Studio było ciemne i Samantha miała nadzieję, że Zacha tu nie ma. Na jej nieszczęście wychylił się z pomieszczenia, którego nie zauważyła. Dziwnie się uśmiechał, a mrok spowijający jego sylwetkę powodował szybsze bicie serca.
– Migasz się od odpowiedzialności? – zapytał jej cicho i stanął przed nią.
– Nie – wyszeptała i oblizała suche wargi.
Odkąd do niej napisał i zagroził, że przyjedzie przypomnieć jej o umowie chodziła podniecona. Karciła się w duchu za takie reakcje, ale jego groźby tylko ją nakręcały. Do tego zachował się bezczelnie tak do niej pisząc. Wypadałoby się przynajmniej przywitać po tygodniu ciszy. Nie, żeby sama nie mogła się odezwać. Zabrakło jej odwagi, do tego była pochłonięta myślami o Olivierze. Niedługo miała jechać do Detroit, jak co roku. Musiała odpokutować swoje winy, więc torturowała się widokiem tego parkingu i przeżywaniem wciąż od nowa tego wydarzenia. Nie dała swoim ranom się zagoić, ciągle je rozdrapywała i posypywała obficie solą. Miało boleć, jakby była mądrzejsza... nic z tego by się nie wydarzyło.
– Ja swoją część umowy wykonuję bez zarzutów. Chyba, że masz jakieś zastrzeżenia? – Musnął jej twarz koniuszkami palców, a ona zadrżała.
Smutne myśli zepchnęła gdzieś na tył głowy. To ta ciemność tak na nią działała. Na pewno tak właśnie było.
– Nie mam – głos jej drżał, więc odchrząknęła. – To gdzie będziemy pracować?
Zach odszedł bez słowa i włączył jedną z lamp. Miękkie światło z softboxa oświetlało część studia. Co on kombinował? Zaczynała czuć się niespokojnie, choć pędzące podniecenie przykrywało wszystkie inne emocje. Ufała mu, choć było to wbrew logice. Nie potrafiła tego wyjaśnić.
– Tu – mruknął Zach i nachylił się nad nią.
Zdjął jej dżinsową katanę z pleców i odrzucił na bok. Zagryzła wargę i pozwoliła mu dotykać swoich nagich ramion. Miała na sobie koszulkę na ramiączkach, bo przyszła prosto z zajęć, a dzień był ciepły.
– Tu też. – Pocałował ją za uchem, a dreszcz spłynął prosto do jej łechtaczki.
Boże, czemu tak reagowała? To pewnie dlatego, że tak długo z nikim nie była. Liczyła na to, że Zach ją przeleci, bo uczucie niespełnienia, które jej towarzyszyło było nie do wytrzymania. Samodzielne załatwienie sprawy nie wchodziło w grę, a nie chciała ryzykować z kimś nieznajomym. Poza tym miała opory przed jednorazowym seksem. Co, jeśli ktoś by jej sprzedał jakąś chorobę weneryczną?
Chyba nie warto było ryzykować dla chwili uniesienia, choć czasem nawet na to nie można było liczyć.
– Tu też popracujemy. – Chwycił ją za kark i przysunął do siebie.
Wciąż trzymała ręce przy sobie, choć miała ochotę zarzucić mu je za głowę i wbić się w jego wargi. Wiedziała, że to zakazane, ale może mogłaby spróbować? Wodziła wzrokiem między jego oczami a ustami w poszukiwaniu odpowiedzi.
– Nawet o tym nie myśl – skarcił ją Zach i pociągnął za kitek.
Sapnęła, podbrzusze skręcało się z bolesnej potrzeby, a ciemność wokół nich potęgowała doznania.
– Co z twoją firmą? – zapytała cicho.
Ściągnął ją tylko po to, żeby przelecieć? Nie zamierzała poddać się tak łatwo, nie chciała kolejnych wiadomości o tym, że nie wywiązuje się ze swojej części umowy. Wjechał jej na ambicje i nie mogła tak tego zostawić.
– Nie ucieknie, pchełko.
– Żebyś potem nie mówił, że nie chciałam – mruknęła pod nosem, Zach zaśmiał się chrapliwe, a ona stłumiła westchnienie.
CZYTASZ
#2 Jako i my odpuszczamy naszym winowajcom
Romance2 TOM (inni bohaterowie) TW: przemoc Samantha ma dość bycia porzucaną. Wszystkie jej związki kończą się po upojnych chwilach, więc zaczyna wątpić w swoje umiejętności. Kiedy na horyzoncie pojawia się ktoś, kto wisi jej przysługę postanawia z niej sk...