Rozdział 2

60 4 0
                                    

Pov.Viviana

Dzisiaj wstałam bardzo wcześnie. Przez całą noc myślałam o wieczornych wiadomościach od Denvera. Odkąd się obudziłam wciąż się zastanawiam czy na pewno powinnam zrezygnować z pójścia na to spotkanie. Nie chcąc jednak tym dłużej myśleć nałożyłam na siebie czarną bluzę i udałam się do kuchni. Zrobiłam sobie płatki z mlekiem, czyli najlepsze możliwe jedzenie. Usiadłam przy stole i jedząc zaczęłam przeglądać telefon. Niecała chwilę później dołączyła do mnie Nadine, która była wyraźnie zaspana.

-Jak się spało?-spytałam.

-Niezbyt- odpowiedziała przecierając dłonią zmęczone oczy.-Wybierasz się dzisiaj na spotkanie?

Nadine zadała mi pytanie, a które sama chciałabym znać odpowiedź. Z jednej stroy bardzo chciałam lepiej poznać całą grupę, ale z drugiej nie miałam zamiaru podczas drugi spotykać się z Denverem.

-Ale wsumie po co ja się ciebie pytam i tak nie masz nic do gadania- powiedziała wyciągając z lodówki butelkę wody i biorąc łyka.

-A to niby dlaczego?- zapytałam zaskoczona.

-To ty nie wiesz? A no tak nie jesteś na grupie naszej paczki. Denver z samego rana napisał, że obowiązkowo dzisiejsze spotkanie ma odbyć się tutaj bo inaczej nie przyjdzie-powiedziała siadając obok mnie.

-I ty się tak po prostu zgodziłaś?!-spytałam z pretensją.

-No nie miałam wyjścia, jak Rosevelt ma wymagania my mamy je spełniać. Jemu nikt się nie sprzeciwia- odpowiedziała zabierając mi moje płatki spod nosa.

-Nie prawda nikt nie ma prawa w taki sposób manipulować ludźmi. Pewnie jeszcze mi powiesz, że dał warunek, że jak nie to już więcej nic wam nie sprzeda-Nadine milczała, co od razu można było wziąć za potwierdzenie moich słów.- Tak myślałam.

-Vivi zrozum nie jesteśmy w stanie żyć bez towaru od niego-powiedziała wkładając do buzi łyżkę płatków.

-Nie Nadi jesteście w stanie, każdy jest, a wy po prostu nie chcecie bez tego żyć-odpowiedziałam wstając od stołu- Idę się przejść nie wiem kiedy wrócę.

-Wróć na spotkanie, proszę-prosiła.

-Zobaczę- odpowiedziałam nakładając buty.

Wyszłam z domu i poszłam w dobrze znanym mi kierunku. Gdy stałam przed drzwiami Fabiana zapukałam, a po chwili otworzył mi chłopak z rozczochraną czupryną i wyraźnie pogniecioną koszulką na sobie.

-Z kim się ruchałeś?-zapytałam wymijając go by wejść do mieszkania.

Od razu udałam się w stronę jego sypialni. Pierwsze co zauważyłam na jego łóżku to rozwalona pościel a na niej biszkoptowy golden retriever, który leżał i przyjaźnie machał ogonem na mój widok.

-Z suką, wow Hayes masz bardzo dziwny gust. Suki to jeszcze bym zrozumiała ale nie aż takie dosłowne- powiedziałam prychając.

-To pies, Astor się wabi- odpowiedział.

-Więc pies, coraz bardziej mnie zaskakujesz-odpowiedziałam patrząc na niego po czym oboje zaczęliśmy się śmiać.

-Co sprowadza pannę Garcie do mnie o tak wczesnej porze?-zapytał.

-Wiedziałeś?-spytałam już dużo poważniej.

-O czym?-zapytał zaskoczony.

-O tym, że pan wielki Rosevelt zażyczył sobie by dzisiejsze spotkanie odbyło się u Nadine w mieszkaniu- powiedziałam z wyrzutem.

-Vivi, napisał o tym dzisiaj rano gdy jeszcze spałem, po za tym ja i tak mam mało do gadania, zazwyczaj po prostu tam przychodzę gdzie ustali i rozkręcam by nikt się nie nudził-odpowiedział.

Black RoseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz