Rozdział 2

27 2 0
                                    

Środowy ranek zaczął się jak zwykle. Zosia szykowała się do szkoły, Wiktor do pracy a Pan Andrzej spokojnie i nieśpiesznie przygotowywał śniadanie z ich pomocą. W końcu harmider ustał, I wszyscy usiedli do stołu.
- Słuchajcie.. - zaczął, zanim zjedli. - Martyna śpi w pokoju gościnnym. Ma problemy, I poprosiła mnie o pomoc.
- Jakie dokładnie problemy? - dopytał ojciec Wiktora, który wbił w niego swój wzrok.
- Uciekła przed.. przed swoim chłopakiem. - odetchnął głęboko, wspominając sobie przerażenie kobiety poprzedniego dnia. - szczególnie Ciebie proszę, żebyś się nią zajął. Nie chcę żeby pracowała w takim stanie, więc załatwe jej kilka dni wolnego, dopóki nie stanie na nogach. Nie patrz tak na mnie. Co miałem zrobić?
- Ja patrzę? - Zosia jęknęła z niezadowoleniem-ja nie patrze.
- Zocha.. widzę że chcesz coś powiedzieć.
- A czemu akurat u nas? Nie ma swoich kolegów? Lubię ją, ale nie rozumiem dlaczego akurat do nas przyszła. - wyrzuciła z siebie wszystkie emocje.
- Zaufała mi, to chyba dobrze? A naszym zadaniem jest jej pomóc..

Obudziła się koło południa. Przeciągnęła się i usiadła wystraszona. Zerknęła na pomieszczenie którym się znajdowała. W dzień wyglądał całkiem inaczej. Jaśniej, przyjemniej..
Przypomniała sobie wczorajszy dzień, I odetchnęła z ulgą. Musiała podziękować Wiktorowi za ratunek. Wczoraj widziała wszystko w czarnych barwach, ale dziś.. dziś zdecydowanie miała spokojniejszą głowę. Długo rozmawiała z Banachem, podpowiedział jej to i owo, zapewniając że ma jego pełne wsparcie. Czuła że prosząc go o pomoc dobrze zrobiła. Nie oceniał jej. Nie narzucal nic.. sięgnęła po ręcznik leżący na komodzie, który w nocy przyniósł doktor Banach, I cicho uchylając drzwi skierowała się do łazienki. Na końcu korytarza w prawo. Cicho zapukała, a kiedy odpowiedziała cisza, nie śmiało nacisnęła na klamkę. Stanęła w dużym pomieszczeniu. Beżową łazienka została dobrze urządzona, przyglądała się jęk chwilę aż zatrzymała wzrok na pralce. Leżały tam dresy i kartka. Nie pewnie przejechała po niej palcami.
" Gdybyś potrzebowała czegoś na zmianę. Zosia". Uśmiechnęła się, podnosząc szaroniebieski dres. Dzięki Zocha. Odkręciła wodę pod prysznicem i zdjęła z siebie ubrania. Wrzuciła je do pralki, ustawiając na krótki okres prania i weszła do zaparowanej kabiny.
Przebrała się w dres od córki Wiktora, trochę przykrótki ale lepszy niż brudne ubranie. Przetarła dłonią lustro i aż skrzywiła się na swój widok. Rozcięta warga była napuchnieta, na lewym policzku mienił się żółto- pomarańczowy siniak, a tuż obok czerwony.. westchnęła i sięgnęła po grzebień leżący na umywalce. Przeczesała włosy i śpiewa niski kucyk. Wyglądała okropnie.. Cicho skierowała się na dół, czując jak jej serce bije. Która była godzina? Czy wszyscy na nią czekają? Powoli schodziła po schodach szukając ciekawskich spotzen, ale odetchneła że spokojem widząc że nic takiego nie ma miejsca.
Stanęła w kuchni, zastanawiając się czy wolno jej się obsłużyć ekspresem do kawy. Była głodna. Wczoraj mimo zachęcania Wiktoea, nie była w stanie nic przegryźć, dzisiaj jej brzuch dawał głośno o sobie znać.. przełknęła ślinę głośno.
- Dzień Dobry - usłyszała wesoły głos z salonu. Dopiero teraz zauważyła że starszy Pan, ojciec Wiktora, siedział w fotelu, pochylony nad gazetą.
- Dzień dobry Panie Andrzeju - odetchneła z uśmiechem - ale mnie Pan wystraszył.
- Śniadanie jest na stole, częstuj się. Jeśli masz zochote na herbatę, to z przyjnością ją przygotuje ale z kawą.. to już musisz sobie sama poradzić bo ja nie znam się an tej technologii - zaśmiał się starszy Pan, poprawiając okulary na nosie.
- dziękuję bardzo - uśmiechnęła się wracając maszynę. - a szklanki?
- w górnej szafce po lewej.
Sięgnęła po kubek i wstawiła na podstawkę ekspresu do kawy. Chwilę później napój był gotowy. Nieśmiało usiadła przy stole, nabierając kanapkę na talerz. Siedziała w ciszy, czując się skrępowana w nie swoim domu. Telefon zawibrował, zerknęła na ekran i usunęła wiadomość. Nie obchodziło jej co w nim było. Zamknęła ten rozdział, nie chcąc kolejny zostać wciągniętą w jego gry.
Ugryzła kęs kolorowej kanapki, delektując się jej smakiem. Gdzie powinna teraz pójść? Nie mogła przecież zostać u doktora Banacha. Była mu wdzięczna, za to że pozwolił jej zostać na tę noc.
Jej wzrok spoczął na starszym mężczyźnie który po cichu wszedł do kuchni, wyjmując opakowania z tabletkami.
- czas na deser - uśmiechnął się delikatnie, wskazując na krzesło- można?
- oczwiście, proszę- zreflektowała się natychmiast. Patrzyła jak spokojnie siada i połyka kolejne tabletki popijając je odrobiną wodą. - dziękuję za to, że mogłam u Państwa spędzić tę noc.
- Ależ to żaden problem Pani Martyno. Może Pani zostać jak długo będzie potrzeba.. - usłyszała spokojny głos. Dopiero teraz zauważyła że starszy Pan był tak podobny do swojego syna. Mieli podobny głos, chociaż Pana Andrzeja był bardziej zachrypnięty, ten sam spokój w oczach, ten sam ton wypowiedzi.
- Dziękuję, ale nie chcę przeszkadzać, I tak otrzymałam dużo więcej, niż zasłużyłam.
- Ale co też Pani opowiada Pani Martyno.. od kiedy to trzeba zasługiwać na ludzką życzliwość? - uśmiechnął się ciepło do niej - mój syn dobrze zrobił że Panią tu przywiózł.
- proszę mówić mi po imieniu..



- Martyna oddzwoń proszę..- Strzelecki kolejny raz nagrywał się na jej sekretarkę, zagryzając zęby - nie rozumiem co się z nią stało. Tomek jest załamany, nie daje żadnego znaku życia.
- Twój brat mówił co sie stało.? - zmarszczył czoło Wiktor, słysząc jak Piotrek wspomina o oprawcy Martyny. Nikt nie wiedział gdzie przebywa. Nikt oprócz Wiktora który nie miał zamiaru o tym rozmawiać z kimkolwiek.
- podobno pokłócili się o coś. Wyszła i trzasnęła drzwiami. Myślał że wróci, ale jak widać.. - zagryzł zęby. Nie dość że martwił się o przyjaciółkę, to było mu szkoda brata który dobrze odgrywał swoją rolę. - Pan coś wie?
- Ja? - Wiktor zaskoczony spojrzal na Piotrka - a skąd mam wiedzieć?
- wiedział Pan, że nie będzie jej w pracy.. musiała z Panem rozmawiać..
- no Piotr.. zadzwoniła że kilka dni potrzebuję wolnego. Nie pytałem.. - zmarszczył czoło, jak szybko Piotrek dodał 2 do 2. - czy ja kogoś z was pytam po co bierzecie urlop?
- no tak..- przyznał mu rację Piotr. Jednak to fałszywy trop. A więc gdzie była ta dziewczyna?
Zatrzymali się na podjeździe. Wiktor zalecił ratownikom przygotować kartkę dla drugiej zmiany, a sam skierowała się do biura. Zaraportował rudej koniec zmiany, i odłożył radio na ładowanie.
- do jutra! - zawołał do pracowników i zniknął w samochodzie. To był Ciężki dzień, marzył o drzemce na kanapie, ale obiecał Martynie, że potowarzyszy jej na komendzie. Musiała zrobić obdukcje, aby ten mężczyzna odpokutował za swoje zachowanie, a przy okazji, zeby już nigdy więcej jej nie skrzywdził. Długo musiał przekonywać młodą ratowniczka by się na to zgodziła, w końcu przyznała mu rację. Inaczej nie uwolni się od tyrana z którym spędziła ostatnie kilka miesięcy..

Dajmy temu szansęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz