Rozdział 6

1 0 0
                                    

Wziąłem do ręki strzykawkę i westchnąłem ciężko. Musiałem  zająć się kolejnym ciałem, mimo że ojciec zakazał mi choćby wchodzić do kostnicy. Same się ciała nie przygotują do trumny.

-Sam wciąż jest głupią gęsią. Jak mógł iść sam do baru?Kuźwa, on chce, żeby ktoś go napadł? A może wizja bycia zgwałconym tak go kusi?- wysyczałem napełniając strzykawkę odpowiednią chemią.

-Już za późno- rozległ się głos Josephine, a powietrze się ochłodziło i zgęstniało.

-Co masz na myśli?- spytałem wbijając igłę w dziąsła ciała.

-Felix znalazł sobie nową ofiarę- szepnęła zmarła. Zamarłem ze skalpelem w dłoni.

-Nie- szepnąłem przerażony.- To niemożliwe- wymamrotałem rozcinając szyję ciała. Ręce drżały mi niemiłosiernie, ale linia wyszła prosta, jak zwykle. Dokończyłem to ciało i wyszedłem z kostnicy na korytarzyk. Josephine wciąż była obok mnie, czułem to.- Josephine- odezwałem się przed wejściem do pokoju gościnnego, w którym spałem i gdzie położyłem Sama.- Proszę, idź. Jeśli Sam cię wyczuje, może się przestraszyć, a tego nie chcę.

-Jasne- odrzekła Jo.- Ah, I ciągle masz we włosach mój włos. To dlatego jeszcze tu jestem- rzekła i zniknęła. Westchnąłem, przeczesałem palcami włosy i rzeczywiście wyjąłem spomiędzy nich ciemny włos. Dusze mogły podążać za mną, jeśli miałem przy sobie ich DNA, na przykład właśnie kosmyk włosów. Dlatego w pokoju miałem szkatułkę, która cudem się zachowała, z kosmykami ciał wszystkich dusz, które uważałem za "przydatne". Skleiłem włos Josephine taśmą i wsunąłem go do kieszeni. Od czasu opętania spałem w pokoju gościnnym, więc szkatułka również tam stała. Włożyłem nowo nabyty włos do środka, pierw napisawszy na długim kawałku taśmy imię i nazwisko dziewczyny. Zerknąłem na wciąż nieprzytomnego, ale chyba już trzeźwego Sama. Przecież jego matka musiała się zamartwiać. Nagle usłyszałem dźwięk powiadomienia z Messengera. Wyjąłem z kieszeni kurtki chłopca telefon i spojrzałem na wyświetlacz. Siedem wiadomości od "Mama <3" i osiemnaście nieodebranych połączeń od tej samej osoby. Czym prędzej przejrzałem wiadomości (telefon nie miał blokady).

Mama <3
"Sam? Gdzie jesteś?"
"Sammy, martwię się, wracaj już"
"Wracaj, króliczku"
"Sam, już późno, wracaj do domu"
"Jesteś u kogoś?"
"Sam. Oddzwoń"
"Samael. Jeśli nie odpiszesz do południa, zadzwonię na policję"

Zerknąłem na zegar. Wskazywał dziesiątą dwadzieścia pięć, ale wolałem nie wystawiać cierpliwości pani Warren na próbę. Napisałem szybką wiadomość.

Sammy ;-;
"Hejka, sorka, że nie odpisywałem. Spałem u Nikiego, przegadaliśmy pół nocy. Mogę zostać u niego na obiad? Błagał mnie przez drugie pół nocy"

Mama <3
"Na pewno? Wyślij zdjęcie, jakoś nie wierzę"

Szybko zrobiłem Samowi zdjęcie z cienia i wysłałem z dopiskiem:

Sammy ;-;
"Niki mi zrobił to zdjęcie, jak przysypiałem"

Mama <3
"Haha, no okej. Tylko wróć na kolację i zdaj mi sprawozdanie z randki. Chociaż mam wrażenie, że po wczoraj nie miałeś za bardzo ochoty na romantyczne chwile?"

Zacisnąłem usta. Czyli już wiedziała. I to była prawda.

Sammy ;-;
"Raczej nie"
"Gadaliśmy, a Niki sto tysięcy razy obiecał, że spali Felixa na stosie"

Pani Warren wysłała śmiejącą się emotkę, a później jeszcze dopisała, że Sammy ma na siebie uważać. Odpisałem serduszkiem i wyłączyłem telefon. Cóż, nie raz nie dwa załatwiałem za kogoś jego sprawy, więc pisanie wiadomości w imieniu Sama nie sprawiało mi trudności. Z kłamstwami byłem na tip-top.

Martwe kwiatyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz