Rozdział 10

42 4 1
                                    

Prezent urodzinowy

Max

Jest dwudziesty piąty sierpnia, a Emily za ponad tydzień ma urodziny.

Ubrałem szerokie, luźne spodenki oraz bluzkę. Oba ubrania były koloru białego.

Zszedłem na dół do przedpokoju i ubrałem tam moje czerwono-białe Jordany. Włożyłem - w tym samym kolorze - bejsbolówekę i sięgnąłem po deskorolkę. Wyszedłem z domu, rzuciłem przedmiot i na niego wskoczyłem. Włożyłem do uszu białe Airpods'y i połączyłem je z iPhone'm.

Nim się obejrzałem, byłem już w galerii. Odłożyłem do specjalnej szatni deskorolkę – nie tylko na nie – i dałem ochroniarzowi kilka banknotów. Udałem się do sklepu Chanel i zacząłem przeglądać perfumy. Wybrałem o zapachu cynamonowego. Włożyłem rzeczy do torebki, która dokupiłem, a następnie ruszyłem w stronę Swarovski'eo. Zacząłem przeglądać najróżniejszą biżuterię.

-Mogę w czymś pomóc? - Zapytała się rudowłosa kobieta, gdy podeszła do mnie.

-Szukam wyjątkowego naszyjnika, dziewczyna kocha grać w kosza. - Powiedziałem po chwili namysłu. - Cena nie gra roli. - Dodałem.

-Jasne, mamy taki jeden, z najnowszej kolekcji. Już panu pokazuje. - Ekspedientka udała się na zaplecze i wyszła z małym pudełeczkiem. Otworzyła go, a moim oczom ukazał się piękny, złoty wisiorek, z zawieszką w kształcie piłki do koszykówki. - Do kompletu mamy również kolczyki. - Powiedziała po czym odłożyła pudełeczko z wisiorkiem i otworzyła drugie. Znajdowały się tam kolczyki w takim samym kształcie.

-Dobrze, poproszę kolczyki i wisiorek. - Zwróciłem się do kobiety i wyciągnąłem telefon.

-To będzie sto dwadzieścia euro. - Przyłożyłem urządzenie do terminala, a już po kilku sekundach usłyszałem dźwięk, który wskazywał na to, że transakcja się udała.

-Do widzenia. - Powiedziałem i pewnym krokiem udałem się do następnego, a zarazem ostatniego sklepu. Od czasu, kiedy Emily powiedziała mi, że siódmego września ma urodziny, zacząłem planować, co jej kupić. Było dużo propozycji. Koniec końców padło na rzeczy, które już zakupiłem, oraz piękna torebkę w kształcie piłki. Tak wiem, bardzo dużo koszykowi, jednakże wiem, że jeszcze ją kocha całym swoim sercem. Gdy weszłem do sklepu Louis Vuitton, odrazu je zauważyłem. Postawiłem na różową, z białym napisem oraz kreskami. Odrazu udałem się do kasy.

-Dzień dobry, poproszę to. - Powiedziałem a mężczyzna skinął głową.

-To będzie dwieście euro. - Powiedział i spojrzał na mnie. Znowu odpaliłem telefon i przyłożyłem do terminarzu. - Poszło, dziękuję za zakup i do widzenia. - Uśmiechnął się do mnie i podał torebeczkę z rzeczą w środku. Poszedłem po deskorolkę i udałem się do wyjścia. Po drodze zauważyłem Lucy, czyli siostrę Emily, podszedłem i zaczepiłem ja.

-Gościu zostaw mn... - Nie dokończyła, bo przekierowała wzrok na mnie. - Kupiłeś już prezent dla Emily? - Spojrzała na moje torebki zakupowe.

-Tak, właśnie wracam do domu, a ty?

-Nie, a co jej kupiłeś?

-Kupiłem jej zestaw naszyjnik plus kolczyki z motywem koszykówki, perfumy oraz torebkę w kształcie piłki do kosza.

-Super, ja nie mam w ogóle pomysłu. - Powiedziała brunetka.

-Napewno coś wymyślisz.

-Dobra, to ja uciekam, pa. - Powiedziała i oboje ruszyliśmy w przeciwnych kierunkach.

Lucy

Pożegnałam się z chłopakiem a następnie ruszyłam do sklepu Bershka. Szperałam w internecie i znalazłam piękną, białą i krótką sukienkę. W talii miała trójkątne wycięcia. Zamiast ramiączek czy rękawów, miała nie gruby i nie cięki pasek pod wysokością pach. Miała również duży biust.

Wzięłam rozmiar S. Moja siostra nie była gruba. Była chuda jak patyk.

Podeszłam do kasy i położyłam na niej rzecz.

-Tylko to? - Zapytała kobieta, na co ja skinęłam głową. - Pięćdziesiąt euro. Kartą czy gotówką?
-Kartą poproszę. - Przyłożyłam przedmiot do terminalu, a gdy usłyszałam charakterystyczne piknięcie, wzięłam torebkę i wyszłam ze sklepu.

Postanowiłam udać się już do domu, ponieważ zamówiłam jej pierścionek, a gdy zbliży do niego przymrużone oko, to zobaczy fotografię. Byłyśmy wtedy na basenie, ja stałam w wodzie, a ona siedziała mi na barkach. Kupiłam jej również dużo kosmetyków oraz słodyczy.

Gdy weszłam do swojego pokoju, schowałam rzecz i przebrałam się w luźne rzeczy. Zeszłam na dół do kuchni, żeby zrobić ulubione gofry Emily.

Wyciągnęłam jajka, mleko, cukier, mąkę, wodę, olej oraz proszek do pieczenia. Wyjęłam również bitą śmietanę, brzoskwinie, kiwi, maliny oraz truskawki.

Wbiłam do miski trzy żółtka, wsypałam półtora łyżki cukru, trzysta gram mąki oraz łyżeczkę proszku do pieczenia, a następnie wlałam osiemdziesiąt gram oleju i trzysta trzydzieści gram mleka. Wszystko zmiksowałam, a potem dodałam ubite na sztywno, trzy białka, a to wymieszałam. Wylałam do rozgrzanej gofrownicy. Wyszło idealnie czternaście gofrów. Sobie i Emily wzięłam po dwa, a resztę zostawiłam.

Nałożyłam bitą smietanę, brzoskiwnie, maliny, truskawki oraz kiwi.

Usłyszałam, że ktoś wchodzi do domu więc wyszłam z kuchni. Emily ściągała buty. Gdy to zrobiła, odłożyła je na półkę i ruszyła w moim kierunku.

-Co tak ładnie pachnie? - Zapytała blond włosa dziewczyna.

-Mam coś dla ciebie, chodź zobacz. - Powiedziałam i obie ruszyłyśmy w kierunku pomieszczenia.

Gdy Emily ujrzała, że przygotowałam dla niej gofry, łzy stanęły jej w oczach.

-Dziękuje! Jesteś najlepsza! - Krzyknęła i mnie przytuliła.

-Uważaj, bo nie ręczę za siebie jak znowu zrobisz sobie coś z nogą. - Spojrzałam na jej gips.

-Oj tam, oj tam. Nie zachowuj się jak matka. - Powiedziała.

W przeciągu dziesięciu minut zjadłyśmy oba gofry. Emily ze zmęczenia poszła się położyć (nie wspomnę o tym, że zwinęła jeszcze dwa suche), a ja udałam się do salonu.

Włączyłam na telewizorze Netflixa, a nsatępnie mój ukochany serial Stranger Things.

Bound By BasketballOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz