Była godzina piętnasta trzydzieści, gdy Aleksander opuścił ten okropny przybytek zwany szkołą. Chłopak już miał skierować się do domu, kiedy na jedynej drodze, do niego prowadzącej ujrzał Martynę. Coś odepchnęło go od niej. Jak najszybciej obrócił się na pięcie i udał się w drugą stronę. Dokładnie w tą, z której przyszedł. I gdy na drodze za zakrętem ujrzał Konstancję w obecności tego chuja, machinalnie zacisnął szczękę. Zdziwiony własną reakcją, kiedy ujrzał, że zaciska zęby, wziął głęboki oddech i odetchnął kilka razy, żeby napięcie z jego ciała zeszło. Wredna, wkurzająca, uparta jak mało kto, której słowa za każdym razem przeciekały ironią, i która za każdym razem go odpychała. Taka właśnie była Kosta. I może to ostatnie sprawiło, że Aleks był zaintrygowany jej osobą. Chciał... ją mieć? Ale nie tylko w łóżku. Długo walczył ze sobą, czy aby na pewno chce do nich podchodzić. W końcu zdecydował. Podszedł do nich. Przyłapał się na myśleniu, że gdyby tylko mógł, to by go pobił do utraty przytomności. Ale nie mógł. Przecież mu nie zależy.
— O nie, tylko nie on. — Mruknęła Kosta pod nosem, udając, że go nie widzi. On jednak zdawał sobie sprawę, że to nie prawda. Że ona go widzi. Ona wie, że on tu jest. Tylko dlaczego tak udawała? Zgrywała niedostępną? To ostatnie sprawiło, że oprzytomniał i postanowił być taki jak zwykle, choć przeszło mu przez myśl, że może gdyby był inny to patrzyłaby na niego inaczej i on byłby w miejscu Mikołaja. Tylko od kiedy on tego chciał? Od kiedy chciał być jej chłopakiem? Otrząsnął się w samą porę.
– Co Ci jest? — Zapytała się go Konstancja i może, MOŻE to tylko jego wybujała wyobraźnia, może jego chora paranoja, ale kurwa jego mać, on usłyszał w tym ironicznym pytaniu coś, czego nie był pewien, że mógłby opisać słowami.
— Mnie? Absolutnie nic. — Powiedział chłopak, udając, że wszystko jest okej, chociaż nic nie było, ponieważ on sam nie był już niczego pewien. Absolutnie niczego. Nawet tego czy naprawdę nazywał się Aleksander Wasiluk. — Jak już cię widzę... — Kontynuował niewzruszony. — Masz szluga? — Dziewczyna przewróciła oczami, ale i tak wyciągnęła paczkę z kieszeni, częstując chłopaka. — Dzięki.
— Oo, Martynka! — Zawołała ruda, machając do dziewczyny, będącej po drugiej stronie ulicy. — Chodź do nas, twój chłopak cię szuka!
— Suka. — Powiedział do niej Aleks.
— Staram się. — Odpowiedziała ruda ze śmiechem. Złapała Mikołaja za dłoń, prowadząc go w dół ulicy, tym samym zostawiając Wasiluka z Martyną niezwykle zdezorientowanych.
— Jakoś przestaje mi się podobać to, że ciągle cię z nią widzę... — Westchnęła Martyna, zakładając ręce na piersi. Aleks wziął głęboki wdech, zanim zastanowił się nad odpowiedzią.
— To są tylko przypadki, naprawdę. — Powiedział w końcu, patrząc w oczy brunetki.
— Chodź na Jasne Błonia, pogadamy. — Bez słowa Aleks ruszył za nią w kierunku parku. Kiedy dotarli na Jasne Błonia, Martyna usiadła na ławce, a Aleks usiadł obok niej, próbując uporządkować swoje myśli.
— Słuchaj, naprawdę nie musisz się martwić o tę sytuację z Kostą. — Zaczął Aleks, próbując przekonać dziewczynę i samego siebie. Martyna spojrzała na niego ze smutkiem w oczach.
— Nie rób ze mnie idiotki, dobrze? Odkąd tylko ona się pojawiła, to tobie zaczęło coś odbijać. Zaczynasz mnie unikać, nie pamiętam nawet, kiedy ostatnio widzieliśmy się sami! Aleks, każdy głupi widzi, jak na nią patrzysz... — Aleks westchnął ciężko. Wiedział, że nie może dłużej unikać tej rozmowy.
— Ja... — Zaczął niepewnie. — Nie wiem, co się dzieje, naprawdę. — Martyna uniosła brwi ze zdumieniem.
— Czyli jednak chodzi o nią. — Powiedziała z pogardą. — Jak możesz, Aleks? Jak?
— Nie chodzi o Kostę. — Rzucił krótko. — Martyna, słuchaj, naprawdę mi na tobie zależy. Jesteś dla mnie bardzo ważna. Pogubiłem się ostatnio, nie wiem co mam zrobić. Przepraszam. — Po chwili ciszy Martyna uniosła wzrok, a w jej oczach widniał błysk zdecydowania i gniewu.
— Nie sądzisz, że to za mało? — Rzuciła wściekle. — Myślisz, że możesz sobie tak po prostu mnie rzucić? I do tego jeszcze nie ukrywać, że to przez nią? Wpatrujesz się w nią jak w jakiś pieprzony obrazek! Ona nie jest tego warta.
— Nie masz pojęcia, o czym mów-.
— To ty nie masz pojęcia, o czym mówisz! — Przerwała mu, zaciskając pięści. — Na oczy nie chcę cię więcej widzieć! I dla jej dobra, niech ona też mi się nie pokazuje! — Aleks otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, ale słowa przepadły, zanim zostały wypowiedziane. Widząc stanowczość w spojrzeniu Martyny, poczuł się sparaliżowany, nie wiedząc, co jeszcze może powiedzieć. Brunetka spojrzała na niego jeszcze raz, po czym odeszła szybkim krokiem w swoją stronę.
Co on najlepszego zrobił? Czemu się łudził, że kiedykolwiek w życiu będzie szczęśliwy? Nadzieja matką głupich, ale umiera ostatnia.
W drodze powrotnej zdążył rzucić na siebie taką wiązankę przekleństw, że nawet losowy patus z ulicy nie byłby w stanie tego powtórzyć. Był na siebie niemożliwie wściekły. Nie znał nawet kolejnych kroków, jakie teoretycznie miałby podjąć.
— Too close to the sun, dear...— Powtarzał jak mantrę.
Jego szczęście było jak to słońce — dalekie, odległe, a w dodatku parzące przy każdej, możliwej okazji. To było niemożliwe, prędzej poleciałby statkiem kosmicznym na księżyc, niż był w tym życiu szczęśliwy.Nie był w stanie przyjąć do siebie porażki.
Tej samej porażki, która wymalowana była na jego twarzy wielkimi literami.
CZYTASZ
𝑑𝑒𝑘𝑎𝑑𝑒𝑛𝑐𝑗𝑎 | 𝑓𝑢𝑘𝑎𝑗.
Fanfiction─── 𝑑𝑒𝑘𝑎𝑑𝑒𝑛𝑐𝑗𝑎 | 𝑓𝑢𝑘𝑎𝑗. dekadencja. 1. «rozkład dotychczasowych wartości moralnych, kulturalnych lub społecznych» 2. «końcowa fa...