Niektórzy twierdzą, że płacz jest siłą, która doda nam skrzydeł do następnych działań. Inni jednak myślą, że płacz jest strachem. Ja należę do tej drugiej grupy. Płakaniem zamykam się w sobie, tworząc otoczkę jeszcze większego strachu przed światem niż poprzednio. Ezlyn zawsze pomagała mi z tym okrutnym momentem. Ona zdecydowanie należała do tej pierwszej grupy. To ona dodawała mi skrzydeł, nie płacz. Lecz śmierć obcięła je i wyrzuciła jak najgorszy śmieć.12 lat wcześniej:
Siedziałam na łóżku Ezlyn, nie mogąc się uspokoić. Dostałam pierwszą jedynkę w swoim życiu. Przez całą zabawę z dziewczyną zapomniałam o przeczytaniu książki, którą pani zadała na dzisiaj.
-Mama będzie zła. -wykrztusiłam, szlochając w swoje ręce. Ezlyn usiadła obok mnie i przytuliła. Wtuliłam się w jej różowy sweter dalej płacząc. Dziewczyna nic nie mówiła tylko głaskała mnie po plecach podnosząc tym samym lekko na duchu. Była przy mnie.
-Nie będzie Meeri. Zrozumie. Jeśli nie to ja przyjdę i powiem, że to przeze mnie. -stwierdziła przerywając milczenie. Oderwałam się od jej swetra i spojrzałam załzawionymi oczami na nią.
-To nie prawda. Nie zrzucaj winy na siebie. To ja nie przeczytałam tej książki.
-Ale to ze mną się bawiłaś i nie miałaś czasu nawet jej zacząć. -powiedziała dalej mając swoje ręce na mojej bluzce. Wybuchnęłam jeszcze większym płaczem. Dziewczyna ponownie położyła moją głowę na jej ramieniu. -Meeri, mama zrozumie. Uwierz mi. Nie patrz na tę ocenę. Jesteś najlepsza w klasie a ta jedynka niczego nie zmieni. Jeśli chcesz możemy dzisiaj razem przeczytać tę książkę.
-Naprawdę? Pomożesz mi?
-Jestem ci to winna gwiazdko. -stwierdziła. Odsunęłam się lekko od niej wycierając nos o swoją bluzkę. Ezlyn widząc to podała mi chusteczkę.
-Przepraszam, że zabrudziłam ci twój ulubiony sweter. -szepnęłam. -Nie powinnam była tyle płakać.
-Nieprawda. Powinnaś płakać, jeśli chcesz. Nie ukrywaj swoich emocji. Jeśli chcesz płakać, płacz. Jeśli się śmiać, śmiej się, a jeśli krzyczeć, to krzycz Meeri. A sweter się wypierze. -Spuściłam wzrok patrząc na swoje ręce, które wyginałam w przeróżne strony. Chwilę później Ezlyn splotła swoje palce z moimi. -Jestem tu z tobą. Chcę ci pomóc, tak jak ty pomagasz mi. Więc nie przepraszaj za nic, okej?
Wstała i podeszła do swojej półki z książkami. Miała ich mnóstwo. Kochała czytać. Wyciągnęła jedną z nich i usiadła z powrotem na łóżku. Wyciągnęła rękę w moją stronę. Położyłam się obok niej, wtulając głowę w jej ciało. Ezlyn położyła rękę na moich plecach i kreśliła kółka. Po chwili zaczęła czytać na głos. Uśmiechnęłam się. Ezlyn była najcudowniejszą przyjaciółką, jaką mogłam sobie wymarzyć.
Powoli ubrałam się w wygodne ubrania i wyszłam z domu. Po wczorajszym deszczu trawa nadal była mokra, przez co miałam mokre nogawki spodni. Stanęłam w tym samym miejscu co wczoraj i rozejrzałam się. Ezlyn nie było. Parsknęłam śmiechem. Oczywiście. Już mam zwidy. Czy tak wygląda powolna podróż do śmierci?
-Ezlyn? -powiedziałam w przestrzeń upewniając się.
-Tutaj. -powiedziała zza drzewa. Podeszłam powoli do niej. Zmarszczyłam brwi.
To jednak nie był sen. -pomyślałam.
Usiadłam obok niej. Ezlyn spojrzała na mnie z dezorientacją.
-Będziesz miała mokre spodnie.
-Nie obchodzi mnie to. -powiedziałam nawet na nią nie patrząc. Dziewczyna westchnęła.
-Przepraszam. -powiedziała po chwili ciszy.
-Za co?
-Za to, że ci nie powiedziałam o chorobie. -szepnęła. -bałam się, wiesz? Wszyscy patrzyli na mnie z litością. To było bardzo męczące. Chyba nie chciałam w moje ostatnie dni patrzeć na twoją twarz pełną litości. Dlatego ci nie powiedziałam. Chciałam przeżyć te ostatnie dni tak samo, jak przed chorobą.
-Rozumiem.
-Nie, nie rozumiesz Meeri. -odwróciła twarz w moją stronę. Patrzyła na mnie z napięciem. -To ja ci to zrobiłam. Gdybyś wiedziała wcześniej… może jakoś by się ułożyło.
-Co miałoby się ułożyć? Ciebie nie ma Ezlyn! I nawet jakbym wcześniej wiedziała, nie zmieniłoby to moich uczuć. Nie przestałabym cię znać. -Znowu. Znowu te łzy próbujące wypłynąć z moich oczu. Nie teraz. Odwróciłam twarz i zaczęłam mrugać by krople łez zniknęły. -Dlaczego to mnie wybrałaś? Dlaczego to ja mam ci pomóc w rozwiązaniu sprawy? Dlaczego nie rodzice? Mama? Tata? Dziadkowie? Koledzy z klasy? Dlaczego ja?
-Bo jesteś jedyną osobą Meeri, która mnie zna w całości. Wiesz wszystko. I wiem, że to ty mi pomożesz. Nie mama. Nie tato. Nie cały pierdolony świat. Ty Meeri. -westchnęłam chowając twarz w dłonie. Byłam zmęczona. Od trzech lat czułam się jakbym była obok swojego ciała, a nie w nim samym. Marzyłam tylko o ponownej rozmowie z Ezlyn, ale gdy ona jest przy mnie czuje się przytłoczona.
-Nie wiem co mam zrobić. Nawet nie wiem, od czego zacząć. -powiedziałam. Dłonie zagłuszały moje słowa, lecz Ezlyn dokładnie je usłyszała.
-Ja też nie wiem gwiazdko. -westchnęła. -Przepraszam.
-Chcę ci pomóc, tak jak ty pomagasz mi. Więc nie przepraszaj za nic, okej? -zacytowałam. Ezlyn spojrzała na mnie z uśmiechem.
-Mówiłam, że jesteś idealną osobą? Nawet pamiętasz moje słowa, które wypowiedziałam z dwanaście lat temu. Jesteś niesamowita.
Zamilkłyśmy. Patrzyłam w jej oczy i dopiero teraz zrozumiałam jak bardzo za nimi tęskniłam. Jak bardzo za nią całą tęskniłam. Podniosłam rękę, by dotknąć jej policzka, lecz dłoń przeszła przez Ezlyn jak przez mgłę.
-No tak. -szepnęłam cofając dłoń. Odsunęłam się lekko od niej, patrząc na rozprzestrzeniający się przed nami widok. -Może pandy?
-Pandy? -spytała Ezlyn marszcząc brwi.
-Lubisz pandy. Lubiłaś przynajmniej. Zawsze mówiłaś, że chciałabyś je zobaczyć na żywo. Warto spróbować chyba, prawda?
-Prawda. -uśmiechnęła się. Znowu cisza. Kiedyś lubiłam tę ciszę. Nie była wymuszona w porównaniu do dzisiejszej.
-Jak to jest być…
-Duchem? -dokończyła za mnie Ezlyn. -Śmiesznie. Nierealnie. Duchy to zawsze były tylko małe istotki w białych prześcieradłach. Były wymyślone. Nigdy w nie nie wierzyłam. Ale gdy zostałam sama taką…istotą. No cóż…mam ochotę wykrzyczeć wszystkim niewierzącym “Hej! Ja istnieję!”.
-Pomyśleliby jaką jesteś wariatką. -szepnęłam. Ezlyn spojrzała na mnie ponownie.
-Nikt tobie nie dorówna. -stwierdziła. Parsknęłam śmiechem. Ezlyn, nie mogąc się powstrzymać, zrobiła to samo.
-To dziwne być duchem. Nikt cię nie widzi, ale ty natomiast widzisz wszystkich. Z jednej strony jest to świetne. Z drugiej… -zamilkła. Mój uśmiech zmalał. -Czujesz się samotna. Wariujesz. Człowiek potrzebuje jednak drugiego człowieka by funkcjonować. Takie jest życie.
Racja.
Ja potrzebuję Ezlyn.
Bo inaczej nie istnieję.
CZYTASZ
Love you until...
Fantasy"Kocham cię, dopóki słońce nie zginie a gwiazdy nie zbledną." Ale co jeśli słońce zginie? Co się stanie z gwiazdami? ~~~ Nowela z cyklu "Baśnie Mrocznego Świata"