3 października, wtorek

28 7 9
                                    

7.20, dom

Mam 25 minut, żeby zrobić make-up, zjeść śniadanie i wyjść do szkoły. Jak zwykle zaspałam. Ze stresu nie mogłam spać całą noc, a jak już zasnęłam to nie mogłam się obudzić. No nic, zbieram się, bo zaraz muszę wychodzić.

7.50, szkolna toaleta

Zdążyłam, jestem właśnie w toalecie i rysuję kreski za pomocą czarnej, wodoodpornej kredki do oczu.

Pech dalej mnie nie opuszcza. Moje utrapienie mieszka jedno osiedle dalej ode mnie i codziennie rano moje oczy mają nieprzyjemność widzieć jego twarz. Dziś w drodze do szkoły prawie mnie potrącił rowerem. Nie wiem, czy zrobił to specjalnie, ale nieważne. Muszę iść na lekcję.

8.35, polski

Pani Bączek dziś od rana nie jest w humorze. Zrobiła kartkówkę z gramatyki i straszy, że jutro wszystkich będzie pytać na ocenę. Dobra, póki mam chwilę opowiem, co działo się wczoraj i w niedzielę. Po tym jak wróciłyśmy z Rudą z tej imprezy Krystiana, jakoś w niedzielę wieczorem dostałam zaproszenie do znajomych od Alana. Kompletnie nie wiedziałam, czy je akceptować czy nie. W poniedziałek rano napisała do mnie Ruda, że Alan męczył Krystiana o mój numer telefonu. Ostatecznie wyszło tak, że dziś po szkole idę z nim na randkę.

Pani Bączek patrzy na mnie jakimś dziwnym spojrzeniem, więc dla własnego bezpieczeństwa odezwę się później.

9.10, angielski

Piszemy maila na ocenę, a ja piszę pamiętnik.

Pani Majtkowska (nasza wychowawczyni i anglistka) zrobiła aferę na całą klasę, że nic nie umiemy i nie zdamy egzaminu. Kazała nam napisać list do kolegi z Wielkiej Brytanii, że organizujemy dzień sportu. Chyba zbyt bardzo poniosła mnie fantazja. Napisałam, że musi przyjechać, żeby poznać mojego anty-kolegę Eryka i ograć jego drużynę.

Trzymam kciuki, żeby się spełniło.

10.30, edb

Nie wiem po co są te zajęcia, skoro siedzimy i oglądamy film, jak ludzie rozbijają się samolotem na Syberii i zostają kanibalami, bo nie mają co jeść.

Na serio, co mnie to obchodzi, kiedy za 4 godziny idę odrabiać karne sprzątanie sali?!

12.35, przerwa obiadowa, stołówka

Przysięgam, że zaraz wybuchnę.

Muszę uspokoić nerwy, więc opiszę po kolei co się stało. Otóż, ten cholerny dupek przypomniał sobie, że obiecałam mu przynosić obiady do stolika. Właśnie jadłam obiad, a w międzyczasie rozmawiałam z dziewczynami o tym, co się działo na imprezie. Nagle, po przeciwnej stronie stołu usiadł Eryk i zaczął się awanturować.
- Pamiętasz, jaka była umowa?
- Proszę Cię nie zaczynaj nawet.
- Nie ruszam się stąd, dopóki nie przyniesiesz mi zupy.
- Dobra, nie mam ochoty się z tobą kłócić.

Poszłam po tą zupę dla niego i przyniosłam mu do stolika. Tymczasem on do mnie:
- Masz mnie nakarmić, koleżanko.
- Sam się nakarmisz. Chyba masz dwie ręce, kolego?
- Mam, ale TY masz u mnie dług.

W tamtym momencie straciłam nad sobą panowanie. Wzięłam do ręki miskę z zupą i wylałam ją wprost na Eryka.

Oficjanie weszliśmy na wojenną ścieżkę.

13.15 matematyka (10 min do końca lekcji)

Nawet równania pani Sznurek nie mogą mi już bardziej pogorszyć nastroju. Przez to wszystko kompletnie nie mogę się skupić. Modlę się, żebym nie została wywołana dziś do tablicy.

Moje życie to jedna wielka niewiadoma.

14.20, boisko szkolne

Dziś wyszło tak, że sprzątam sama. Przynajmniej nie muszę znosić obecności tego przeklętego chłopaka. Zaraz ma tu przyjść Mandarynka. Jak usłyszała, że będę dzisiaj sama sprzątać boisko, poszła zapytać naszego trenera, pana Czajnika, czy może mi pomóc. Mandarynka sama z siebie oferuje mi pomoc i to jeszcze w sprzątaniu? Nie wiem, coś mi tu śmierdzi.

14.55, sala gimnastyczna

Za 15 minut jestem umówiona z Alanem w parku za szkołą. Siedzę sobie na trybunach i piszę, a Mandarynka właśnie flirtuje z panem Czajnikiem. Już chyba wiem, dlaczego sama zgłosiła się do pomocy.

O Boże, ona podrywa naszego nauczyciela od wf-u!!!

15.30, randka

Nie mogę za bardzo pisać. Siedzimy na stacji benzynowej. Tak
zdaję sobie sprawę, że brzmi to dość komicznie. Randka na stacji benzynowej. Alan poszedł kupić nam hamburgery. Jestem tak strasznie głodna, bo w szkole przez tą dramę z Erykiem, nie dokończyłam obiadu. Kończę, bo idzie Alan.

16.00, park

Alan jest bardzo miły. Oddał mi nawet swojego hamburgera. Prawie zakrztusiłam się, kiedy powiedział, że bardzo mu się podobam.
- Ola, przepraszam na imprezie trochę przesadziłem.
- Trochę tak, mogłeś pocałować mnie w policzek. - odparłam stanowczo.
- Mogłem, ale bardzo mi się podobasz i w dodatku ten chłopak, który tam był... Chyba Eryk... Powiedział, że mam cię zostawić w spokoju. Jesteście razem? - zapytał mnie Alan.
- NIE!
Prawie wrzasnęłam na cały głos, aż ludzie się na mnie zaczęli dziwnie patrzeć.
- Więc nie muszę być o niego zazdrosny? - spytał z uśmiechem na twarzy.
- Alan, on nie jest moim chłopakiem. Zresztą dziś wylałam na niego zupę na stołówce.
- Jesteś pewna, że on nie czuje do ciebie czegoś więcej?
- Nawet mi o tym nie mów. Ja i Eryk?!
- Chciałbym cię lepiej poznać, więc może umówimy się w piątek do kina?
- Pewnie, nie mam nic przeciwko.

Alan chce mnie odprowadzić pod dom. Oby tylko moja mama nas nie przyłapała. Znowu będę musiała kłamać.

17.20, dom

Mam problem. Obok mnie siedzi Eryk. Moja mama zaprosiła go na obiad. Przysięgam, że jak zobaczyłam go przed blokiem, odechciało mi się wracać do domu. Najgorsze, że widział mnie z Alanem. Poza tym nie mam pewności, czy mnie nie wsypał i nie powiedział przypadkiem, co mu dzisiaj zrobiłam.

Chciałabym być czarodziejką, żeby mu wymazać pamięć. Przynajmniej byłabym teraz bezpieczna.

O nie, mama właśnie mówi, że Eryk będzie rozwiązywać ze mną testy z matematyki.

18.30, korepetycje

Jest mi tak niedobrze, że musiałam wyjść do toalety. Chyba coś mi zaszkodziło, bo okropnie boli mnie brzuch.

Mama wyszła na popołudniową zmianę do pracy, więc jestem w domu sama z Erykiem. Tata wraca dopiero po 20. W dodatku Eryk chyba coś wie o mnie i Alanie, bo ironicznie powiedział: "Mogłabyś się skupić na tym równaniu, a nie rozmyślać o swoim nowym chłopaku." Oby to, co mówił Alan nie było prawdą.

19.20, SOR

Leżę pod kroplówką.

Podobno zemdlałam w domu i Eryk zadzwonił na pogotowie. Pielęgniarka powiedziała, że prawdopodobnie zatrułam się jedzeniem. Dalej jest mi niedobrze. Obstawiam, że to wina tych hamburgerów. Dodatkowo, zapytała mnie, czy Eryk jest moim chłopakiem. Zdradziła mi, że odkąd trafiłam do szpitala, ciągle przy mnie siedzi. Co gorsza, powiedziała też, że trzymał mnie za rękę, nawet jak byłam wpół przytomna i wymiotowałam, gdzie popadło.

Przysięgam, nie zjem już nigdy żadnego hamburgera.

Mój tata ma być tu za chwilę. Teraz Eryk po niego poszedł.
Mam pięć nieodebranych połączeń od mojego przyszłego chłopaka (Alana) i spam wiadomości na messengerze.

Podsumowując, aktualnie sprawy wyglądają tak:
Nieoficjalnie mam dwóch chłopaków (jeden, z którym byłam na randce, a drugi - ten, którego oblałam zupą i widział jak wymiotowałam), zerową wiedzę z matematyki i zatrułam się hamburgerami.

Szczęście w nieszczęściu, że jutro są dwie matematyki, a ja wracam do szkoły dopiero w czwartek.

Pamiętnik Blondynki - Historia OliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz