11.

37 14 9
                                    

Idziemy przez kampusowy park w milczeniu i gdy od drzwi do Trigger dzieli nas dosłownie ostatnia prosta przez alejkę z wierzbami płaczącymi, Corey przystaje.

— Słuchaj... — urywa, a ja przystaję i czekam, co powie dalej. — Naprawdę zdałaś tę matmę? — pyta ze speszonym uśmiechem.

Coś się pod nim kryje. Nie wiem jeszcze, co, ale zapewne za chwilę się dowiem. To nie było pytanie, które chciał mi zadać.

— Ej, nie wierzysz mi? — szturcham go, a on zaczyna się śmiać.

— Trudno w to uwierzyć, wiedząc, jaki stan wiedzy miałaś przed egzaminem — nabija się ze mnie.

— Znalazł się Mądrala — przedrzeźniam go, ale milknę i zakrywam usta dłonią, bo palnęłam głupotę.

Patrzy na mnie z rozbawieniem i przechyla głowę na bok, przekornie.

— Wiem, że wszyscy mnie tak przezywają, nie musisz się z tym kryć — tłumaczy.

Jest mi głupio. Tak bardzo głupio, że nie wiem, jak się zachować, ale zbieram się w sobie i staję odważnie do konfrontacji.

— Powinieneś być z tego dumny, nie każdy może mieć taki umysł — tłumaczę mu swój punkt widzenia.

Rozbawienie znika z jego twarzy, ale oczy wciąż są uśmiechnięte. Zerka na mnie niepewnie.

— To miłe co mówisz — chwali. — Nigdy o tym nie myślałem w ten sposób — mówi z żalem.

Przewracam oczami.

— To nie jest miłe, to prawda — argumentuję. — Niezbity fakt. Ogromna zaleta.

Peszy się, gdy mówię o nim w ten sposób i ucieka spojrzeniem. Czyżby Corey był nieśmiały?

— Nikt z moich znajomych nigdy nie uważał, że to zaleta — tłumaczy niechętnie, ale wyraźnie jest zadowolony z moich słów.

Corey jest nieśmiały!

— Ja uważam, że to nawet seksi — żartuję, żeby go speszyć jeszcze bardziej, a on parska nerwowym śmiechem. Podoba mi się taki. — Serio, prawie dostałam orgazmu, jak tłumaczyłeś mi matmę w Trigger — zaczynam się chyba nad nim pastwić.

Zrobił się czerwony jak burak i kilka piegów na jego nosie zniknęło w rumieńcu.

— Taa jasne.

Myśli, że to żart, a ja przecież mówię poważnie. Czuję się przy nim zupełnie luźno, choć on chyba nie może powiedzieć tego samego. Po chwili przestaje się śmiać. Przestępuje z nogi na nogę i zerka na mnie niepewnie.

— Emma... chciałbym ci coś powiedzieć — zaczyna, ale urywa.

Patrzy gdzieś pod stopy, a potem znów na mnie i znów gdzieś w bok. Ma zmieniony wyraz twarzy. Nie znam go takiego, ale świetnie wiem, co to oznacza. Zamieram. Czuję, jak w całym moim ciele rozpływa się paraliżujące ciepło. Wiem, że to, co chce mi powiedzieć, będzie o tym, że wciąż coś nas do siebie przyciąga. Robi krok w moim kierunku, staje bardzo blisko i obejmuje mój policzek.

— Podobasz mi się — wyznaje.

Stoję osłupiała i patrzę w te jego niebieskie oczy, a on spogląda nimi na moje usta. Pochyla się i całuje mnie delikatnie. Zmysłowo. W momencie się zatracam w tym pocałunku. Jego usta są dokładnie takie, jakimi je sobie wyobrażałam.

Całuje mnie, sięgając ustami raz jeszcze i jeszcze, a ja odpowiadam mu tym samym. Czuję jego język, jak wkrada się do moich ust, a on obejmuje mnie ramieniem i przyciąga do siebie. Wymyka mu się westchnienie, a mi przypomina się David. Wiem, że powinnam najpierw wyjaśnić to z nim, zanim pozwolę Coreyowi się całować.

Odsuwam go delikatnie od siebie i spuszczam wzrok.

Jemu jest mu chyba głupio, bo chwyta się za czoło.

— Przepraszam — mówi z grymasem i odwraca czapkę daszkiem do przodu. Nasuwa ją mocno na oczy, a paląca purpura zalewa jego policzki. To takie słodkie. — Naprawdę przepraszam — powtarza i rusza przed siebie.

Chyba pomyślał, że go odepchnęłam. Nie chcę, żeby mnie przepraszał i nie chcę, żeby tak myślał. Idę za nim.

— Corey! — wołam go, ale nie reaguje. — Corey, zatrzymaj się — proszę go i chwytam za ramię, ale się wyszarpuje. — David, muszę z nim...

— Tak, WIEM, DAVID, przeprosiłem — warczy na mnie.

Staję jak wmurowana. Dlaczego mnie nie wysłucha?

Nawet nie wiem, kiedy znów zrobiło mi się zimno. Jestem w cienkiej bluzce, a po niebie roztacza się pierwszy grom. Zerkam na niebo i obejmuję się ramionami. Corey zatrzymuje się i zerka na mnie przez ramię. Rozbiera bluzę i mi ją podaje.

— Ubierz — nakazuje.

— Nie trzeba — odmawiam, bo znajdujemy się tuż przed wejściem do Trigger.

Za chwilę będę w środku, a tam przecież jest ciepło.

— Ubierz — upomina surowo.

Odmawiam gestem ręki, chcę porozmawiać, a nie spierać się o bluzę. Staje więc przede mną i przerzuca mi ją przez głowę.

— Powiedziałem, żebyś ubrała — warczy i zostawia mnie, ruszając do wejścia.

Przekładam ręce przez rękawy, a bluza pachnie znajomym słodkim zapachem. Teraz wiem na pewno, że chłopakiem, który odprowadził mnie do pokoju w tamtą noc, był Corey.

Oliwkowa bluza to ta sama, którą wtedy miał na sobie, a słodki zapach, to jego perfumy.

Dlaczego się nie przyznał?

✨✨✨✨✨✨✨

No to jest pytanie. A Wy jak myślicie, to w ogóle on?

Do jutra!

Monika :)

Monika :)

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
MądralaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz