Rozdział 8

204 9 0
                                    

– Jeśli to Zach tak zajmuje twoje myśli to nie ma dla ciebie ratunku – wyszeptała Catherine.

Samantha bazgrała w zeszycie pogrążona w myślach. Ledwie rejestrowała co mówi przyjaciółka, a już kompletnie nie słuchała naburmuszonego Dylana Jacksona. Większość nocy przewracała się w łóżku z boku na bok, ale to nie Zach zajmował jej myśli. Wciąż odtwarzała w głowie wiadomości od Marco, na zmianę czując przerażenie i smutek. Nic nie mogła na to poradzić. Mimo tego, że zakazała sobie strachu on wciąż ją prześladował. Zastanawiała się czy w ogóle go pozna po takim czasie, ale Marco Rodriguez nie był typem, którego pomija się wzrokiem. Do tego zbliżała się kolejna rocznica wydarzenia, które zniszczyło komuś życie z jej powodu.

– Sammy. – Catherine szturchnęła ją w bok.

Podniosła wzrok znad kartki, w której pieczołowicie wypełniała tuszem kratki tworząc wzór szachownicy.

– Co? – zapytała nieprzytomnie.

– Co się dzieje? – wyszeptała Catherine i wbijała spojrzenie w Dylana, który przechadzał się między studentami zgromadzonymi na auli. Panowała cisza, każdy w skupieniu pisał coś na kartce. Samantha zmarszczyła brwi, a Catherine nachyliła się nad nią.

– Wszystko w porządku?

– Niespecjalnie, ale dam radę. – Musiała się z tego otrząsnąć i znaleźć sobie coś do roboty. Bezczynność ją zabije. – Co tam mamy zrobić?

Catherine podsunęła jej swój zeszyt z notatkami. Zapisała zadanie na wyrwanej, pustej stronie i podkreśliła je różowym zakreślaczem. Przeanalizuj, zgodnie z teorią Lawrence'a Kohlberga, jak różne etapy rozwoju moralnego, wpływają na podejmowanie decyzji w okresie adolescencji. Znów ta cholerna adolescencja. Samantha zamknęła oczy i wypuściła długi oddech. Wyobrażała sobie, że wszystkie złe emocje wypływają z jej umysłu i ciała. Zrobiła całą serię relaksacyjnych oddechów, które gówno dały. Do tego Catherine obok niej gwałtownie wciągnęła powietrze do płuc. Samantha rozchyliła powieki i patrzyła na szare spodnie w kratę. Przewróciła oczami. Czego chciał? Przejechała wzrokiem po niebieskiej koszuli w chłodnym odcieniu, bordowej marynarce w białą kratę, aż w końcu zadarła głowę i spotkała się spojrzeniem z pieprzonym Dylanem Jacksonem.

– Co pani robi? – zapytał ozięble i unosił pytająco brwi.

– Oddycham dla relaksu. Też pan powinien spróbować.

Catherine cicho pisnęła, ale Samantha nie odrywała wzroku od Chujsona. Nie mógł przywalić się do Cate bezpośrednio, więc czepiał się Samanthy, a ona nie miała dziś ochoty na bycie posłuszną i głuchą na zaczepki.

– Słucham? – Nachylił się i położył dłonie na blacie jej stoliczka.

Dotarł do niej ciężki zapach jego wody kolońskiej. Na twarzy miał ten sam, wystudiowany wyraz pogardy, ale drgnął mu mięsień w szczęce i źrenice zwęziły się do wielkości główki szpilki. Wkurzył się.

Świetnie.

– Ma pan problemy ze słuchem? Niech się pan nie nachyla w moim kierunku – zaczęła Samantha głośno akcentując każdą sylabę. – Bo zaraz zbliży się pan do chwili, w której narusza pan moją przestrzeń osobistą. – zniżyła głos do szeptu, żeby tylko on mógł ją usłyszeć. – I tylko krok dzieli cię od wystosowania zarzutu o molestowanie, więc...  wycofaj się – wycedziła ostatnie dwa słowa przez zaciśnięte zęby.

Wściekłość falowała w jej piersi w rytmie bicia serca. Zacisnęła dłonie w pięści pod stołem, bo miała ochotę mu przywalić w ten parszywy ryj. Dręczył je od kilku miesięcy i Samantha była naprawdę na skraju cierpliwości. Catherine zawsze dostawała najgorsze zadania, a Samantha obrywała na zajęciach.

#2 Jako i my odpuszczamy naszym winowajcomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz