Obudziło ją lizanie po twarzy beżowej cocker spanielki. Samantha skrzywiła się i zepchnęła z siebie suczkę. Zasłaniała się dłońmi i próbowała uciec pod kołdrę.
– Misty, Boże... – Misty jednak nie dawała za wygraną, machała radośnie ogonem i skakała dziewczynie po brzuchu. – Mamo! – krzyknęła z wyrzutem.
– Misty! – radosny głos Marie McDonald rozległ się w całym domu. – Chodź, daj się Sammy obudzić.
Misty wybiegła z pokoju a jej pazurki wesoło skrobały o panele. Marie wzięła Misty już w zeszłym roku. Nie chciała zostać sama w domu i Sammy wcale się nie dziwiła. Jej matka często gościła w domu rodzinę z Meksyku, ale to co innego, niż zostawanie samemu dzień w dzień.
Przetarła oczy i usiadła na skraju łóżka. Jej pokój był duży, pomalowany na kolor pudrowego różu, jedną ścianę zdobiły fanarty z jej ulubionych książek, ale największy prym wiódł motyw Harry'ego Pottera. Miała wielki proporzec z symbolem Ravenclawu, na specjalnej półeczce poniżej leżał diadem Roweny. Jedną z jej ulubionych postaci była Luna Lovegood, więc jej zdjęcie wisiało na honorowym miejscu obok diademu. Nad biurkiem wisiała flaga Hogwartu i plakaty filmowe każdej z części. W specjalnej skrzyneczce pod łóżkiem trzymała nawet zdjęcia z autografami aktorów. Naprawdę uwielbiała te serię. Magia była jej sposobem na radzenie sobie z trudną rzeczywistością, bo dorastanie z dziesięć lat starszym bratem do najłatwiejszych nie należało.
Ziewnęła w zwiniętą dłoń i potoczyła się na dół do kuchni. W domu próżno było szukać dowodów istnienia rodzeństwa. Nad schodami wisiały wyłącznie zdjęcia Marie, Henry'ego i Samanthy na różnych etapach życia. Były też zdjęcia z resztą rodziny, ale nigdzie nie było czarnowłosego chłopca o pustym spojrzeniu. Samantha zeszła do kuchni, Marie przewracała naleśniki na patelni, a Misty machała ogonem tuż przy jej nodze. Odwróciła się do córki i uśmiechnęła serdecznie, przez co zmarszczki wokół brązowych oczu pogłębiły się.
– Cześć kochanie.
Samantha objęła mamę i cicho westchnęła.
– Cześć mamo. – Tęskniła za nią. Kwiatowy zapach perfum przywołał miłe wspomnienia.
Choć gorycz smutku także była wyczuwalna. Usiadła przy blacie na wysokim krześle i zaczęła smarować naleśnika wystawionym masłem orzechowym.
– Dobrze spałaś?
Marie położyła kolejnego naleśnika na talerzu, a biały fartuszek był czysty jak zawsze. Jej matka nigdy nie ubrudziła się niczym w kuchni. Nawet przy smażeniu churros biała tkanina pozostawała bez grama tłuszczu. To też była magia.
– W miarę. – Samantha znów ziewnęła.
Po powrocie do domu siedziała nad mailami Zacha i utworzyła mu osobny folder na faktury. Nie mogła patrzeć na ten rozgardiasz i była pewna, że on sam nie wie co gdzie ma. Musieli porozmawiać o tym, czego potrzebował. Oczywiście w zakresie jej pomocy. Sama nie wiedziała, czy może się tak rządzić. Nie odezwał się do niej, ale ona też nie szukała kontaktu. Potrzebowała poukładać sobie rzeczy w głowie. Wiele rzeczy. Spotkanie z Olivierem zdjęło jej z barków ogromny ciężar i dopiero teraz mogła oddychać pełną piersią. Choć nie była pewna, czy będzie w stanie przygotować się na wyjście Marco z więzienia. Dało się przygotować na coś takiego? Do tego kłótnia z Catherine, jeszcze musiała powiedzieć matce o sprawie w sądzie...
Posmarowała wierzch masła orzechowego dżemem i zwinęła naleśnika w rulon. Najpierw jedzenie, potem myślenie.
– Siedziałaś do późna, nauka?
– Nie, pomagam koledze w jego firmie – przyznała i wzięła gryza naleśnika.
Pyszne. Jedzenie na stołówce jest niejadalne przy jedzeniu w domu. I rzeczywiście spędziła cały wieczór nad pomysłami organizacji firmy Zacha. Trzeba było odkurzyć jego social media.
CZYTASZ
#2 Jako i my odpuszczamy naszym winowajcom
Romance2 TOM (inni bohaterowie) TW: przemoc Samantha ma dość bycia porzucaną. Wszystkie jej związki kończą się po upojnych chwilach, więc zaczyna wątpić w swoje umiejętności. Kiedy na horyzoncie pojawia się ktoś, kto wisi jej przysługę postanawia z niej sk...