12. Idź na skróty, będzie łatwiej...

30 10 5
                                    

Jack, proszę, znajdź mnie! Potrzebuję cię! JACK, URATUJ MNIE, ZANIM ONI MNIE ZNAJDĄ!

Obudziłem się, zalany zimnym potem. Te koszmary są coraz bardziej intensywniejsze, coraz bardziej wyraźniejsze. Tym razem widziałem, kto mnie woła. To była Kate. Uciekała przed kimś, ale przed kim? Tego nie wiem, sen się skończył, zanim się tego dowiedziałem. Jednak teraz wiem, kto mnie tak nawiedza każdej nocy. Kate próbuje się ze mną porozumieć, potrzebuje mojej pomocy, co oznacza, że jednak żyje.

- Jak się spało?-usłyszałem głos John-a, który stał nade mną cholera jedna wie, ile czasu.

- Kiedy wróciłeś?-zapytałem go.

- Dwie godziny temu, goniony przez grupę sztywnych-powiedział John.-Peter nie żyje, poświęcił się da nas, odciągając sztywnych od kryjówki.

- Jasna kurwa cholera...-zaklnąłem pod nosem, wstając z podłogi.-To... ile nas zostało?-zapytałem.

- Jest nas czwórka, Charlie jeszcze nie ma-powiedział John.-I chyba nie będzie miała zamiaru tutaj wracać, skoro taka grupa sztywnych ją zaatakowała. Obawiam się, że nie dała rady...

- Tak, chyba masz rację...-mruknąłem.-Dobra, zbierajmy się stąd. Mam już dość tego miejsca.

Zebraliśmy razem z Alice oraz Matt-em resztę zapasów, jakie zostały w magazynie, po czym opuściliśmy kryjówkę i ruszyliśmy przez las. Nie wiem, czemu właśnie przez las ruszyliśmy, tak John zadecydował, a ja nie chciałem się z nim o to kłócić.

Jako pierwszy szedł Matt, tuż za nim szła Alice, ledwo mogąc utrzymać się na nogach, a grupę zamykaliśmy ja i John, obserwując okolicę oraz tyły. Sam poprosiłem Johna, żeby szedł ze mną na tyle, bo chciałem z nim pogadać na temat tego, co mi się śniło w nocy.

- Więc, ta dziewczyna, którą widziałeś w swoich snach, to była twoja siostra?-zapytał mnie jeszcze raz John.

- Tak, to była Kate-odparłem.-Prosiła mnie o pomoc, ponoć ktoś ją szuka, a ja nie wiem, kto. Nie wiem też, od czego zacząć swoje poszukiwania.

- Spokojnie, Jack, pomyślimy nad tym jeszcze-powiedział spokojnie John.-A na razie znajdźmy jakieś schronienie. Nie mam zamiaru spać pod gołym niebem...

Przyspieszyliśmy i dogoniliśmy resztę naszej grupy, która nieco się od nas oddaliła. Kiedy ich dogoniliśmy, zauważyłem, że Alice trzyma się mocno za lewą rękę, jakby się czegoś bała. Mam tylko nadzieję, że nie stało się z nią to, o czym teraz myślę...

Las zdawał się nie mieć końca, tak mi się przynajmniej zdawało. Po jakimś czasie nie mogłem już wykonać kolejnego kroku, byłem strasznie zmęczony. I nie tylko ja byłem, także Alice już ledwo mogła stawiać kolejne kroki. Matt i John szli przed nami i nie zwracali na nas zbyt dużej uwagi.

- John, nie wiem, jak ty, ale ja i Alice już ledwo stawiamy kroki!-zawołałem do niego, zatrzymując się i opierając o drzewo.-Może... jednak... zrobimy mały postój, co? Dobrze nam to zrobi...

John zatrzymał się, odwrócił w moim kierunku, po czym podniósł brew ze zdziwienia.

- Wszystko w porządku, Jack?-zapytał mnie John.-Wyglądasz, jakby przed chwilą przebiegł maraton.

- Bardzo śmieszne, John. Po prostu nie jestem przyzwyczajony do tak długich wypraw-powiedziałem.-Ale wracając, zróbmy ten postój, bo ja i Alice już ledwo na nogach stoimy.

John przez chwilę myślał nad tym, po czym ustąpił. Chyba wiedział, że i tak nie ma innego wyjścia, i tak byliśmy w drodze od kilku godzin. Matt zajął się rozstawianiem puszek na szurku, które przywiązywał między drzewami. Służyły one głównie do alarmowania grupy ocalonych, gdyby szwendacze się zbliżali. Jeden z sztywnych wpada na puszki, które zaczynały wydawać głośny dźwięk, który aarmował ocalonych. To przydatna recz, jeżeli obozujesz w lesie.

The Walking Dead: Stay Human || TWD Fanfiction || [Ukończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz