IV

4 1 0
                                    


Usiadłam przed biurkiem. Moje oczy same zaczęły się przymykać, a ramiona stawały się coraz bardziej bezwładne. Powinnam pójść spać, ale wiedziałam, że nie mogę. Nie mogę wystawić Ezlyn. Więc zaczęłam szukać najbliższego zoo z pandami.

-Sześćdziesiąt kilometrów. -szepnęłam do siebie. Westchnęłam i nie myśląc dłużej kupiłam bilet. Wstałam i chwiejnym krokiem podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej podręczny plecak i zaczęłam pakować najpotrzebniejsze rzeczy.

Wyszłam z pokoju i zaczęłam wiązać trampki. Mój organizm coraz bardziej domagał się snu. Próbowałam to powstrzymać, lecz było ciężko. Spojrzałam na siebie w lustrze, które stało naprzeciwko mnie. Byłam wychudzona. Zawsze miałam problemy z jedzeniem, ale w ostatnich latach szczególnie o nim zapomniałam. Teraz miałam ważniejsze sprawy na głowie. Szybko wyszłam z domu i skierowałam się w stronę polany.

Pogoda nie była ciekawa. Wielkie burzowe chmury błąkały się po niebie, tworząc wielką i ciemną osłonę. Powietrze było natomiast chłodne. Wdychałam je, orzeźwiając cały organizm. Usłyszałam za sobą grzmot. Nie odwracając się zaczęłam szybciej iść.

-Ezlyn? -spytałam w przestrzeń.

-Tutaj jestem. -podbiegła do mnie dziewczyna. W jej oczach zauważyłam nienaturalne iskierki. Na jej twarzy błąkał się uśmiech, ale nie należał on do szczerych.

-Czy jako duch nie umiesz pokazywać emocji? -zapytałam idąc w stronę przystanku autobusowego. Dziewczyna kroczyła za mną jak cień.

-Niestety nie. Przepraszam cię za to. Myślałam, że nie zauważysz.

-Nic nie szkodzi. Rozumiem. -Tak naprawdę nie rozumiałam. Szłyśmy przez dłuższy czas w ciszy. Powietrze stało się bardziej mroźne a pogoda coraz bardziej się pogarszała.

-Nie mogę pokazywać emocji, ale nadal czuję. Jakoś. W środku za wielką mgłą zostały mi jakieś pozostałości po człowieku. Cieszę się z tego wyjścia. Naprawdę. -stwierdziła Ezlyn. Przystanęłam i spojrzałam na nią.

-Wiem, widzę to w twoich oczach. To jedna z twoich pozostałości po człowieku.

Zamilkłyśmy. Nie była to cisza spokojna. W zakamarkach swojego mózgu próbowałam znaleźć odpowiedni temat, który mogłabym poruszyć, lecz nic nie wpadało mi do głowy. Na szczęście uratował nas nadjeżdżający autobus. Pospiesznie wsiadłam, ukradkiem patrząc czy Ezlyn jest za mną. Zapłaciłam odpowiednią sumę i usiadłam na jednym z foteli. Pojazd był praktycznie pusty. Na samym początku siedział starszy facet, który czytał tygodniową gazetę a obok niego młodsza dziewczynka, która oglądała zainteresowana widoki za oknem.

Nawet nie wiem, kiedy moje powieki się zamknęły.

Nie wiem ile spałam. Czułam jedynie swoją głowę odbijająca się od szyby autobusu.

-Meeri, gwiazdko, Meeri no obudź się wreszcie. -słyszałam przytłumiony głos obok mojego ucha. Uchyliłam powoli powieki. Przed sobą miałam twarz Ezlyn.

-Moja głowa… -Przyłożyłam sobie rękę do czoła i zmarszczyłam brwi w bólu.

-Zaraz jest nasz przystanek. -stwierdziła Ezlyn. -Dlaczego się tak wysilasz?

-Co? -spytałam. Mężczyzna siedzący na początku autobusu spojrzał na mnie ukradkiem. Uśmiechnęłam się nerwowo i przyłożyłam swój telefon do ucha. -O co ci chodzi?

-Jesteś zmęczona, przespałaś praktycznie całą drogę.

-Po prostu musiałam się zregenerować. Już jest dobrze. -odpowiedziałam i zaczęłam kierować się w stronę wyjścia. Ezlyn szła za mną krok w krok. Stanęłyśmy przed wejściem. Włączyłam telefon i zaczęłam szukać biletu, który kupiłam dzisiaj rano.

Love you until...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz