Rozdział 7

47 2 0
                                    

Nutka nadziei

Emily

W końcu jadę do domu. Lekarze postanowili mnie przetrzymać dwa tygodnie pod kontrolą.

Max uparł się, że mnie odwiezie do domu. Mieszkałam z mamą i o dwa lata starszą siostrą, Lucy. Tata nas niestety porzucił, gdy miałam dziesięć lat. Zawsze to Lucy była ważniejsza i lepsza ode mnie. Nawet i teraz. Matka nie przejmowała się mną. Twierdzi, że to przeze mnie odszedł ojciec.

Matka zaś kręci z jakimś Taysonem. Nie wiem kto to, kim jest i czego chce. Lucy mówiła mi, że podczas mojego pobytu w szpitalu, ten gościu się wprowadził. Miałam dosłownie wyjebane i nie zamierzałam się przy nim zachowywać, tak jak wyobrażała sobie to moja matka.

-Cześć. - Przywitałam się z Maxem, gdy wszedł do mojej sali. Stanął tuż przede mną. Wstałam i ucałowałam go w policzek, na co się zaczerwienił.

-Idziemy? - Zapytał.

-Jasne, pomożesz mi z bagażami?

-Nie śmiałbym odmówić. - Puścił do mnie oczko.

Przerzucił przez szyje moją torbę, a następnie podszedł do mnie i wziął mnie na ręce. Jednak teraz wziął mnie inaczej. Kazał obwiązać nogi na jego biodrach, a sam podłożył prawą rękę pod moje pośladki.

-Przecież umiem chodzić. - Powiedziałam z lekkim piskiem w głosie.

-Wiem, ale lubię cię nosić.

Wziął w lewą dłoń, walizkę i wyszedł z sali. Znowu podeszliśmy pod windę i chwilę poczekaliśmy aż podjedzie. Gdy już drzwi się otworzyły, Max zrobił krok i już w niej był. Wcisnął przycisk na piętro zero, a winda ruszyła. Byliśmy na szóstym piętrze, więc winda trochę jechała. Zwłaszcza że jechała chyba z trzy na godzinę.

Spojrzałam na chłopaka. Nagle on zrobił to samo. Mijały sekundy, a my nie spuszczaliśmy ze siebie wzroku. Nagle coś mnie podkusiło. Kontem oka spojrzałam na jego duże usta. Poczułam, jak coś dotyka moich ust. Max zaczął mnie całować. Oddałam pocałunek niepewnie, ale potem przyśpieszyliśmy. Tą piękną chwilę przerwało nam otwieranie się drzwi. Szybko wyszliśmy z tej przeklętej windy i udaliśmy się do samochodu. Był to ten sam Rimac Nevera'k, który trzy dni temu. Po naszym wypadzie do restauracji, dużo rzeczy przegadaliśmy z chłopakiem. Między innymi, że czuje coś do niego, ale nie wiem czy jest to prawdziwa miłość, czy może zauroczenie. Że może damy sobie szansę, ale nie teraz. Przede wszystkim, że damy sobie czas.

-Gdzie mieszkasz? - Zapytał chłopak.

-Na Hiszpańskiego dwadzieścia osiem. - Odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

-Jak się czujesz?

-Coraz lepiej. - Powiedziałam.

...

Gdy dojechaliśmy do domu, Max pomógł mi z bagażami.

-Chcesz zostać na chwilę? - Zapytałam, mając nadzieję, że się zgodzi.

-Jasne. - Odpowiedział, a ja przygryzłam dolną wargę, żeby się nie uśmiechnąć.

Udaliśmy się w kierunku drzwi wejściowych. Mieliśmy kasy jak lodu, więc nigdy niczego sobie nie odmawialiśmy. Nasz dom miał dwa piętra. Na parterze znajdowała się kuchnia, salon, łazienka oraz pokój gościnny (w każdym z pokoi, znajduje się prywatna łazienka oraz garderoba). Na pierwszym piętrze, znajdowała się siłownia - na którą często chodziłam - mój pokój, pokój siostry oraz kilka gościnnych. Natomiast na drugim, znajdowała się sypialnia i jeden pokój dla gości. Podwórko też było niczego sobie. Mieliśmy ogromny basen, z otwieranym dachem. Przez moją pasje, rodzice wybudowali mini boisko do gry.

-Gotowa? - Zapytał nagle chłopak.

-Myślę, że tak. - Odpowiedziałam i westchnęłam.

Wyciągnęłam kluczyk i włożyłam w zamek, przekręciłam i nacisnęłam klamkę. Po wejściu zamknęliśmy drzwi i jak zawsze przywitał mnie nasz pies, Zuzu, była to suczka Golden Retriver. Podeszła do Maxa i niepewnie zrobiła to samo. Nagle usłyszałam, jak ktoś schodzi po schodach. Była to Lucy. Moja jedyna osoba, która mnie wspierała, po tym, gdy matka zaczęła mnie oskarżać.

Siostra podeszła do mnie i przytuliła się.

-Jak dawno cię nie widziałam. - Powiedziała. Można było wyczuć, że jest podekscytowana.

No i zobaczyłam ją. Moja matka. Oczywiście, że ją zignorowałam.

-Dzień dorby. - Powiedział Max i zaczął ściągać buty.

-A ty, nie przywitasz się z matką? - Zapytała wścibskim głosem.

-Nie. - Odpowiedziałam bez zastanowienia. Ściągałam buty i powiedziałam Maxowi, żeby szedł za mną. Ruszyliśmy, a ja zignorowałam ją.

Odłożyłam rzeczy i rzuciłam się na łózko gubiąc kule. Max usiadł obok i połozył dłoń na moich plecach.

-Przepraszam. - Odezwałam się do chłopaka. -Za co? -Że musiałeś tego słuchać. Nienawidzę mojej matki, za to co zrobiła. Zresztą, ojca też nie.

-Dlaczego? - Zapytał.

-Bo gdy ojciec ją zdradził, zaczęła mnie obwiniać, że to wszystko moja wina. Zawsze nas porównywała. Zawsze Lucy była we wszystkim dużo lepsza. Ja też tak uważam. Ja byłam tą grubszą, młodszą i niższą. Za to ona, chudszą, starszą i wyższą.

-Nie przejmuj się. Trzeba coś stracić, by coś docenić, żeby odzyskać, trzeba się zmienić. - Powiedział, na co ja lekko się zaśmiałam. Spojrzałam prosto w jego oczy. Były piękne. Już to chyba mówiłam. - Kto by pomyślał, że moim ulubionym momentem będzie ten, w którym na mnie patrzysz. - Znowu się zaśmiałam.

-Lubisz mówić cytatami, co?

-Tak, zwłaszcza gdy chce, żeby ktoś się uśmiechał.

-Lubię cię Max. Nawet coś więcej niż lubię.

-Naprawdę? - Zapytał zszokowany. Skinęłam głową i się uśmiechnęłam. - Uśmiech kosztuje mniej od prądu, a daje więcej światła.

Max po około godzince musiał się zbierać. Zeszliśmy na dół. No dobra, ja zjechałam na poduszce po schodach. Chłopak założył swoje czarne Conversy i obrócił się do mnie. Podeszłam do niego i pocałowałam go w policzek.

-Mogę coś dla ciebie zrobić?

-Bądź.

-Tylko tyle?

-Aż tyle.     

Bound By BasketballOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz