Dwa dni później (niedziela); 22:02
-Hej, Sam- szepnąłem czując, że ta rozmowa będzie trudna. Chciałem, by poznał już wszystkie moje tajemnice, wraz z wszystkimi bliznami i odczuciami. I chciałem, by... By się ode mnie uwolnił.
-Tak?- rozległ się głos Samaela z sąsiedniego łóżka.
-Wiesz, ja... Chciałem z tobą porozmawiać. Tak... Na poważnie- mruknąłem i zdjąłem okulary, a następnie położyłem je na szafce nocnej. Sammy wstał, podszedł do mnie i usiadł obok mnie na łóżku. Najwidoczniej nie wyczuł dystansu i zmartwienia w moim głosie.
-No?
-Widzisz, bo...- urwałem, przełknąłem ślinę i wstałem. Złapałem Sama za rękę i razem poszliśmy do łazienki.
-O co chodzi?
-Bo... Chciałem ci pokazać, co ukrywam pod tą tapetą- mruknąłem i wziąłem płyn micelarny do ręki. Chłopiec pokiwał głową i zaczekał, aż zmyję warstwę białego podkładu. Po chwili moja skóra była już naturalna, z piegami, zaczerwienieniem od pocierania wacikami, wielkimi oczami jak u sarny oraz wielką bliznę na twarzy i szyi.
-C-co ci się stało...?- pisnął brunecik i musnął mój policzek dłonią.
-Miałem... No, mały wypadek... Podczas jednego z egzorcyzmów coś rzuciło mnie na drzwi balkonowe i spadłem z balkonu na taras, bo rozwaliłem drzwi...- wyjaśniłem po krótce.
-O Boże...- szepnął przerażony chłopak i delikatnie pogłaskał mnie po bliźnie.- Tak mi przykro...
-To nic takiego- mruknąłem, a następnie poszliśmy z powrotem do pokoju. Usiedliśmy na łóżku Sama, a brunecik wtulił się w moje ramię i spytał:
-To nie wszystko, prawda? Jest coś jeszcze, o czym chciałeś pogadać.
-Taak...- mruknąłem, zaskoczony jego spostrzegawczością.- Widzisz, ja... Chciałem cię o coś zapytać...
-No?
-Nie myślałeś czasem może... Że... Że chciałbyś być z kimś innym? Może ktoś ci się podoba w szkole albo...
-O co chodzi?- przerwał mi marszcząc brwi.
-Uh... Widzisz, ja... Bo ja...- zacinałem się coraz bardziej, nie wiedząc, jak zacząć.- Chciałem... Zrobić przerwę. W związku.
Ledwo wypowiedziałem te słowa, Sam drgnął I odskoczył ode mnie. Spuściłem wzrok, zawstydzony i przestraszony, że go zasmuciłem.
-Coś się stało? Zrobiłem coś źle?- pisnął nieco zbyt głośno. Zatkałem mu usta dłonią sycząc "ćśś!" i szepnąłem:
-Nie! Nie chodzi o ciebie, Sam, ja tylko...
-Chcesz znaleźć kogoś lepszego?- wymamrotał spod moich palców. Jego głos drżał i był cienki.
-Nie, ja tylko...
-No to czemu? Może już kogoś znalazłeś? Kim ona jest?
-Nie ma żadnej "jej", Sam, uspokój się...- wyszeptałem głaszcząc go po kręconych włosach.- Chodzi o to, że...
-To czemu? Zrobiłem coś nie tak? Mogę się zmienić...
-I właśnie o to chodzi!- smirknąłem w końcu.- Jesteś zbyt... Zbyt...
-Zbyt co? Zbyt co? Nie ważne, mogę to zmienić, Niki, błagam, nie zostawiaj mnie!- wypiszczał przerażony.
-Nie zostawiam cię, Sammy, nie martw się- szepnąłem, starając się go uspokoić, zanim do pokoju przyjdą nasze matki, zaalarmowane jego piskami.- Ja tylko... Chcę zrobić małą przerwę. Oboje będziemy mogli spotykać się, z kim będziemy chcieli, a jak będziemy chcieli wrócić, to wrócimy. Dobry plan, tak?- spytałem, mając nadzieję, że choć trochę go pocieszyłem. Moje starania uspokojenia bruneta spełzły na niczym; w jego szarych oczach pojawiły się ogromne łzy.- Nie płacz, Sam, przecież nie umrzesz, jeśli przez kilka tygodni będziesz się spotykał z kimś innym niż ze mną, musisz się socjalizować...
CZYTASZ
Martwe kwiaty
Teen Fiction"-Czego chcesz? Głos, który mi odpowiedział, dochodził zewsząd. Z każdego rogu, każdego cienia. -Duszy tego dzieciaka. Wiesz o tym, Galanis. -Czemu akurat jego?- zapytałem drżącym głosem. -Jest czysty, mimo że tyle razy go zbrukano... Nie czujesz te...