Rozdział 11

28 1 1
                                    

Urodziny

Emily

-Wszystkiego najlepszego! - Obudził mnie głos siostry. - Pomyśl życzenie i zdmuchnij świeczki! - Powiedziała brunetka.

Przetarłam twarz dłonią i spojrzałam na tort. Cała podstawa była beżowa. Po dwóch przeciwległych stronach, znajdowały się kosze. W rogu było kilka pomarańczowo-czarnych piłek.

Spojrzałam na świeczki. Było ich równo osiemnaście. Podniosłam się do pozycji siedzącej, zamknęłam oczy i pomyślałam życzenie, a następnie zdmuchnęłam wszystkie na jednym wydechu.

-Dziękuję. - Powiedziałam.

-Nie ma sprawy. Proszę to dla ciebie. - Podała mi prezent. - Otwórz, chce zobaczyć twoja reakcję.

Rozszerzyłam torbę i ujrzałam tam materiał. Wyciągnęłam piękną, białą sukienkę. Zaglądnęłam i zobaczyłam małe pudełeczko. Sięgnęłam po nie, a w środku znajdował się pierścionek.

-Dziękuje! - Krzyknęłam.

-Zobacz dokładnie. Tam jest zdjęcie. - Zmrużyłam oko i przyłożyłam do pierścionka. Zobaczyłam, że byłam tam razem z Lucy.

-Wow, tego się nie spodziewałam. - Powiedziałam dokładnie z prawdą.

Wsunęłam rzecz na palec i zobaczyłam, jak pięknie lśni.

Siostra postawiła tort na biurku, a ja ją mocno przytuliłam.

-To ogarnij się i zejdź na śniadanie. - Skinęłam głową i schowałam sukienkę do torebki. Wzięłam czarne spodnie od dresu oraz bluzkę Maxa.

Gdy chciałam wychodzić, poczułam, że mój telefon wibruje.

@maxrizzz: Mogę przyjść po dwudziestej?

@emilylolz: Jasne, goście będą przed osiemnastą, więc raczej jak wpadniesz, to nie będzie nikogo.

Odpisałam i zeszłam na dół do kuchni. Zauważyłam, że mama coś gotuje, a ojczym siedzi przed telewizorem.

-Co na śniadanie? - Zapytałam.

-Naleśniki. - Powiedziała gorzko matka.

Cudownie.

Wzięłam krem czekoladowy i posmarowałam nim jeden placek.

-Zostaw to, zjedz suchego. - Powiedziała kobieta.

-Bo? - Zapytałam.

-Będziesz gruba. Już jesteś. - Powiedziała, a do moich oczu napłynęły łzy.

-Wiesz co? - Zapytałam. - Wal się. - Rzuciłam nożem o blat i wyszłam z kuchni. Usłyszałam, że kobieta podąża za mną.

-Emily Young! W tej chwili mnie przeproś. - W odpowiedzi pokazałam jej środkowy palec.

Jako tako wbiegłam do pokoju i zamknęłam go na klucz. Jak ona śmiała. Nie dość, że nie złożyła mi życzeń, to jeszcze śmiała mnie obrażać.

Dni robiły się coraz bardziej chłodniejsze więc wzięłam katanę, która zarzuciłam na ramiona. Wyszłam z pokoju, zamykając go na klucz i zeszłam do przedpokoju. Ubrałam buty, a gdy chciałam wychodzić, usłyszałam dobrze mi znany głos kobiety.

-Dokąd się wybierasz? - Zapytała drwiącym głosem.

-Gówno cię to obchodzi.

-Jesteś moją córką, więc wszystko co związane z tobą, będzie mnie obchodzić.

-Nie waż mnie nazywać się twoja córką. - Powiedziałam zaciskając dłonie w pięści. - Skoro wszystko co związane ze mną cię interesuje, to czemu nie zainteresował cię dzisiejszy dzień? - Krzyknęłam i trzasnęłam drzwiami.

...

Szykowałam się już na rodzinną kolację. Postawiłam na sukienkę od siostry oraz lekki makijaż. Włosy zakręciłam lokówką, a na szyi zapięłam łańcuszek z krzyżykiem.

Wyszłam z pokoju i powoli zaczęłam schodzić po schodach. Usłyszałam dzwonek do drzwi, więc udałam się tam. Otworzyłam je a moim oczom ukazali się ciocia Ruby, wujek Leo, kuzyn Niko oraz kuzynka Natalie. Oczywiście, potem przyszło więcej, ale nie chciało mi się wymieniać.

-Dzień doby. - Powiedziałam i wpuściłam gości do środka.

-Emily! - Krzyknął Niko i mnie przytulił. Ten ośmiolatek był taki słodki.

-Hej Nikoś. - Cmoknęłam go w głowę.

Przywitałam się z całą resztą i całą gromadką ruszyliśmy do stołu. Aktualnie panował chaos. Każdy z każdym się witał.

Po chwili, już wszyscy usiedliśmy do stołu. Po mojej lewej znajdowała się Lucy, natomiast po prawej Niko.

-Jak tam Emily ci się z Gabrielem układa? - Zapytała ciocia.

-Zdradził ją, bo jest gruba. Jak by kiedyś schudła, to by przynajmniej, ktoś ją chciał. - Wtrąciła matka.

-Nie żeby coś Anabel, ale Emily jest chudziutka, poza tym pytanie nie było do ciebie skierowane. - Warknęła na moją matkę ciotka.

-No, spowodował to, że teraz nie mogę normalnie funkcjonować a potem mnie zdradził z jakąś lafiryndą. Potem oczywiście się tłumaczył. - Powiedziałam. - Ale teraz przyjaźnię się z takim Maxem.

-Max Taylor? - Zapytał wujek.

-Tak, znasz go? - Zapytałam zdziwiona.

-Tak, jest to syn jednego z moich współpracowników. Max jest bardzo miły i kulturalny, ideał na męża. - Zaśmiał się mężczyzna.

Około dziewiętnastej pięćdziesiąt, wszyscy zaczęli się zbierać. Dostałam dużo prezentów, których nie chciałam na razie otwierać. Gdy chciałam wchodzić do pokoju, usłyszałam dzwonek do drzwi. Jak najszybciej udałam się do nich, jednak przemieszczanie się o kulach, tego nie pomagało.

Otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazał się on. Max Taylor. Pocałowałam go w policzek i poczekałam aż zdejmie buty, żeby iść do mojego pokoju.

-Jak tam kolacja? - Zapytał chłopak.

-Całkiem dobrze. Matka znowu wymyślała, że jestem gruba i inne pierdoły.

Nagle zobaczyłam, że Max wyciąga w moim kierunku pudełko prezentowe. Otworzyłam go a moim oczom ukazała się piękna różowa torebka w kształcie piłki do koszykówki.

Gdy zaczęłam szperać dalej, dokopałam się do małych pudełeczek. Otworzyłam jedno z nich, znajdował się tam piękny wisiorek, który od razu z pomocą chłopaka założyłam. W drugim pudełeczku, znajdowały się kolczyki, które założyłam.

Ostatnią rzeczą, były perfumy. Były boskie. Max postawił na zapach cynamonu, który ewidentnie do mnie pasował. Psiknęłam sobie na nadgarstek i je powąchałam. Cynamon. Myślałam, że wącham taki normalny cynamon.

Boskie.

Ostatnią rzeczą była kartka urodzinowa z cytatem. Kto by się spodziewał czegoś innego?

Dziś są Twoje urodziny,

nie mniej więc poczucia winy.

Baw się, harcuj, pij do woli,

i używaj swej swawoli.

Wszystko o czym dzisiaj marzysz, niech się,

w końcu Ci przyda.

Popatrzyłam na chłopaka. Przytuliłam go tak mocno, że prawie go udusiłam. Łzy szczęścia stanęły mi w oczach 

Bound By BasketballOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz