni od kiedy moja matka wróciła. Leżałem na brzuchu bawiąc się końcówką moich włosów zaplecionych w luźny warkocz bez gumki i patrzyłem, jak Sam czyta notatki z chemii. Następnego dnia mieliśmy napisać ten cholerny test. To był mój pierwszy wieczór w tym mieszkaniu i było mi strasznie gorąco. Westchnąłem i przewróciłem się na plecy, by zdjąć choćby t-shirt. Gdy tylko odrzuciłem go na podłogę, brunecik pochylił głowę jeszcze bardziej wpatrując się w moje notatki z przesadną uwagą. Uszy mu poczerwieniały.

-Co jest, kruszynko?- odezwałem się siadając prosto, a później wstałem, podszedłem do drzwi na balkon i je otworzyłem.

-Nic, nic... Coś się tak... Ciepło zrobiło- wymamrotał wbijając wzrok w kartkę, którą trzymał do góry nogami. Podszedłem do niego, odwróciłem ją na dobrą stronę i rzekłem:

-Tak chyba będzie ci łatwiej.

Wtedy nerwy Sammy'ego puściły i chłopiec warknął:

-Po prostu wyglądasz w tym momencie tak pociągająco, że nie mogę się skupić! Ubierz się, do cholery jasnej!

-Wyrażaj się, Sam- rzekła Kate zaglądając do pomieszczenia. Ujrzała mnie, stojącego bez koszulki nad Samem i syknęła:- A ty się ubierz.

-Jest mi gorąco- odrzekłem znudzony.

-Jest noc, temperatura na minusie. Poza tym, zamknij to okno. Sam się przeziębi. Uczysz się?- zwróciła się do Samaela.

-Tak- odrzekł nieco smutno.

-To się ucz. Jeszcze jedna pała i będziesz miał zagrożenie- stwierdziła. Mimo że starała się użyć ostrego tonu, jej głos pozostał miękki, a spojrzenie wbite w chłopca było wypełnione czułością- Jak dostaniesz coś poniżej trójki, to oddajesz telefon- dodała na koniec i wyszła z pokoju. Sam skulił się na swoim łóżku i objął ramionami.

-Sam- odezwałem się miękkim tonem siadając obok niego. Popatrzył na mnie.- Usiądziemy obok siebie. Zamienimy kartki. Umiem dobrze podrabiać twoje pismo- szepnąłem, bo nie wiedziałem, czy Kate nie stoi pod drzwiami i nie podsłuchuje.

-Dziękuję- szepnął i mocno mnie przytulił. Objąłem go i po sekundzie złączyliśmy nasze usta w pocałunku. Sammy popchnął mnie na łóżko, usiadł okrakiem na moim kroczu i wsunął język pomiędzy moje wargi. Całowaliśmy się bez wytchnienia, aż matka Sama zawołała, że chłopiec ma iść się wykąpać.- Już idę!- odkrzyknął zdyszany i otarł ślinę, która ściekała mu po podbródku.- Jesteś najlepszy- rzekł na odchodnym, porwał swoją piżamę, na którą składała się duża, białoniebieska koszulka oraz spodnie w tej samej feerii barw i wyszedł. Uśmiechnąłem się, a później wstałem, wyszedłem na balkon i usiadłem na barierce przerzucając nogi na zewnętrzną stronę. Wyjąłem z kieszeni spodni paczkę papierosów oraz zapalniczkę i przypaliłem jednego wsuwając koniuszek do ust. Wpatrywałem się w otaczające mnie ciemności i nagle usłyszałem głos Toma.

-Niezła ta twoja niunia- stwierdził samobójca.

-Po pierwsze, to jest chłopak. Po drugie, wiem- odrzekłem dumnie.

-W każdym razie niezły. Masz szczęście, że nie żyję i jestem hetero, bo bym do niego podbijał.

-Byłbyś na niego za stary- zaśmiałem się wypuszczając dym nosem.

-Weź, zmarłem w wieku siedemnastu lat- prychnął udając urażenie.

-I kiedy to było? W dwutysięcznym?- zaszydziłem.

-Coś koło tego- mruknął.

-Czyli byłbyś za stary.

-Wiek to tylko liczba- stwierdził z przekonaniem.

Martwe kwiatyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz