Rozdział 11

23 1 0
                                    

- mogę też? - uśmiechnęła się przymilnie do Piotrka, który właśnie parzył kawę, podając mu swój kubek. - jak nie dostanę kolejnej porcji kofeiny, to chyba zacznę gryźć..
- daj, nie będę ryzykować.. - zaśmiał się przejmując wielki oliwkowy kubek. - Trudny dzień?
- Naprawdę? - zatopiła w nim swoje spojrzenie - czy byłeś na innej akcji już ta sprzed kilkunastu minut? Ta taka trwająca dwie godziny, pełna rannych, dymu..
- przepraszam- uniósł ręce do góry w geście obronnym - lepiej zrobię ci te kawę.
Usiadła na kanapie i przymknęła na chwilę oczy, opierając głowę na ręce.
- Trzymaj - Piotrek podał jej parujące naczynie, wypełnione aromatyczną kawą.
- dziękuję..- przejęła kubek, poprawiając pozycje na kanapie. Podmuchała w jego stronę, jakby miało to sprawić że w ekspresowym tempie napój ostygnie. Uniosła do ust, ostrożnie upijając łyk kawy. Smakowała wybornie..
- 24S.. - usłyszała przez radio, I jęknęła niezadowolona.
- Zgłaszam 24s - odezwała się Anka, upiła ostatni łyk ciepłej kawy
- Dopije, jak wrócę!- zaznaczyła wskazując na kubek i wybiegła za Anką i Adamem.
- awantura domowa..- jęknęła Reiter, zatrzaskując drzwi karetki
- coś więcej?
- A jak myślisz? - popatrzyła na Adama - jedź Wszołek..
- czemu zawsze Ciebie wysyłają do awantur? - zainteresowała się Martyna. Na co Anka wzruszyła ramionami.
- Bo nikt nie ma większych jaj - zaśmiał się Adam, ale natychmiast pożałował, czując na sobie wzrok kobiet.
- Może dlatego że jestem kobietą, a zazwyczaj to one są pokrzywdzone? A przynajmniej odkąd pracuje w karetce 80% poszkodowanych to kobiety..  - westchnęła. Oczywiście spotykają się z również z orzemoca domowa kierowana przeciwko mężczyzną, jednak ci drudzy rzadko dają po sobie poznać.. zdecydowanie rzadziej wymagają ingerencji lekarskiej. .
- jesteśmy.. - oznajmił Adam parkując karetkę pod blokiem.
- Martyna sprzęt! - zawołała, Adam okrążył karetkę pomagając Kubickiej z kardiomonitorem i torbą. Poszli w stronę klatki do której wchodziła lekarza. Weszli na 3 piętro, I zapukała do drzwi mieszkania, których- standardowo- nikt nie otwierał. Raz, drugi, trzeci..
- Ruda to napewno właściwy adres? - upewniła się Martyna, ale wszystko się zgadzało. Anka nacisnęła na klamkę, I ku jej zdziwieniu drzwi się uchyliły. .
-To włamanie.. - odezwał się Adam,
- Nie, jeśli znajdziemy tam pacjenta.. - skomentowała lekarką.
- A jeśli nie? - wymienił nie pewne spojrzenie z Martyną która głośno przełknęła ślinę i poszła w ślady Anki.
- Pogotowie ratunkowe! - zawołała blondynka przeszukując kolejne pokoje - halo  pogotowie mieliśmy wezwanie!
- nikogo nie ma. - oznajmiła Martyna, po tym jak sprawdzili całe mieszkanie. - głosić?
- Wiktor nam łeb ukręci! - skomentował Adam. Nie lubił ryzykować swoją posada, a za włamanie mogą odpowiadać prawnie..
- głoś Martyna, Biorę to na siebie - skomentowała szybko. Martyna wyjęła radiostacje  zgłaszając rudej puste mieszkanie, I prośbę o przesłanie patrolu policyjnego do jego zabezpieczenia.
- Na bazę? - upewnił się Wszołek, na co dostał pozwolenia lekarki. Dwadzieścia minut później wtaczali się ma podjazd. Martyna wyskoczyła z karetki jako pierwsza, mając nadzieję że jej kawa nadal tam czeka.
- kto?!- warknęła, widząc że jej kubka nie ma ani w miejscu w którym go zostawiła, ani w żadnym innym. Zerknęła do szafki, do zlewu, do zmywarki.. nigdzie nie było jej ulubionego kubka w kolorze oliwkowym z podpisem jej imienia. - kto ma mój kubek?!
- to chyba ten? - nowa ratowniczka uniosła go do góry. Spiorunowala ja natychmiast wzrokiem, sięgnęła do szafki po pierwszy lepszy, I podeszła do kobiety.
- Widzisz co tam jest napisane? - uniosła brew, czekając na odpowiedź ratowniczki - przelej kawę do tego i więcej go nie zabieraj.
- Przepraszam, nie zwróciłam uwagi - zawahała się Natalia, posłusznie odebrała naczynieni przelała kawę, oddając Martynie jej kubek. - o co ta afera?
- Ten kubek jest bardzo ważny dla niej - Renata spokojnie wytłumaczyła kobiecie, skąd ta złość Martyny. Oliwkowe naczynie jest jedynym, co zostało jej po ukochanej cioci. Dostała go, kiedy zatrudniła się w bazie, niedługo później ciotka Martyny opuściła ten świat, a oliwkowy kubek pozostał jedyną namacapna rzeczą jej istnienia. Zero zdjęć  tylko kubek, I piękne słowa..  nikt z ratowników nigdy go nie zużywał, zresztą prawda była taka, że każdy miał własny  który używał.
- przepraszam- odezwała się Martyna, kiedy Natalia podeszła do blatu. - Nie potrzebnie naskoczyłam na ciebie.
- Rozumiem, nie musisz przepraszać- czarnulka uśmiechnęła się przyjaźnie- zapamiętam na przyszłość.
- 24s - Wiktor wyszedł z biura, poczuła na sobie czyjeś spojrzenie, wzrokiem przeszukala kto jest za to odpowiedzialny. Adam patrzył to na nią to na Ankę- Zapraszam na rozmowę.
- Baśka mnie zakatrupi, jeśli...
- Będzie dobrze, pogada i tyle - uspokoiła go Martyna kierując się do gabinetu. Zamknęła drzwi za nimi, aby uniemożliwić podsłuchiwanie reszcie bazy. Anka siedziała przy biurku na przeciw Wiktora próbując coś wytłumaczyć.
- Znasz zasady Anka. Możemy wejść tylko w obstawie policji, lub jeśli..
- zachodzi podejrzenie że w środku znajduje się osoba potrzebująca pomocy. - dodała za niego - zgadza się.
- Nie do końca.. - westchnął, wyjmując z kamizelki latareczkę, która zaczął bezwiednie obracać w palcach - weszliście do innego mieszkania.
- nie możliwe, upewnialiśmy się na dyspozytorni - odezwała się Martyna, ściągając na siebie wzrok Wiktora.
- To był numer mieszkania osoby zgłaszającej, której akurat nie było w mieszkaniu.  - odpowiedział, nie spuszczając wzroku z Kubickiej. Anka odchrząknęła, ale Wiktor nie zwrócił uwagi na to, przeniósł wzrok na Adama stojącego obok - i kobieta nie wniesie pozwu, tylko dlatego że to ona podała numer swojego mieszkania zamiast tego na przeciwko.
- co w takim razie z ludźmi z wezwania? - dopytała Anka.
- Inny zespół otrzymal to wezwanie. Zwykła kłótnia małżeńska bez rękoczynów, nie licząc stłuczonego talerza.
- całe szczęście..
- całe szczęście. - powtórzył dobitnie. - możecie iść, i niech to będzie nauczka na przyszłość.

- Do zobaczenia! - ostatni ratownicy z ich zmiany opuścili bazę, nie mogąc się doczekać aż znajdą się w domu. Została tylko Martyna, Adam i Wiktor który obiecał odwieźć ich do domu.
Przez chwilę zastanawiała się, czy to dobry pomysł by razem wychodzili z bazy, ale dała sobie przegadać że bardziej podejrzane byłoby gdyby szła sama. Wiktor zawsze odwoził ich do domu, kiedy kończyli w tym samym momencie.
- dobra dzieciaki, czekam w samochodzie- Wiktor zatrzasnął szafkę i wyszedł z budynku.
- Myślisz że jeszcze wrócisz do 21s? - zapytał Adam zmieniając koszulkę.
- Mam nadzieję, ta Natalia za bardzo się panoszy w naszej karetce... - jęknęła z niezadowoleniem.
- Nie przypadła do gustu, co? - zaśmiał się - widziałem jaki dystans od niej trzymasz.
- Jakoś nie zachęca mnie do siebie. Niby miła a jednak.. Coś z nią jest nie tak - wzruszyła ramionami. Prawda byla taka, że czuła się źle odkąd ta kobieta została zatrudniona. Miała wrażenie- być może mylne- że wszystko co robi  tylko po to by uprzykrzyć jej życie.
- chodź, czas na odpoczynek- zatrzasnął szafkę, I odczekał aż Martyna zrobi to samo. Wyszli z budynku, I skierowali się w stronę zaparkowanego na pojeździe samochodu. W którym Wiktor z kimś rozmawiał przez telefon.
- Zośka oddzwonię później. Na razie- Wiktor zakończył szybko połączenie, kiedy otworzyli drzwi samochodu.
- jak dobrze, że nie muszę się tułać tymi autobusami - zagaił rozmowę Adam. Samochodem było raptem 10 minut jazdy, autobusem czasem i 40, w zależności które trasę aktualnie wybrał.
- jak tam idzie zbieranie na samochód? -zainteresował się lekarz, wiedząc że Basia i Adam od dawna zbierają na rodzinne auto. Niedługo planowali powiększenie rodziny, do tego czasu mieli kilka punktów które należało odchaczyć przed dzieckiem. Wiktor bardzo podziwiał ich dorosłej odpowiedzialne podejście do tematu rodziny, wiedział że im się nie przelewało, sytuacja się polepszyła dopiero dzięki zatrudnieniu Basi w stacji. Musiała co prawda odnowić wiedzę, I skończyć kilka kursów.. Ale Wiktor nie musiał szukać pracownika a Basia miała pewna pracę. Wszyscy na tym wygrali.
- Jesteśmy coraz bliżej..  - uśmiechnął się Adam, jeśli nic nie wyskoczy to jeszcze kilka miesięcy.
- Cieszę się, że wam się układa - skomentował Wiktor.
- A Ty Martynka? Kiedy auto kupujesz? - Adam obrócił się w jej stronę.
- Chyba nigdy nie przekonam się by jeździć.. 
- Masz prawo jazdy? - Banach zerknął we wsteczne lusterko.
- Mam, ale nie jeżdżę samochodem od czasu kiedy wpadłam w poślizg.. strasznie spanikowałam, I nie umiem od wtedy się przemóc..
- trzeba nad tym popracować..
- Myśli Pan, że nie próbowałam? - uniosła brwi patrząc w lusterko - wielokrotnie..
- Nasza Martynka skrywa wiele tajemnic - zaśmiał się Wszołek.
- Na to wygląda Adam..
- dziękuję za podwózkę, do jutra- Adam wyszedł samochodu, zatrzaskując drzwi. Stali chwilę, patrząc jak się oddala.
- zapraszam -Wiktor wskazał wolne miejsce obok siebie, uśmiechnęła się przeskakując przez fotel.
- miałem na myśli wyjście i wejście drzwiami.. - uśmiechnął się, ruszając przed siebie. - nie chwaliłaś się ze masz prawo jazdy..
- Co po dokumencie, skoro nie jeżdżę?
- a chciałabyś?- Zerknął w jej stronę, zatrzymując samochod na światłach
- Ułatwiłoby życie, ale strasznie mnie stresuje siadanie za kierownicę..
- ufasz mi? - zapytał całkiem poważnie. Ściągnęła brwi węsząc podstęp, chwile przypatrywała się mu ale w końcu kiwnęła głową przytakując. - znam miejsce niedaleko stąd, mógłbym Ci pomóc.
- Ty chyba nie wiesz o czym mówisz! - roześmiała się - nie lubisz już swojego samochodu?
- lubię.. Ale to tylko samochód Martyna.
- mówisz poważnie? Dałbyś wsiąść mi za kierownice? Przecież nawet nie wiesz jak jeżdżę, czy tam jeździłam.. 
- nie spróbuję to się nie dowiem..
- A jeśli..  nie wiem.. zniszczę go?
- będę obok.- zapewnił ją, odszukał jej dłoń, zaciskając w swojej. - jedziemy?
- to szaleństwo.. Ale zróbmy to..
- dobra decyzja..

Dajmy temu szansęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz