Rozdział 8

90 7 0
                                    

Pov. Viviana

Tego dnia wstałam naprawde wypoczęta. Otworzyłam oczy i pierwszym co zauważyłam była spokojna twarz Denvera. Spał jak zabity, a to podobno on był mordercą. Nie chciałam go budzić, więc powoli i spokojnie próbowałam uwolnić się z jego objęć. Ten jednak mi na to nie pozwalał i kurczowo trzymał mnie w talii. Zaczęłam brać pod uwagę to, że mógł już nie spać, więc obrałam taktykę.

-Denver muszę do toalety- powiedziałam i zaczęłam się aktorsko wiercić.

Puścił mnie i było 1:0 dla mnie. Nie poszłam jednak do łazienki tak jak mówiłam, a w stronę wyjścia z pokoju. Zawsze wygrywam i Denver musi się z tym pogodzić.

Wzięłam z mojego pokoju ubrania i się w nie ubrałam, co było dość oczywistym posunięciem. Zeszłam na dół i od razu zaczęłam robić naleśniki. Czułam się jak w domu. Takim prawdziwym domu, w którym mogłam czuć się swobodnie. Jeszcze nigdy się tak nie czułam.

Gdy byłam w trakcie smażenia Denver podszedł do mnie od tyłu i przytulając zanurzył głowę w moich włosach. Trochę mi to przeszkadzało w mojej czynności, więc musiałam przerwać tą miłą pieszczotę. I to właśnie jest cholernie dziwne znamy się naprawdę krótko, a zachowujemy się jak para choć wcale nią nie jesteśmy.

-Denver spalę zaraz naleśnika- chciałam odsunąć go łokciem, ale przez przypadek trafiłam w jego ranę przez co chłopak syknął z bólu- Boże Denver przepraszam, nic ci nie jest?

-Nie będzie jeśli mnie przytulisz- powiedział uśmiechając się.

-Niestety, ale musisz pocierpieć, bo smażę naleśniki- po tych słowach od razu złapałam za patelnię i podrzuciła nią by placek przewrócił się na drugą stronę.

Po tym spojrzałam na chłopaka, który patrzył na mnie z otwartą buzią. Jakby nigdy w życiu nie widział by ktoś przewracał w taki sposób naleśnika.

-Jak ty to zrobiłaś?-zapytał naprawdę poważnie. Chyba naprawdę nigdy tego nie widział.

-Po ludzku, chcesz spróbować?- od razu pokiwał twierdząco głową. Zdjęłam tego placka, a potem nalałam na patelnię ciasto. Po chwili podałam dla chłopaka patelnię- Musisz lekko ruszyć naleśnikiem, bo mógł się przykleić, a potem podrzucić, tylko nie rzucaj patelni.

Chłopak robił wszystko co mu powiedziałam. Jednak coś poszło nie tak i placek zamiast z powrotem wylądować na patelni znalazł się na mojej głowie. Czując to na chwilę spoważniałam, a potem zaczęłam się śmiać. Chłopak jednak najwyraźniej się przejął.

-Różyczko nic ci nie jest, nie jest ci gorąco w głowę?-zapytał poważnie.

-Nic mi nie jest spokojnie i głowa mi się raczej nie przegrzeję, bo ja aż tak intensywnie nie myślę- wciąż się śmiałam. Denver zauważając to też zaczął się śmiać.

Stałam na środku kuchni z plackiem na głowie śmiejąc się z Denverem, który do tej pory jeszcze nie widziałam by się śmiał. Zabawa podczas robienia śniadania była przeogromna. Gdy już wszystkie naleśniki były usmażone, usiedliśmy do stołu i zaczęliśmy jeść. W połowie Denver zaczął między nami krótki dialog.

-Za dwa dni zaczynasz rok studencki- stwierdził patrząc na mnie.

-Tak, i co w związku z tym?-zapytałam wkładając do buzi kawałek naleśnika.

-I stwierdziłem, że będę się codziennie zawozić i odbierać z uczelni- popatrzyłam na niego zdziwiona. On naprawdę to powiedział?

-Denver nie trzeba naprawdę, mogę iść na piechotę- kręciłam głową by pokazać, że naprawdę nie musi.

Black RoseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz