1. Zielone Piekło

1.1K 21 1
                                    

Autor: Gobuss i Ariel Lindt
Tytuł: Mistrz i Chłopiec
Paring: Aiden/Mistrz
Ostrzeżenie: Ta seria zawiera głównie pwp (tylko dwie pierwsze części są nieco delikatniejsze), dużo perwersji, bdsm, fetyszy, sprośnych rozmów i relacji dom x sub pomiędzy nauczycielem a jego uczniem, więc jeśli nie lubisz takie rzeczy, nie czytaj.

Ariel i Gobuss




Zielone oczy... te przeklęte zielone oczy, znowu na niego patrzyły. Och, z jaką rozkoszą wydłubałby mu je, żeby już więcej nie mógł na niego spoglądać i aby nie czuł przy tym takiego... wzburzenia.

Zielone oczy... przypominały piekło. Wypełnione szmaragdowymi płomieniami, odbijającymi się od dna butelki z zielonego szkła, którą wczoraj roztrzaskał na podłodze. Pamiętał, jak wpatrywał się w odłamki szkła i w tańczące w nich płomienie i zastanawiał się, czy gdyby chłopak leżał teraz u jego stóp, tak samo rozbity i potrzaskany, jak to szkło... czy jego popękane oczy płonęłyby w taki sam sposób? Czy odbijające się w nich języki ognia byłyby równie poszarpane i niespokojne? Czy kąsałyby jego wnętrze z taką samą nieugiętą zaciętością? Czy wbijałyby się w niego z taką samą siłą jak te ostre odłamki, które utkwiły mu w dłoni, kiedy sięgnął ku tej zieleni, pragnąc ją zmiażdżyć i zamknął szło w palcach, czując, jak przebija mu skórę, spływając po niej gęstym syropem słodkiego bólu?

Merlinie, gdyby tak mógł zacisnąć dłonie wokół tej chudej szyi, ściskając ją coraz mocniej i wpatrując się w to zielone piekło, jak buzuje i skwierczy, próbując nabrać życiodajnego tlenu, ale on zaciśnie palce jeszcze mocniej, aż w końcu ta przeklęta zieleń zgaśnie. Wtedy nareszcie odzyskałby swoje życie. Swoją wolność. I już nigdy więcej te przeklęte oczy nie spojrzą na niego z tą pełną obrzydzenia pogardą, z tą duszącą, kipiącą pod skóra nienawiścią, kiedy siedzi w kącie szkolnej kuchni i szoruje przypalone garnki, które musi wyszorować jako karę za to, jakim jest bezczelnym, aroganckim, zadufanym w sobie, infantylnym...

Dosyć. Żadne określenie nie jest wystarczająco uwłaczające. Żadne z nich nawet w połowie nie potrafi opisać tego, kim dla niego jest ten gówniarz. Żałosny "paniczyk", który nie potrafi nic, poza wzbudzaniem zamieszania wokół swojej osoby. Nie potrafi nawet wykonać tak prostego zadania, jakim jest wyszorowanie garnka. Ściska go pomiędzy swoimi chudymi kolanami, jakby to mogło pomóc w tym, żeby się nie zsuwał. Ale to na nic. Mężczyzna z rozbawieniem obserwuje jego rozdrażnienie, kiedy chłopak po raz kolejny musi rozchylić nogi, by jeszcze głębiej wcisnąć garnek pomiędzy swoje kolana i wygodniej go pomiędzy nimi umościć. Najchętniej złapałby go za te jego gęste czarne włosy, wepchnął mu głowę do tego garnka i kazał wszystko zlizywać. Och, jak doskonale potrafi sobie wyobrazić jego opór, jego chude dłonie zaciskające się na brzegach garnka, kiedy chłopak będzie się szarpał, próbując się uwolnić, jego szczupłe ciało zesztywnieje, wszystkie mięśnie napną się, jak u gotowego do ucieczki, żałośnie słabego i bezbronnego zwierzątka, nogi zaczną wierzgać... ale on będzie wciskał jego głowę dalej i dalej, mocniej i jeszcze mocniej, aż chłopak zliże wszystko, aż do ostatniej kropli...

Cholera, zrobiło się nieznośnie wręcz gorąco...

Mężczyzna poluzowuje kilka guzików swojej koszuli i wygodniej rozpiera się na krześle.

Chłopak ociera pot z czoła i łapie jego spojrzenie.

Znowu to uderzenie. Niczym chlaśnięcie batem, który przecina ciało mężczyzny, napełniając je lawą.

Zdecydowanie powinien złożyć do dyrektora wniosek o przywrócenie w szkole kary chłosty. Na niektórych nic innego nie jest w stanie podziałać. I on już zadbałby o to, aby być pierwszym, który tę karę wypróbowałby na tym gówniarzu. Osobiście.

Tak doskonale potrafił sobie to wyobrazić. Zielone oczy i rozpętujące się w nich piekło, kiedy rozkazałby mu:

"Zsuń marynarkę i zdejmij koszulę".

Zaciskające się buntowniczo wargi, żeby mężczyzna nie mógł ujrzeć, jak bardzo drżą. Ale i tak by to dostrzegł. I z jeszcze większą satysfakcją przywołałby na twarz najpaskudniejszy uśmiech i powiedział:

"Czyżbyś stracił słuch? Czy może mam ci pomóc?"

Z fascynacją obserwowałby, jak chłopak kręci głową, a potem powoli zdejmuje szkolną marynarkę i drżącymi palcami rozpina koszulę, ukazując opaloną, gładką skórę.

Jest młody. Wiedział o tym, ale dopiero teraz byłoby to tak bardzo widoczne. Szczupła, pozbawiona zarostu klatka piersiowa, gładkie ramiona z nieznacznie zarysowanymi mięsniami. Pękające zielone zwierciadła, poprzecinane wypełnionymi zażenowaniem i wstydem szczelinami.

Ale on nie zwróciłby na to uwagi. Wyciągnąłby tylko dłoń i zdjął ze ściany chłodny w dotyku, skórzany bat, obserwując, jak te zwierciadła stają się jeszcze większe, jeszcze szersze, jak z pęknięć sączy się strach, zwątpienie, dzikie pragnienie ucieczki.

"Odwróć się", rzekłby wyniośle, przesuwając pomiędzy swoimi pajęczymi palcami długi skórzany rzemień i obserwując, jak oczy chłopaka podążają za ruchem jego dłoni, a język mimowolnie nawilża wyschnięte wargi. "Na co czekasz?!" podniósłby głos, ale tylko odrobinę, jedynie po to, by ujrzeć, jak nagie ramiona wzdrygają się, a zieloną taflę szkła przecina kolejne pęknięcie.

Zaciskając mocno wargi, by za wszelką cenę powstrzymać ich drżenie, chłopak odwróciłby się powoli i położył dłonie na kamiennej ścianie przed sobą, wystawiając swe nagie, opalone plecy wprost na bezlitosną łaskę swego Mistrza.

O tak, będzie bezlitosny. Bezwzględny i nieugięty. Sprawi mu piekło. Takie samo piekło, w jakim sam musi przebywać. Dzień po dniu. Za każdym razem, kiedy patrzy w te zielone, diabelne zwierciadła, widząc w nich swoje odbicie, zniekształcone nienawiścią, odrazą i obrzydzeniem.

Z dziką przyjemnością uniósłby bat do swych ust, zwilżając go językiem, by zadawał jeszcze większy ból i powoli, niespiesznie, chłonąc zmysłami każdą chwilę, podniósłby go do góry i jednym błyskawicznym ruchem... uderzył.

Wrzask bólu, który wydobyłby się z ust chłopaka rozdarłby powietrze równie nagle i ostro jak skórzany rzemień rozdałby jego gładką skórę. A on z fascynacją przyglądałby się, jak skóra chłopca otwiera się pod wpływem uderzeń, a wykwitające na niej krwawe smugi podsycałyby płonący w nim ogień. Coraz mocniej i mocniej, z każdym smagnięciem to gorące piekło w nim karmiłoby się jego wrzaskami i łkaniem, spychając tego aroganckiego dzieciaka coraz głębiej i głębiej w to samo piekło, w którym sam musi przebywać, za każdym razem, za każdym cholernym razem, gdy na niego patrzy...

A kiedy w końcu skończyłby, w tym momencie nastąpiłoby najlepsze... Chłopak odwróciłby się do niego i spojrzał na niego tymi roztrzaskanymi szklanymi taflami, wypełnionymi ostrymi, tnącymi odłamkami bólu oraz buzującą i skwierczącą nienawiścią, która uderzyłaby w niego niczym burza piaskowa, nie wywołując jednak nawet jednej zmarszczki na jego twarzy. Pomimo wstrząsającej eksplozji głęboko w jego wnętrzu. Pomimo szalejącego w nim piekła.

Och, z jaką rozkoszą zrobiłby to wszystko... Z jaką rozkoszą pokazałby mu jego miejsce. Wijący się u jego stóp i liżący mu stopy, niczym zielone języki ognia liżące jego lędźwie. Z jaką rozkoszą wepchnąłby go w to piekło i patrzył, jak szarpie się i próbuje uwolnić... aż spłonąłby w nim doszczętnie i pozostałyby z niego jedynie popioły.

A później ulepiłby go z tych popiołów na nowo.

Tylko dla siebie.

Tylko dla swego Mistrza.

Mistrz i ChłopiecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz