Nigdy w życiu tak szybko się nie zebrałem jak teraz. Wziąłem szybki prysznic by jakoś się odświeżyć, po nim się przebrałem po czym wybrałem z garażu pierwszy lepszy samochód i ruszyłem na miejsce. W przeciągu każdej z tej rzeczy miałem te same pytania w głowie przeplatające się ze scenariuszami. Od rzucenia się w sobie ramiona i namiętnego całowania do zapierdolenia bez słowa. Nigdy nie wiadomo co mu wpadnie do głowy wolę się przygotować, a każda z tych skrajnych wersji mogła mi podpasować.
Nie wiem co działo się z tym miastem ale przez korki, których nigdy nie spotykałem droga wydłużyła się o dziesięć minut przez co byłem już spóźniony. Pierwsze dobre wrażenie mogłem sobie już odpuścić.
Gdy dojechałem na miejsce wybiegłem z samochodu i najszybciej jak potrafiłem dostałem się na drabinę. Krok jedynie zwolniłem przechodząc przy ścianie, nie chcę skończyć na chodniku. Przechodząc cały czas patrzyłem się w podłogę bo bałem spojrzeć się na jego, oczami wyobraźni widziałem ten zawód w oczach. Pewnie już tam siedział licząc minuty mojego spóźnienia. Jak widać niektóre rzeczy się nie zmieniają. Serce biło mi tak mocno, że tylko czekałem aż wyskoczy z mojej klatki. Musiałem praktycznie co chwila wycierać ręce o spodnie bo tak się pociły.
Szedłem przed siebie powolnym krokiem wciąż nie podnosząc głowy strach nie pozwalał jej ruszyć. On też się nie odzywał może czekał aż powiem coś pierwszy albo chciał widzieć moje oczy gdy będzie mnie wyzywał. Kiedy poczułem, że dobrze stoję wziąłem głęboki wdech i podnosząc głowę zacząłem mówić.
– Słuchaj Grzego... Aha ciebie tu kurwa nie ma. – Dla pewności rozejrzałem się jeszcze parę razy by być pewnym, na dachu stałem tylko ja.
Takie scenariusze też przemyślałem. Opcja jeden specjalnie się spóźnia by mnie ukarać, druga był już tu ale, że mnie nie było to sobie pojechał. I ta opcja, której bałem się najbardziej czyli nie chce mnie widzieć i nawet nie myśli by tu się pojawić. Teoretycznie mógł też uznać to za żart, co prawda tylko my używaliśmy kodu morsa do kontaktu w nagłych przypadkach więc musiał skojarzyć o kogo chodzi. Może specjalnie nie chciał powiązać wiadomości ze mną?
Ze wszystkich osób, które mogłyby mnie nie chcieć znowu zobaczyć akurat on dołączył do nich. Miałem wyjebane w innych go chciałem najbardziej zobaczyć i powiedzieć prawdę. Nie chciałem okłamywać Gregorego tak jak tamtych z tym wyjechaniem, miał wiedzieć jak było.
Przez czas rozłąki było dużo czasu by przemyśleć sobie to i owo względem uczuć.
Czas leciał, a go nie było dalej, usiadłem i postanowiłem czekać tyle ile będzie trzeba. Gdy przyleciałem do miasta zanosiło się na burze ale przez te parę godzin zdążyło się rozjaśnić, teraz mogłem zachwycać się widokiem różowego nieba spowodowanego przez zachód słońca. Lubiłem tą porę dnia gdy wszystko przechodziło w mrok ale jednak wciąż świat dawał trochę koloru.
Zawsze sądziłem, że wybór tego dachu jako nasze miejsce był najlepszy jaki zrobiliśmy. Co prawda stracił na prywatności bo by nasz szukać każdy wiedział gdzie się skierować ale wciąż miał swój unikalny urok. Nawet siedzenia na zimnym betonie nie zabierało tego ciepła. Sam widok z niego robił najwięcej roboty, oglądanie miasta mnie uspokajało. Wydawało się jakby to wszystko należało tylko do nas. Gdy tu siedzieliśmy zawsze pojawiało mi się jedno zdanie w głowie, może trochę głupie jednak pasowało idealnie do nas - my kontra cały świat.
Myśli o Gregorym zagłuszałem miejscem związanym z nim mało sprytne ale pomagało bo traciłem poczucie czasu i czekanie nie było aż tak złe.
Nie wiem ile godzin tak siedziałem czekając. Ale wystarczająco dużo by zasnąć i obudzić się dopiero o świcie. Moje zmęczenie dało znak.
CZYTASZ
Return | morwin
FanfictionErwin zmuszony do ucieczki z miasta zostawił wszystkich bez żadnych wyjaśnień. Po prostu pewnego dnia znikł. Gdy po pięciu latach wraca nie wie czego się spodziewać ale to co zobaczył na pewno nie istniało w jego głowie. Oczekiwany spokój znowu miał...