Rozdział 1

72 2 0
                                    

Późnoczerwcowa noc przywitała ją chłodem. Mimo upalnych dni wieczory nadal były mocno chłodne. Siedziała na ławce, chowając twarz między kolanami. Płakała. Co chwila pociągała nosem, unosząc na chwilę głowę aby upewnić się, że jest w tym miejscu sama, po czym spowrotem kładła ją na kolana.
Telefon w jej torebce przestal wibrować godzinę temu a to oznaczało że Tomek przestał jej szukać, albo że rozładował jej się telefon.
Nie miała dokąd pójść. W głowie starała się odnaleźć osobę, która mogłaby jej pomóc, jednak za każdym razem kiedy o kimś sobie przypomniała, coś stało na drodze. A to pracował, a to nie utrzymywali kontaktu, albo.. nie chciała jak Piotr.
Zawsze mogła na niego liczyć, i z wzajemnością. Niestety, w tej sytuacji nie chciała stanąć między braćmi. Tomek był starszym bratem Piotra, jego autorytetem. Piotr był ślepo zapatrzony w jego, niejednokrotnie mówiąc Martynie jak wielkie ma szczęście trafiając na troskliwego Tomasza. Tak, zdecydowanie czuła na policzkach jego troskliwość. Krew z nosa w końcu przestała się sączyć, został tylko ból. To nie pierwszy raz, kiedy użył jej jaki worek treningowy. Nie pierwszy, ale na pewno ostatni. Miała dość bycia poniżaną i zastraszaną. Koszmar trwał prawie rok. Basia i Wiktor chyba jedyni widzieli jak gaśnie w tym czasie, pytali czy wszystko ok, proponowali pomóc.. Basia kilkukrotnie przestrzegała ją przed Tomaszem, widząc jego zachowanie, ale wtedy Martyna była ślepa a później było zbyt późno by się wycofać. Bajka trwała miesiąc a później krok po kroku zamieniała się z niezależnej kobiety w uległa w obawie co może się stać, jeśli wyrazi swoją opinię.
Dzisiaj uciekła. Pakując do niewielkiej torby kilka przypadkowych ciuchów.
Niestety, nie przymyślała że nie będzie miała dokąd pójść. Więc siedziała na tej ławce, szukając obrazu kogoś, na kogo może liczyć.
W końcu telefon się rozdzwonił po raz kolejny, a więc Tomasz się nie poddawał. Mocniej oplotła nogi, próbując powstrzymać drżenie ciała. Telefon zakończył połączenie po czym wydał z siebie dwa krótkie dźwięki, oznaczające przychodzący SMS. Sięgnęła do torebki zerkając na wyświetlacz. Tomek, Piotrek, Basia, Wiktor.. wszyscy próbowali się z nią skontaktować. A więc, wszyscy wiedzieli ze zaginęła..
"DAJ ZNAĆ ŻE ŻYJESZ!!! MARTWIE SIE!" - Baśka
"Gdzie jesteś Marta? Mój brat odchodzi od zmysłów!" -Piotrek
- Tak z pewnością się martwi..- skomentowała, przechodząc do kolejnych wiadomości.
"Gdybyś potrzebowała wsparcia - wiesz gdzie mnie znaleźć, Martyna." - Wiktor.
Właśnie tego potrzebowała w tej chwili. Wsparcia i dobrego słowa od spokojnego, I znającego życie lekarza. Był ich przyjacielem, a zarazem szefem. Dogadywali się, zawsze miał w rękawie pakiet cennych rad, I trafnych słów. Zerknęła na godzinę wysłania smsa. 23.28. Dwadzieścia minut temu.. zatrzymała palec nad jego imieniem. W końcu zamknęła oczy i przycisnęła zieloną słuchawkę. Niech się dzieje co chce.. Był jedyną osobą której aktualnie mogła się wygadać. Jeden sygnał, drugi sygnał, trzeci..
- Martyna.. - usłyszała wypuszczane powietrze przez słuchawkę telefonu - co się dzieje? Wszyscy Cię szukają.
- przepraszam doktorze że przeszkadzam- rozpłakała się, słysząc jego spokojny, ciepły głos- czy.. mogę do Pana przyjść?
- wszystko w porządku? Potrzebujesz pomocy? Gdzie jesteś?
- Nic nie jest dobrze. Uciekłam.. Miał Pan rację On...
- Gdzie jesteś? - powtórzył nerwowo.
- w parku przy bazie - westchnęła, patrząc w ciemność przed siebie- przepraszam, nie potrzebnie zawracam Panu głowę. Dobranoc.
- czekaj Martyna - zatrzymał połączenie - czekaj na mnie, zaraz będę.
- Proszę sobie nie zajmować mną głowy -westchnęła, czując że nie powinna mieszać szefa stacji w jej życie prywatne - poradzę sobie.
- będę za 10 minut Martyna. Czekaj na mnie.
- dziękuję.. - odpowiedziała cicho, I zakończyła połączenie. Schowała telefon do torebki, czując jak kolejna partia łez napływ do jej oczu. Wytarła je wierzchem dłoni. Sięgnęła do spodni po miętowe Marlboro i zapalniczkę. Jednym ruchem ulokowała jednego między opuchniętymi ustami, podpaliła końcówkę i zaciągając się dymem patrzyła przed siebie. Park o tej godzinie był ciemny i cichy. Była sama. Próbowała w swojej głowie ustalić jakiś plan, ale jej mózg nie był w stanie pracować na tak wysokich obrotach. Uparcie przypominał jej obrazy z dzisiejszego popołudnia, starała się odsunąć te myśli..
Co ma zrobić? Czy Tomasz da jej żyć? Co z Piotrem? Gdzie będzie mieszkać? Jak ma spojrzeć Banachowi w oczy? Gdzie będzie dziś spała? Od dawna nie miała przecież dostępu do własnych pieniędzy.. uzależnił ją od siebie. W każdej postaci. Dzięki Bogu miała ciągle pracę. Wyrzuciła niedopałek, odpalając kolejny. A później kolejny.. zobaczyła sylwetkę nerwowo chodząca po parku, I skupiła się jeszcze bardziej na ławeczce. Czy mógł ją tutaj znaleźć? Czy mógł wiedzieć gdzie jest? Wystraszyła się. Zamknęła oczy, starając się nie oddychać zbyt głośno. Czekała na kolejny rozwój wydarzeń. Jak w domu. Jedyne co mogła zrobić to czekać..
- Martyna? - usłyszała ciepły głos i skuliła się jeszcze bardziej. - Martyna..
- To Pan.. - odetchnął z ulgą, poznając głos Banacha.
- Chodź do samochodu. Jesteś zmarznięta dziewczyno. - odpiął swój polar, nakładając na jej ramiona, i delikatnie pociągnął w stronę samochodu.
- auu - syknęła gdy dotknął jej barku, na co na tychmiast zabrał rękę, bez słowa. Zaprowadził ją do samochodu. Sam wsiadł za kierownicę, odpalił pojazd, włączając ciepły nawiew, żeby choć trochę rozgrzać Martynę. Obrócił się w kierunku kobiety, I zaniemówił. Jedna ręką kliknął niewielkie światełko tuż na lusterkiem. Przez chwilę brakło mu słów. Była pobita. Warga, nos, podniósł ręce żeby sprawdzić jej stan ale odsunęła się zamykając oczy.
- Jesteś bezpieczna.. - zapewnił ją, próbując kolejny raz, ale nie pozwoliła mu się zbadać- w porządku.. To brat Piotra? - zapytał retorycznie, kiwnęła na potwierdzenie i obróciła głowę w bok - w porządku, Zapnij pas. Zabieram Cię do siebie.

- Zapraszam - otworzył drzwi na oścież, pozwalając by weszła pierwsza. Zerknął w głąb domu, panował mrok, co oznaczało że domownicy śpią. - Napijesz się herbaty?
- Poproszę.
- w takim razie zapraszam.. - poprowadził ją do kuchni. Usiadła na krześle obserwując jak nastawia dzbanek na herbatę. Wyjmuje dwie identyczne, bezbarwne szklanki i do każdej wrzuca torebkę z herbatą. Odłożył pudełeczko na swoje miejsce i sięgnął do kolejnej szafki, wyjmując apteczkę. Podszedł z nią do Martyny, unosząc do góry. - Opatrzę Cię, w porządku? - upewnił się, że mu na to pozwala. Kiwnęła głową, próbowała wymusić na sobie uśmiech, ale jej usta ani drgnęły. Zamknęła oczy, czując jak odsuwa jej włosy za ucho, aby przemyć jej twarz. Mocniej zacisnęła powieku czując pieczenie. W tym momencie poczuła całą paletę emocji. Wstyd, strach, niepewność, czuła się taka bezradna wobec tego wszystkiego co się wydarzyło. Naiwna.. zastanwiała się, jak mogla pozwolić sie tak urządzić? Jak to sie stalo że pozwoliła na to wszystko..- wygląda na to, że wszystko w porządku. - otworzyła oczy, słysząc delikatny ton Wiktora. Najdelikatniejszy ze wszystkich. To właśnie tego tonu głosu używał, kiedy mieli trudne przypadki w pracy. Gwałty, przemoc domowa, przerażonych ludzi.. a teraz ten sam ton używał do niej.. - Mogę? - wskazał na jej bark, nie chcąc zrobić tego bez jej zgody. Widział jak się bała, jak walczyla sama ze sobą. Serce mu się krajało widząc swoją ratowniczka w takim stanie. Spokojnie czekał aż się zgodzi by ją zbadał. W końcu kiwnęła głową. Sprawdził ją, upewniając się ze nie am żadnych urazów. Bark był cały, wyglądało janto że zostaną tylko.siniako i przykre wspomnienia. Schował apteczkę i zalał wrzątkiem dwie szklanki z herbatą. Postawił obie na stole, dokładając cukierniczkę. Przez chwilę patrzył na coś za kobieta, by pójść w tamtą stronę. Wrócił z ciepłym kocem, którym okrył jej trzęsące się ciało. Zobaczył delikatny uśmiech.
- Dziękuję doktorze..- odezwała się drżącym głosem. - pewnie wyglądam okropnie? Idiotka ze mnie.. nie wiem nawet kiedy.. - zawiesiła głos szukając w sobie odwagi, by wyjaśnić całą sytuację- kiedy zmieniło się to wszystko. Uprzedzał mnie Pan, wszyscy mnie uprzedzali.. Ale ja nie słuchałam, nie rozumiałam dlaczego każdy uważał że nie jestem go warta..
- to On nie jest wart Ciebie Martyna.- poprawił ją zdecydowanie.
- Pewnie chciałby Pan wiedzieć jak to się stało?
- Nie. Chciałbym wiedzieć czy zgłosisz to na policję- uniósł brwi do góry. - nie powinnaś pozwolić mu być bezkarnym. Zranił Cię, podejrzewam że nie pierwszy raz..

Dajmy temu szansęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz