🌕Rozdział 12🌑

195 7 6
                                    

°Nemesis°

Po kilku dniach, wraz z córką i Tonym, wróciliśmy do naszego domu. Było koło południa, a z racji tego że nie chciało mi się gotować, właśnie jedliśmy McDonalda. W sensie ja i Tony, młoda jadła jakiś słoiczek.

-Słonexzko chcesz skosztować frytę. Chcesz? Chcesz? Tak?-powiedział Tony przykładając frytkę do ust Żary na co mała zaczęła się śmiać.- To masz.

Usmiechnęłam się na ten widok, bo własnie tego mi brakowało.

°°°

Właśnie skończyliśmy w trójkę oglądać jakiś film. Obejrzeliśmy w sumie z trzy.

-Ide, położyć naszą córeczkę.-oznajmiłam po czym wstałam i wzięłam Zarę na ręce.

-A ja pójdę się umyć.

Po skończonym zadaniu, ja poszłam się umyć a Tony się polożyć. Kiedy wyszłam z pod prysznica, w samej bluzie do kolan i majtkach, zobaczyłam go śliniącegos się na poduszkę i lekko chrapiącego pod nosem. Kącik moich ust automatycznie powędrował w górę.

Podeszłam do niego, po czym odgarnęłam kosmyk jego wlosów i zostawiłam pocałunek na jego policzku. Przykryłam go kołdrą po sam czubek, bo nie ukrywam jest trochę zimno.

Rozejrzałam się po pokoju, a mój wzrok powędrował w stronę szafki nocnej Tonego.

Miał tam papierosy i zapalniczkę.

Podkusiło mnie to i wzięłam te dwa przedmioty, po czym skierowałam się na balkon. Oparłam się o ścianę po czym zsunełam się z niej na podlogę. Odpaliłem papierosa i obserwowałam niebo. To kocham najbardziej. Obserwować.

Kiedy skończyłam pierwszego podciągnęłam rękawy swojej bluzy. Starałam się tam nie zaglądać, bo wiem że bym się przetaziła widokiem który tam zastanę.

Raz, dwa, trzy...
To nic takiego.
Tylko twoje ręce.
Pełne blizn...

Zamnknęłam oczy i po trzech sekundach popatrzyłam na swoję ręce. Całe w bliznach.

Wcześniej były gładkie.
A teraz?
Teraz oszpeciły je szpetne blizny.

Zachciało mi się płakać. Zaczełam pocierać je tak szybko jak tylko mogłam. Z oczu zaczęły wpływać mi łzy. Nawet nie wiem w którym momencie drzwi się otworzyły. Tony kucną przede mną, i złapał za moje nadgarstki. Popatrzyłam mu w oczy.

-Wszystko w porządku?-zapytał.

Pokiwalam lekko głową a on pochylił się i mnie przytulił. Objęłam go po chwili, i zatopiłam głwę w zagłębieniu jego szyi.

-Przecież widzę, że nie.-wyszeptał prosto do mojego ucha.- powiedz mi, a ci pomogę.

Zaczęłam jeszcze mocniej płakać.

-Brzydę się sobą.

-Dlaczego?- odsunął się i popatrzył mi w oczy.

-Po próbie. Jest mi strasznie głupio. Czuję się szpetna. A jak popatrzyłam na swoję ręce...-przerwalambiorąc łapczywy oddech.-...to utierdziło mnie w tym przekonaniu. Czuję się teraz źle w swoim ciele. Nienawidzę siebie. Samobójstwo to jest moja największa głupota. Nienawidzę siebie. Jestem głupia przez to.

Słuchał mnie. I to by mi wystarczyło. Ale on słuchał i mówił. Mówił rzeczy dla których chciało mi się żyć.

-Samobójstwo jest glupotą? Glupotą jest doprowadzenie do tego stanu człowieka.

°Powstaliśmy z tuszu°Tony MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz