Rozdział 7

1 0 0
                                    

-Naprawdę muszę już iść- powtórzyłem po raz czterdziesty piąty i założyłem kurtkę.

-Zadzwoń, jak tylko wejdziesz do domu- poprosił Nikolaos głaszcząc mnie po policzku.

-Jasne- westchnąłem i wyszedłem z domu pogrzebowego. Na schodach przystanąłem, wciąż zawstydzony po wejściu pana Galanisa do pokoju podczas naszych harców, uniosłem się na czubki palców i ucałowałem Nikiego w policzek. Grek westchnął, objął mnie w talii i pocałował namiętnie, z języczkiem. Wyraźnie poczułem jego labreta i kolczyka w języku, a nogi odmówiły mi posłuszeństwa i się ugięły. Nikolaos musiał przytrzymać mnie przy sobie, bym nie upadł.- Wiesz- szepnąłem muskając palcem wysmukłą linię jego szczęki.- Jesteś jak patronus- stwierdziłem. Mój ukochany parsknął śmiechem, a później znów mnie pocałował, ale bardziej słodko niż namiętnie. Rozległ się dźwięk klaksonu. Podskoczyłem I ruszyłem w stronę czarnego forda stojącego pod bramą.

-Sammy- zawołał jeszcze Niki. Popatrzyłem na niego.- Uważaj na siebie, kruszynko- rzekł z delikatnym uśmiechem.

-Jasne- odpowiedziałem odwzajemniając uśmiech i posłałem mu całusa. "Złapał" go i przyłożył sobie dłoń do serca. Zaczerwieniłem się i wsiadłem do samochodu pana Galanisa. Przez parę minut jechaliśmy w ciszy, ale w pewnym momencie ojciec Nikiego wydukał:

-P-przepraszam, że tak... Tak wcześniej wpadłem. Nie wie-wiedziałem, że jesteś u Nikolaosa.

-To... To nic t-takiego- wyjąkałem w odpowiedzi. Już więcej się nie odzywaliśmy. I dobrze, bo spaliłbym się ze wstydu. W końcu wysiadłem, podziękowałem za podwózkę i wpadłem do kwiaciarni, a potem do mieszkania. Na wejściu od razu dostałem sto trzydzieści buziaków od mamy i mały ochrzan, ale tylko mały.

-Chodź, króliczku, zrobiłam budyń- pociągnęła mnie do kuchni, posadziła przy stole i postawiła przede mną wielki kubek z parującym budyniem waniliowym.

-Woah, wygląda świetnie- uśmiechnąłem się. Mama pogłaskała mnie po głowie i poleciła, bym zjadł, bo na pewno zmarzłem.- Nie, nie zmarzłem, ale nie mogę odmówić- odrzekłem chichocząc. Złapała mnie nagła wesołość, która była zaraźliwa, więc Kate już po paru sekundach opierała się ręką o ścianę, by nie upaść zanosząc się śmiechem. Po chwili już się uspokoiliśmy, a ja zacząłem jeść budyń. Gdy skończyłem, a mama, mimo moich protestów, umyła po mnie, do mieszkania weszła zawalona papierami Malwina. Pomogliśmy jej położyć te trzy tony makulatury na stole w jadalni, a kobieta rzekła nieco mrukliwie:

-Chyba muszę wam o czymś powiedzieć.

-Coś się stało, mysza?- spytała moja mama głaszcząc swoją dziewczynę po policzku.

-Muszę wam o czymś powiedzieć- powtórzyła opadając na kanapę. Oparła łokcie na kolanach i zaczęła mówić:- Jak wiecie, miałam męża. Rozwiedliśmy się, bo stwierdziliśmy, że do siebie nie pasujemy. Ale jest jeden szczegół, o którym nie wiecie. Ja... Ja... Ja mam syna z poprzedniego małżeństwa- wyznała z trudem. Mnie to właściwie nie ruszyło, miała prawo nam tego nie mówić, ale moja mama popatrzyła na nią zdumiona, a atmosfera gwałtownie zgęstniała. Przełknąłem ślinę.

-Sam, idź do swojego pokoju- powiedziała Kate.- To nie jest temat dla dzieci- dodała, gdy nie chciałem wyjść. Wydąłem policzki i poszedłem do mojego pokoju. Usiadłem na łóżku, wyjąłem telefon i zadzwoniłem do Nikiego.

-Hejka- przywitałem się, gdy odebrał.

-Καλημέρα, kruszynko- odpowiedział Nikolaos. "Kalimera"

-Jak?- zdziwiłem się.

-Καλημέρα. To znaczy "dzień dobry" po grecku- wytłumaczył.

-Ooo- miauknąłem, ale zaraz potem zmarkotniałem słysząc krzyk mojej mamy.

Martwe kwiatyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz