Rozdział 7

31 2 0
                                    

- Martyna! - Piotrek wyskoczył z karetki, skracając dystans pomiędzy nimi - jesteś cała? Od zmysłów tu odchodziliśmy! Jak się czujesz? Coś Ci zrobili?
- spokojnie Piotruś, nic mi nie jest - odpowiedziała perlistym uśmiechem. - przepraszam za chwilową nieobecność.
- Dobrze Cie widzieć całą i zdrową- odezwał się Wiktor, wskazując Piotrkowi aby siadał za kierownice. - jedziemy Piotr.
Zajęła Miejsce u głowy pacjenta, co jakiś czas wdawać się w pogawędkę z Piotrkiem, podczas kiedy Wiktor ani razu nie uraczył jej spojrzeniem. Czuła, że coś wisi w powietrzu ale póki co, nie chciała o tym myśleć.
Odstawili policjanta do szpitala i wrócili do karetki.
- gotowa na mycie naszego dyliżansu? - Piotrek prawie z namaszczeniem poklepał drzwi samochodu, na co przytaknęła z przyjemnością.
- Po takim dniu, marzę o zimnym prysznicu.
- dobra, starczy tych śmiechów, wsiadajcie- odpowiedział Wiktor, wymienili się spojrzeniami i usiedli na miejscu.
- Zapraszam Martyna do biura - huknął, kiedy tylko Piotr zatrzymał się pod bazą. Popatrzyła jak szybko przemierza trasę z karetki do budynku.
- o co mu chodzi? - popatrzyła na Piotra
- o radio Martynka.. wołaliśmy Cię dziesiątki razy.. mimo że nie wygląda, martwił się o Ciebie.. - kiwnął w stronę budynku- idź, my już zaczniemy, żeby wyrobić się przed nocą. .
Nie pewnie skierowała się w stronę budynku. Wiktor nie pobłaża w takich wypadkach, i czuła że się jej oberwie..
Zapukała do drzwi gabinetu, i nacisnęła klamkę wystawiając głowę za drzwi.
- wejdź Martyna - zaprosił ją twardym głosem. Stał oparty o parapet, zmarszczył czoło w oczekiwaniu aż zajmie miejsce.
- drugi dzień na dywaniku jednego dnia.. idę na rekord
- Starczy tych żartów Martyna. - odpowiedzial tonem nie znoszącym sprzeciwu, aż podskoczyła na krześle. - to co zdarzyło się na akcji nie miało prawa się wydarzyć!
- Rozumiem, ale przecież nic się nie stało..
- Nic?!- warknął podchodząc do biurka. Nerwowo położył na nim dłonie, patrząc w jej oczy. Chyba jeszcze nigdy nie widziała żeby był tak zły.. - To, że czekaliśmy prawie godzinę z pacjentem na Ciebie to nic?!
Że nie wiedzilismy co się dzieje, to nic?!
- Nie ja się tam wysłałam! - uniosła się czując że nie potrzebnie na nią naskakuje.
- Nie, masz rację.. ja zrobiłem błąd. - wziął głęboki oddech, przytakując Martynie- ale to nie zmienia faktu że gdyby nie wasze szczeniackie zabawy.. lanie wodą.. wiedzielibyśmy co tam się dzieje! Powinienem wiedzieć o tym że zamoczylaś radiostacje! To skrajnie nieodpowiedzialne!
- podobno jest wodoodporna- wtrąciła z przekąsem.
- Martyna! Czy do ciebie naprawdę nie dociera nic?! Mogłaś tam zginąć!
- mogłam, ale nie zginęłam doktorze.
- Bo pomoc nadeszła w porę.
-Mam się dobrze - odpowiedziała spokojnie - jestem już dawno po dyżurze, a jeszcze czeka mnie mycie karetek, więc jeśli nie ma Pan nic przeciwko.. - wskazała dłonią na drzwi. Wiedziała że ten pretekst zawsze działa.
- Powinnaś dostać naganę Martyna. - dołożył na koniec - możesz iść.
Patrzył jak wychodzi i opadł na krzesło. - jasna cholera! - wyrwało mu się i ręką zrzucił stos dokumentów leżących przy biurku. Ta kobieta doprowadzała go do furii.
Podszedł do okna, za którym ekipa ratowników nic sobie nie robiąc bawila się w najlepsze przy karnym myciu karetek. To sprawiło że trochę złagodniał. Może był zbyt ostry? Westchnął i wrócił do biurka, żeby pozbierać dokumenty. Sam sobie narobił pracy. Popatrzył na zegarek, było już późno, ale postanowil uporać się z tym bałaganem zanim wyjdzie z biura.
- Meldujemy że karetki lśnią. - Piotrek zasalutował wchodząc do biura bez pytania.
- dzięki, Piotr. Idźcie do domu. Odpocznijcie jutro. - odpowiedział spokojnie.
- do widzenia doktorze! - zawołali wszyscy i wesoło skierowali się w stronę szatni.
- to co, mocno się wkurzył dziś? - zagadała Renatą w szatni, otwierając szafkę.
- Szkoda gadać.. - westchnęła, przewieszając sukienkę przez drzwi szafki.
- dawno nie widziałem, go tak rozwścieczonego. Ale też przerażonego. - odpowiedział Strzelecki- naprawdę się martwił Martyna, gdybyś widziała jak próbował tam wejść..
- w porządku Piotruś. Zasłużyłam sobie.. - uśmiechnęła się, zdejmując spodnie z munduru.  Odwiesiła go na miejsce, wskakując w sukienkę. Jedną ręką rozplątała gumkę, przeczesujac proste włosy. Wyjęła torebkę I zatrzaskując szafkę pożegnała się z para ratowników wychodząc na zewnątrz.
Stanęła przed wejściem ciesząc się, że w końcu może iść do domu...

Włożyła bladoróżowe spodnie od dresu, oraz krótki top, który odsłaniał jej pępek i usiadła na kanapie, susząc włosy ręcznikiem. To był intensywny dzień. Miała ochotę zjeść coś dobrego, obejrzeć jakaś komedia romantyczna a jutro.. jutro nie wstanie przed południem. Miała zamiar się wyspać.
Sięgnęła po telefon, który wydał z siebie krótki dźwięk.
<Przepraszam, nie potrzebnie na Ciebie dziś naskoczyłem.>
Uśmiechnęła się na przeczytany tekst. Nie była zła. Rozumiała że miał prawo się wkurzyć.
Odłożyła telefon na bok, nie chcąc od razu odpisywać. Sięgnęła po pilot i włączyła serial romantyczny, który od dawna chciała obejrzeć. Była ciekawa jak potoczą się losy głównej bohaterki..
Obudził ją dźwięk telefonu. Podniosła się rozglądając wokół. Nie do końca wiedziała czy to już poranek, czy jeszcze wieczór. Sięgnęła po komórkę zerkając na ekran. Dochodziła 21, wiec nie było jeszcze późno. Za oknem słońce właśnie szykowało się do zachodu. Telefon wydał kolejne dźwięki. Przypomnienie o tabletkach. Wyłączyła alarm. Podeszła do szafki, wyjmując niewielkie opakowanie. Włożyła pastylkę do ust, popijąc wodą z butelki. Jeszcze tylko tydzień, i może się od nich uwolni..
Już pół roku jak łyka żelazo. Anemia ciągle dawała się we znaki, specjalnie ustawiła sobie przypomnienie aby nie zapominać o suplementacji. Tabletki miała wszędzie w domu, w szafce na bazie, w torebce.. starała się być systematyczna, żeby zażegnać kryzys.
Teraz czuła się zdecydowanie lepiej, więc wierzyła że ta regularność poprawiła wyniki.
Postanowiła, że to też czas by odpisać na smsa od Banacha, otrzymanego kilka godzin wcześniej.
< Myślę, że miał Pan rację. Będę ostrożniejsza następnym razem!> wsunęła telefon do kieszeni spodni wychodząc na balkon. Usiadła na krześle przyglądając się różowo pomarańczowym odcieniom nieba. Telefon zawibrowal wydając z siebie krótkie dźwięki
<Następnego razu ma nie być!>
<...>
<co to oznacza? >
<chyba Pan wie, że to nie możliwe? >
<Wiktor. Przestań mi panować>
<Pan doktor >
<Martyna..>
<dla mnie zawsze będzie Pan doktorem. >
<popracujemy nad tym>
<jak Pan uważa.. >
Nastąpiła przerwa w wiadomościach. Liczyła że odpisze, że podejmie kolejny raz te grę..
< Dobranoc> napisała, aby jeszcze raz móc odczytać wiadomość od lekarza.
<dobranoc, Martyna> - cóż za jakiś czas spróbuję ponownie..

Dajmy temu szansęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz