— Co to znaczy zniknęli?!
Minerwa McGonagall wstała agresywnie zza swojego dyrektorskiego biurka i spojrzała wściekle na Argusa Filcha, który właśnie oznajmił jej, jak gdyby nigdy nic, że dwójka jej podwładnych zniknęła z powierzchni szkoły.
— Nooo... zniknęli — wydukał woźny, wzruszając ramionami.
— Ludzie nie znikają ot tak, Argusie.
Charłak najwyraźniej jednak wiedział lepiej.
— Kiedy nigdzie ich nie ma — powiedział, wyliczając na palcach: — Sprawdziłem wszystkie klasy, gabinety...
— Zamek jest ogromny — przerwała mu Minerwa. — Może są po prostu gdzieś, gdzie nie sprawdzałeś. — Filch pokręcił głową, jednak zanim zdążył odpowiedzieć, dyrektorka dodała: — W takim razie pewnie dokądś wyszli. Nie wiem, Argusie, może mieli jakieś załatwienia, coś w planach na dzisiaj...
Zmarszczyła jednak brwi, czując dreszcz niepokoju przetaczający się przez jej trzewia. Był późny wieczór, a w dodatku na zewnątrz szalała burza — co prawda prawie letnia, z racji zbliżającego się końca roku szkolnego, jednak wciąż dość intensywna. I choć zaginieni nauczyciele zdecydowanie nie należeli do tych, którzy nie poradziliby sobie z trudnymi warunkami, Minerwa nie wyobrażała sobie, żeby którekolwiek z nich miało najmniejszą ochotę wybierać się gdziekolwiek poza mury zamku.
Pomysł ich wyjścia ze szkoły brzmiał więc tak absurdalnie, jakby McGonagall przyznała nagle, że żarty Albusa są na wysokim poziomie i zawsze śmieszą tak samo. Choć to ostatnie akurat było prawdą. Nigdy jeszcze ją nie rozśmieszyły, więc przynajmniej był konsekwentny.
Charłak po raz kolejny pokręcił głową i powiedział nieco poważniej:
— Nie rozumie pani, pani dyrektor. — Pani Norris, kręcąca się pomiędzy jego nogami, zamruczała i natychmiast została pochwycona przez szpakowate ramiona woźnego. — Uczniowie widzieli ich na korytarzu zaraz po kolacji, a potem słyszeli jakiś huk i...
— Huk?
Minerwa posłała zdenerwowane spojrzenie Albusowi, który do tej pory w absolutnej ciszy przysłuchiwał się im z ramy swojego obrazu. Marszczył brwi, pocierając między szczupłymi palcami koraliki uczepione na pokaźnej brodzie, jakby wciąż trawił słowa Filcha i tego, co mogły one oznaczać.
— Zapytam, czy któryś z obrazów coś słyszał — obiecał.
Czarownica przytaknęła bez słowa, odwracając się do woźnego.
— Wezwij do mnie wszystkich uczniów, którzy cokolwiek widzieli — nakazała, obchodząc biurko. — I sprowadź proszę Filiusa.
Charłak skłonił się zdawkowo i wciąż głaszcząc swoją wiekową już kotkę, opuścił gabinet. Minerwa stała chwilę w bezruchu, nerwowo pocierając dłonie złożone przed sobą i zastanawiała się, co właściwie się stało — kto maczał palce w żarcie, którym zakładała, że ta sytuacja była.
Wolała nie zakładać, że było inaczej.
Od wojny minęło dobrych kilka lat, nie spodziewała się, że jej podwładnym groziło jakiekolwiek niebezpieczeństwo. A przynajmniej nie takie, z którym akurat ta dwójka nie umiałaby sobie poradzić. Naturalnie jednak — jeśli szybko by się nie znaleźli, wiedziała, że musiała brać taką ewentualność pod uwagę. Póki co liczyła, że to niekompetencja Argusa doprowadziła do zniszczenia jej piątkowego wieczora.
— Znajdą się, zobaczysz — usłyszała i spojrzała przez ramię na Albusa, który uśmiechał się do niej uspokajająco z eleganckiej ramy swojego obrazu. — Sama przecież mówiłaś. Ludzie nie znikają ot tak. Zwłaszcza tutaj.
Wyglądało jednak na to, że Severus Snape i Hermiona Granger postanowili zrobić dokładnie to — zniknęli z Hogwartu ot tak, bez żadnych wieści. Rozpływając się w powietrzu.
CZYTASZ
Framed
FanfictionJedno, niewinne życzenie wypowiedziane w złym momencie, może mieć katastrofalne skutki. Choć nie zawsze dla tego, kto życzenie owe składał. Albus Dumbledore przekonuje się o tym na własnej skórze, kiedy za jego sprawą z Hogwartu znika dwójka nauczyc...