14

7 2 0
                                    


-Masz zabić Ardena-powiedziała poważnym głosem wbijając we mnie uważny wzrok.

-Możesz powtórzyć-zapytałam, a mój głos zaczął drżeć.

Przełknęłam ślinę.

Myślałam, nie, modliłam się, że się przesłyszałam, a to wszystko było tylko jednym wielkim nieporozumieniem.

Idris popatrzyła się na mnie, a w jej ślepiach zdawało mi się, że zobaczyłam współczucie.

Współczucie było dla słabych.

Popatrzyłam na nią z gniewem, chociaż najchętniej schowałabym twarz w dłoniach i zaczęłabym płakać.

Ale płacz też był dla słabych.

-Do kiedy mam czas?-zapytałam starając się zachować pewność głosu.


Idris usadowiła się wygodnie na trawie i zaczęła przeczesywać palcami swoje włosy wyczesując z nich wodorosty i pozostałe nieczystości.

-Masz czas do zachodu słońca-oznajmiła mi z przerażającą wręcz obojętnością.

Zupełnie jakby życie Ardena, jedynej osoby, której mogłam powiedzieć wszystko, a on nigdy by mnie nie uznał za słabą, osoby na której zawsze mogłam polegać, osoby która mnie we wszystkim wspierała, było dla niej i pani Loreley, obojętne albo gorzej, zbędne.

Chociaż wiedziałam, że przecież obie robiły i widziały gorsze rzeczy od morderstwa nieletniego elfa.

Nixie wbiła wzrok w bransoletkę na nadgarstku, której wcześniej nie zauważyłam.

Była złota i pięknie zdobiona w kwiaty, aczkolwiek wyczuwałam od niej niepokojącą energię.

Pani Lorelay pewnie w ten sposób jej pilnowała, uniemożliwiając jej ucieczkę i podsłuchując jej konwersacji, aby upewnić się, czy nie chce jej zdradzić.

Nixie wstała z gracją, wygładzający swój strój po czym wskoczyła do wody po ostatnim spojrzeniu w Słońce.

W mojej głowie kłębiły się tysiące myśli.

Nie rozumiałam czemu Loreley zależało na śmierci podwładnego jej partnera i w jaki sposób jej się to opłacało.

Czułam ból w klatce piersiowej, jakby ktoś sztyletem próbował mi je wyciąć z pierśi.

Za bardzo zbliżyłam się do Ardena.

Nie mogłam sobie wyobrazić kolejnego dnia bez niego, bez jego żartów, uśmiechu i rozmów.

A co dopiero własnoręczne zamordowanie go.

Nagle poczułam ramiona owijające się wokół mojej szyi.

Już miałam walnąć napastnika łokciem w brzuch, kiedy usłyszałam znajomy głos.

-Kaida! Patrz co złapałem!-.

Odkręciłam głowę po czym zobaczyłam Ardena który trzymał w garści dwie rude wiewiórki, których głowy były wykręcone w nienaturalny sposób.

Arden uśmiechał się promiennie i wyszczerzył swoje białe zęby, których ostre kły nie pasowały do jego obrazu.

Położył się na trawie obok mnie, zostawiwszy przedtem wiewiórki w innym miejscu.

Leżał jak rozgwiazda na piasku, a jego zielonkawa skóra wtapiała się w otaczającą zieleń.

Nie mogłam zebrać się na to, aby chociażby spojrzeć mu w oczy.

Nie wiedziałam już czego chcę, ani po której stronie jestem.

Nie chciałam go zabić, ani go skrzywdzić

Królowa CieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz