Wybaczenie

166 19 2
                                    

Ren poczuła pejcz na plecach. Po raz pierwszy od tak dawna. Jak bardzo jej tego brakowało. To cudowne oczyszczające uczucie palącego bólu, który oczyszcza głowę. Jak bardzo jej tego brakowało. Poczucia bezpiecznej niższości. Ciepła w chłodzie i satysfakcji z cierpienia. Jak bardzo jej tego brakowało. Klęczała teraz z rękami w górze z założonymi kajdanami przymocowanymi do napiętych lin zwisających z sufitu.
-Raz - powiedziała z rozkoszą - Dziękuję, Pani.
Jak bardzo jej tego brakowało.
-Dwa - chrząknęła z bólu - Dziękuję, Pani.
Lady Stonefield kolejnymi pewnymi ruchami chłostała skórę Ren. Jej również tego brakowało. Znów czuły siebie nawzajem. Ich specyficzna więź po raz kolejny wybrzmiała dźwiękiem pejcza spadającego na skórę.
-Siedem. Dziękuję, Pani.
Na moment ucichło. Ren lekko dygocząc oczekiwała kolejnego ciosu. Ten jednak nie nadciągał. Służąca usłyszała jednak dźwięk tarcia materiału po skórze i po chwili kroki. Kroki bosych stóp o posadzkę, choć jeszcze przed chwilą Pani miała na sobie buty. Za moment, dźwięk przesuwanego po podłodze krzesła. Ren zagryzła wargę, wiedziała co zaraz się stanie. Poczuła znów pejcz na plecach, co ją lekko przestraszyło. Nie otrzymała jednak uderzenia. Pani otarła tylko rzemykami jej ramię. Po chwili przed Ren stanęło krzesło, a na nim usiadła Lady Stonefield. Kompletnie naga.
-Tęskniłaś za tym, co? - zapytała wyniośle Lady.
-Tak, Pani - jęknęła Ren.
-A wiesz za czym ja tęskniłam? - Pani posunęła krzesło bliżej swojej służącej i rozłożyła nogi. - Dosięgnij, sługo.
Ren wyciągnęła szyję do przodu tak daleko, jak tylko mogła. Udało się. Język znalazł się tam gdzie powinien. Pani zamknęła oczy.
-Teraz zrób to co zawsze.
Ren nie trzeba było dwa razy powtarzać. Język natychmiast rozpoczął swoją pracę, a Lady Stonefield znów doznała uczucia, którego tak bardzo Jej brakowało. Ren wróciła. Z całym dobrodziejstwem inwentarza.

Ren również wydawało się, że wróciła. Gdy zabawiała się z Panią albo rozmawiała z służącymi, jej myśli nie wybiegały w stronę przerażających wspomnień. Jednak wieczorami, kiedy gasło światło, demony ze statku oraz nowojorskiego półświatka zaczynały zaglądać w jej zbolałą duszę.
Lady Stonefield, śpiąc obok niej, zauważyła niespokojne oddechy, wypowiadane bez kontekstu słowa. Ren niejednokrotnie budziła się spocona z uczuciem przerażenia. Pani przytulała ją wówczas czule i dawała poczucie bliskości.

Pewnego dnia Ren zauważyła, że służące zajmują się rzeczami, którymi z reguły się nie zajmowały. Chodziły do innych pomieszczeń niż zwykle. Biała Służba robiła to co Granatowa. Ren nie wiedziała co o tym myśleć.

-Co tu się dzieje, Pani? - zapytała w końcu Ren, gdy przyniosła obiad Lady Stonefield.
-A co się ma dziać?
-Chyba wydała Pani jakieś dziwne rozkazy.
Lady Stonefield patrzyła z zaciekawieniem na służącą.
-To Sawa przydziela zadania. Wiadać chciała kogoś odciążyć. Zaraz się tym zajmę - Lady odpowiadała z obojętnością, która dziwiła Ren.
Wieczorem Sawa wezwała ją do sali balowej, aby posprzątać, gdyż niespodziewanie wizytę zapowiedział jakiś znamienity gość.
Zaskoczona Ren udała się w wyznaczone miesjce i zobaczyła, że w środku już ktoś jest. Konkretnie wszystkie służące i oczywiście Lady Stonefield. Siedziały przy obficie zastawionym stole i uśmiechały się na widok Ren.
-Czy... Czy dziś są moje urodziny? - zapytała zaskoczona.
-Tak, równo rok temu przybyłaś do Rezydencji - przemówiła Pani.

Twarz Ren zaczerwieniła się ze wstydu. Zapomniała o tak ważnej dacie. W natłoku myśli straciła poczucie... bycia sobą? Czy to nie jest obraźliwe w stosunku do Pani? Ta nie wydawała się jednak zła.
-Planowałam ci powiedzieć, kiedy przyszłaś do gabinetu, ale skoro nie pamiętałaś, postanowiłam zrobić ci niespodziankę. Dziękuję wam, mojw drogie, że trzymałyście język za zębami.

Ren uśmiechnęła się niepewnie, spojrzała po zebranych dziewczynach i... wybuchnęła płaczem. Lady Stonefield natychmiast ruszyła w jej stronę. Wraz z nią Peace i Kwai.
-Ren... - jęknęła ze współczuciem Sawa.
-Wybacz mi, Pani... zapomniałam... Tak mi głupio - płakała Ren.
-Nie... przecież to nic złego.
-Dlaczego nawet takie rzeczy nie trzymają się mojej głowy?!
-Nic się nie stało, kochana - przytuliła ją Lady.
-Wybacz mi....
-Wybaczam! - Lady wydawała się wyjątkowo zakłopotana.
-Pani nie jest zła - powiedziała Peace starając się uspokoić koleżankę.
Parana spojrzała na Sawę.
-Pani, ona chyba potrzebuje żeby ktoś inny jej wybaczył.
Lady Stonefield spojrzała na Paranę ze zrozumieniem.
-Ren. To nie twoja wina. To wszystko to nie twoja wina.
-Przecież wiem...
-Więc dlaczego nie potrafisz sobie wybaczyć?
-Bo to jednak trochę moja wina...
-Nie! - zaprotestowała Pani. - Ty jesteś bohaterką. Każda z tych dziewczyn tęskniła za tobą. Ja tęskniłam za tobą. Wróc do nas, Ren. Wróć do nas.

Sawa w końcu odwzajemniła spojrzenie Parany. Patrzyły na siebie przez moment, aż w końcu Sawa kiwnęła głową i obie wstały. Podeszły do Ren i obie chwyciły ją za rękę.
-Czas wyleczy rany, tylko gdy mu na to pozwolisz - powiedziała Parana.
-A potrafi wyleczyć nawet te najgłębsze. Najważniejsze to dać mu pracować - dodała Sawa i podniosła drugą rękę Parany, po czym pocałowała ją. Ta spojrzała jej w oczy i uśmiechnęła się jakby wyrażając swoje podziękowanie. Ren patrzyła na to ze wzruszeniem. Czuła, że nie była sama. Nie pierwszy raz, ale tym razem samotność chyba nigdy nie była aż tak odległa.
Ren wstała i podeszła do stołu. Chwyciła butelkę wina i rozlała ją do stojących na stole lampek. Ostatnią napełniła własną.
-Chciałabym wznieść toast - powiedziała drżącym głosem przecierając łzy - najpierw jadnak... Kilka słów. Dziękuję wam, że jesteście. Przez lata byłam sama. Na różne sposoby. Dzisiaj wiem, że już nigdy nie grozi mi samotność. Dzisiaj zrozumiałam, że nawet leżąc pod pokładem nie byłam sama. Dziewczyny, jesteście ludźmi, dla których warto żyć. Kocham was i chcę z wami dzielić przyszłość. Dla was warto żyć, ale dla jednej osoby chce się żyć i... właściwie dzięki niej żyję. Moja Pani, zawdzięczam ci wszystko i tylko z Panią widzę swoją przyszłość. Jest Pani dla mnie ważniejsza niż pewnie potrafi sobie wyobrazić. Zatem oto wznoszę toast za przyszłość. Bo wierzę, że będzie nasza, a przeszłość należy zostawić daleko poza tą Rezydencją.

Sawa i Parana spojrzały sobie w oczy stukając o siebie szkłem.
-Przeszłość zostawiamy za sobą - powiedziała Starsza Służąca.
-Daleko za sobą - odparła Parana, po czym lekko speszona dodała - Ten pocałunek w rękę był całkiem dramatyczny.
Sawa parsknęła i spojrzała na Ren. Ta właśnie tonęła w obejęciach Lady Stonefield.
-Czy już wszystko w porządku? - zapytała zatroskana Pani.
-Nie, ale będzie w porządku. Któregoś dnia musi. Bo nie ma takiej niegodziwości, której nie przykryłaby miłość.

====

Mam nadzieję, że tam jesteście! Nie zapomniałam o Was i zapewniam, że kolejne rozdziały pojawią się już niedługo.

Dziękuję, że czytacie <3

HER FEMININITYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz