Rozdział 9

1 0 0
                                    

-Miło cię w końcu zobaczyć po dwunastu latach- wysyczał Niki chłodno. Zamarłem. Malwina to jego matka? Jak to możliwe? Choć po przyjrzeniu się bliżej dostrzegało się, że mieli podobnie smukłe ciała, jasne włosy, u dziewczyny mojej mamy bardziej rudawe... Oczy Malwiny były nieco bardziej szare, ale ich kształt był tak samo wydłużony i ostry jak u jej syna. Mieli też takie same łabędzie szyje oraz proste, ostre nosy i podbródki.

-Niki...- zaczęła kobieta, ale Nikolaos przerwał jej cedząc słowa przez zaciśnięte zęby.

-Nie. Nie chcę tego słyszeć.

-Niki, ja to zrobiłam dla nas...

-Chyba dla siebie- prychnął zirytowany.- Co, nie mogłaś znieść myśli, że twój syn to świr? Trzeba było przyklejać mi łatkę psychopaty i wysyłać do szpitala? Wiesz, ile przez ciebie straciłem?- wysyczał zaciskając dłonie w pięści. Aż mnie wcięło. To przez nią to wszystko się zaczęło?

-Niki, ja nie chciałam...- znów próbowała coś powiedzieć, ale jej syn tylko porwał swoją torbę z podłogi i wypadł z pomieszczenia rzucając do mnie po francusku, by nasze matki nie zrozumiały:

-Będę pod tamtą kawiarnią, w której Felix cię otruł.

Popatrzyłem na moją mamę. Była wściekła. Później przeniosłem wzrok na Malwinę i, ignorując jej żal, spytałem:

-O co chodziło?

-Bo... Ja...- zaczęła, ale po chwili pokręciła głową i odeszła do kuchni pozostawiając mnie i wściekłą smoczycę sam na sam.

-Samael- syknęła Kate.

-Mamo...- zacząłem wystraszony. Wiedziałem, że nic jej tak nie wytrącało z równowagi jak mężczyźni, nie ważne czy mieli dziesięć lat, trzydzieści, czy sześćdziesiąt pięć. A niemal przyłapała mnie z jednym z nich na niezbyt pobożnych psotach.- Niki jest w porządku, nikogo by nie skrzywdził, on mi tyle razy...

-Nie!- przerwała mi wrzaskiem.- Nie! Ty... Ty... Tak cię wychowałam?! Jak mogłeś?! Mówiłam ci tyle razy! Tyle razy! Żadnych chłopaków! Żadnych, czego ty nie rozumiesz?! Nie mogę w to uwierzyć... Jaką żmiję sobie wyhodowałam... Zachowałeś się jak... Jak... Po prostu jak tania dziwka!- krzyknęła. Odskoczyłem przerażony, a z moich oczu popłynęły łzy.- Nie... Nie, zaczekaj, Sammy...- szepnęła, gdy zrozumiała, jak bardzo mnie skrzywdziła. Cofnąłem się wgłąb pokoju, porwałem moją torebkę z telefonem, portfelem i paroma drobiazgami, minąłem moją matkę łkając i wypadłem z mieszkania pierw pośpiesznie ubierając buty i kurtkę. Wybiegłem z domu i dopiero po chwili zorientowałem się, że leje jak z cebra, a moja kurtka ani nie jest wodoodporna, ani nie ma kaptura. Po parunastu sekundach byłem już przemoczony do suchej nitki. W końcu dotarłem do wspomnianej wcześniej kawiarni. Niki nie stał pod nią, co było całkiem logiczne biorąc pod uwagę strugi deszczu lejące się z nieba, ale, ku mojemu zdezorientowaniu, nie było go również w środku. Zacząłem szukać dookoła, a w końcu na niego natrafiłem. Stał w zadaszonym zaułku obok kawiarni i chyba z kimś rozmawiał, jednak nie trzymał telefonu w ręce, a w ślepej uliczce stał sam.

-Naprawdę?- sarknął po polsku.- Brawo, geniuszu, nie domyśliłbym się. Ale to nie jest moja wina, że tak po prostu mnie oddała do psychiatryka. Nie żyjesz po części przez nią- zauważył, a ja zdałem sobie sprawę, że rozmawia z czyimś duchem.- Jasne, że ją kocham, jest moją matką, ale... Nie mogę tam tak po prostu wrócić- syknął opierając się o odrapaną z tynku i farby ścianę.- Co, może jeszcze mam ją przepraszać za to, że odeszła, bo nie umiała sobie poradzić z dzieckiem, które gada z duchami?- prychnął.- Albo przeprosić ją za rozwód? O, a może o to, że urodziła jebanego psychopatę, który nie dość, że nauczył się wykorzystywać swoje dziwactwo, żeby móc spełniać prośby zmarłych, to jeszcze umie kondensować ich energię i poruszać rzeczami? Jestem pierdolonym wybrykiem natury, Kevin. Oj, braciszku, jeszcze wiele o mnie nie wiesz- zaśmiał się gorzko.- Tak, wiem. I co z tego? I tak o tym wie. Nie nazywaj go tak- wysyczał.- Wiem. Nie jego wina- rzekł i westchnął.- A ciebie matka nie nauczyła, że to nie wypada podsłuchiwać czyichś rozmów?- spytał i wyczułem, że mówi do mnie. Podskoczyłem. Głos miał chłodny, a jego laserowe oczy wywiercały dziurę w moim ciele. Przełknąłem ślinę i powoli do niego podszedłem. Minęła chwila, póki zorientowałem się, co robię. A mianowicie podszedłem do niego, wtuliłem się w jego tors i zacząłem płakać. Lodowate dłonie chłopaka dotknęły mojego karku i wymusiły na mnie dreszcz. Gdy się uspokoiłem, Nikolaos szeptem spytał:- Co się stało, kruszynko?

Martwe kwiatyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz